Wykonawcy dostaną prawo do zejścia z budowy bez konsekwencji, jeśli kontrahent nie płaci za roboty. To właściwie jedyna zaleta nowych przepisów o gwarancjach zapłaty za roboty budowlane
Nowe przepisy o gwarancjach dają wykonawcy robót budowlanych prawo żądania w dowolnym momencie od zleceniodawcy (inwestora lub generalnego wykonawcy) przedstawienia gwarancji zapłaty. Ma ona dawać pewność, że jeśli zleceniodawca nie rozliczy się za pracę, pieniądze wypłaci ubezpieczyciel czy bank. Na jej uzyskanie ma być nie mniej niż 45 dni. Po tym terminie wykonawca będzie mógł zejść z budowy z winy kontrahenta, a więc unikając kar przewidzianych w umowie. Obecnie jeśli wykonawca nie dostanie pierwszej czy drugiej transzy wynagrodzenia, jest w pułapce. Nie może porzucić pracy, bo ryzykuje kary, często bardzo wysokie.
Jak się jednak okazuje, większość firm nie ma co liczyć na takie gwarancje.
– Nie widzimy zainteresowania wystawianiem gwarancji zapłaty ze strony zakładów ubezpieczeń – mówi Michał Talarski z firmy brokerskiej Marsh.
Niektórzy ubezpieczyciele, np. Euler Hermes czy grupa HDI, mówią wprost: gwarancji nie będą wystawiać.
– Wciąż zbyt duże jest ryzyko utraty płynności przez firmy z tej branży – mówi Andrzej Kardasiewicz z Euler Hermes.
– Nie planujemy oferowania tego rodzaju produktu, ponieważ jest to gwarancja płatnicza, standardowo wyłączona z ochrony reasekuracyjnej – mówi Agnieszka Maksymow, z grupy HDI.
Część firm nie wyraża się już tak kategorycznie.
– Nie wykluczamy ich udzielania, pod pewnymi warunkami – mówi Elwira Ostrowska-Graczyk z PZU.
Tłumaczy, że przy tego typu gwarancjach istotna jest sytuacja finansowa wnioskodawcy, jego reputacja i możliwe zabezpieczenia. Podobne podejście prezentują też banki, które w ostatnim czasie mniej chętnie wystawiają wszelkiego rodzaju gwarancje.
– To produkt, w którym podobnie jak przy kredytach trzeba oceniać ryzyko przedsiębiorców – mówi Michał Wierzchowiecki, dyrektor departamentu finansowania handlu w Kredyt Banku.
Dodaje, że jego bank wystawia gwarancje przede wszystkim ze zlecenia klientów, z którymi ma głębsze relacje, tzn. mają oni np. w jego banku konto, kredyt czy korzystają z innych produktów bankowych.



To oznacza, że na gwarancje mogą liczyć tylko przedsiębiorstwa, których sytuacja finansowa jest dobrze znana instytucji wystawiającej. A więc takie, które nie mają kłopotów finansowych. W rezultacie z tego rozwiązania będą korzystać największe firmy – głównie po to, aby podkreślić, że kooperacja z nimi niczym nie grozi.
– Firmy wydmuszki nie dostaną takich gwarancji. Te rzetelne, stabilne finansowo nie będą miały z tym problemów – mówi Janusz Zaleski z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, zrzeszającego 100 największych firm w kraju.
Tymczasem problemy z płatnościami w tej branży są coraz większe. Z danych zebranych przez wywiadownię gospodarczą Dun & Bradstreet wynika, że w lutym tego roku 4178 firm zalegało z płatnościami na ponad 153 mln zł, podczas gdy w lutym 2009 r. zaległości 2761 firm sięgały 98 mln zł.
Ze strony prawa
Nowe przepisy (art. 649 k.c.) dotyczące gwarancji zapłaty za roboty budowlane powinny wejść w życie za kilkanaście dni. Prezydent podpisał ustawę nowelizującą kodeks cywilny 1 marca, a wchodzi ona w życie 30 dni od jej publikacji. Jej uchwalenie to efekt tego, że kilka zapisów ustawy o gwarancji zapłaty za roboty budowlane z 9 lipca 2003 r. zostało uznanych za niezgodne z art. 2 Konstytucji RP. Wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 27 listopada 2006 r. (Dz.U. z 2006 r. nr 220, poz. 1613) część przepisów utraciła moc 30 czerwca 2007 r.