Apteki, które nie są powiązane z dużymi graczami, zaczynają przegrywać z rosnącą w siłę konkurencją. Na dno ciągną je coraz większe długi i topniejąca marża.
Zbliżającą się falę tsunami eksperci zauważyli już w zeszłym roku. Mimo świetnych wyników – sprzedaż leków sięgnęła rekordowych 27,4 mld zł, o ponad 10 proc. więcej niż w 2008 roku – upadło blisko 470 aptek. Co się stało?
– Zadecydowała ekonomia. Apteki miały zbyt małe obroty – mówi Marcin Gawroński, analityk firmy IMS Health.
Plajtowały przede wszystkim małe punkty, pozostające w rękach jednej rodziny. Ponieważ ich miejsce natychmiast zajmowali więksi gracze, liczba aptek w 2009 roku się nie zmniejszyła. Do tego w ubiegłym roku właściciela zmieniło blisko 300 punktów handlujących lekami. Przejęły je mocne sieci farmaceutyczne.
Ubiegły rok był tylko ciszą przed burzą. Prawdziwa zawierucha na rynku zacznie się teraz. Według ekspertów z firmy Euler Hermes w 2010 roku po raz pierwszy od lat liczba aptek spadnie.
Największy wpływ na falę bankructw będą miały malejące zyski i rosnące długi aptek. Ich fatalna kondycja wynika z tego, że w Polsce handlem lekami zajmuje się zbyt dużo firm. W rezultacie ich rentowność jest mała.
Według wyliczeń izb aptekarskich w Polsce jedna apteka przypada na niespełna 3 tys. mieszkańców, podczas gdy na zachodzie Europy wskaźnik ten sięga 4,5 tys.

Więcej:

W rodzinne apteki uderzy w tym roku fala bankructw