Firmy, które są ofiarami kryzysu, nie powinny liczyć na pomoc ekstra z funduszy unijnych. Opóźnia się wprowadzenie prawa, które pozwoliłoby im uzyskać nawet 2 mln zł wsparcia na inwestycje.
Mimo że projekt rozporządzenia Ministerstwa Rozwoju Regionalnego regulującego zasady wsparcia dla przedsiębiorców, którzy zostali dotknięci przez kryzys, ujrzał światło dzienne na początku stycznia, to do tej pory nie zajął się nim rząd. Jest to niezbędne, bo tryb udzielania pomocy musi zaakceptować Komisja Europejska. Czasu jest mało, bo kryzysowe dotacje muszą zostać wypłacone do końca roku.
Pod koniec 2008 roku Bruksela wprowadziła pakiet antykryzysowy, który miał pobudzić unijną gospodarkę. Jednym z jego elementów są dotacje w wysokości do 500 tys. euro dla firm, które ucierpiały z powodu kryzysu. Dotacje miały mieć formę pomocy bezzwrotnej. Wsparcie ze środków unijnych może wynosić 100 proc. kosztów inwestycji.
Niestety, przez cały ubiegły rok polskim urzędnikom nie udało się przygotować odpowiedniego rozporządzenia. Jego projekt resort rozwoju przedstawił dopiero w pierwszym tygodniu stycznia, choć już we wrześniu został on zaakceptowany przez Komisję Wspólną Rządu i Samorządu. To była ważna decyzja, bo dotacje kryzysowe mają być wypłacane przez samorządy wojewódzkie, a pieniądze na nie mają pochodzić z regionalnych programów operacyjnych.
– Nawet jeśli dotacje zostaną szybko uruchomione, to pieniądze trafią do firm dopiero pod koniec roku. Jeśli przedsiębiorca przetrwał na rynku dwa lata kryzysu, oznacza to, że sobie z nim poradził i nie musi sięgać po specjalną pomoc – mówi Marzena Chmielewska, dyrektor Departamentu Funduszy Strukturalnych w PKPP Lewiatan.

Więcej informacji: Firmy muszą liczyć się ze spóźnioną wypłatą dotacji kryzysowych.