Prezydent Lech Kaczyński oświadczył we wtorek w Elblągu, że w sprawie wprowadzenia w Polsce waluty euro "musi być referendum".

Na konferencji prasowej prezydent powiedział, że rok 2011 jest "całkowicie niewykonalną" datą, jeśli chodzi o wejście Polski do strefy euro, także - w jego przekonaniu - również rok 2012 jest przedwczesny.

Premier Donald Tusk zapowiedział w połowie września, że jego rząd będzie dążył do tego, aby Polska w 2011 roku była gotowa do przystąpienia do strefy euro. Zdaniem premiera będzie to trudne, ale możliwe do zrealizowania.

"Ja myślę, że rok 2011 to jest pytanie bezprzedmiotowe, bo już teraz wiadomo, że to jest całkowicie nierealna data" - powiedział prezydent we wtorek.

Zaznaczył, że się trochę dziwi, iż "tego rodzaju daty w ogóle padły". "Powtarzam, dzisiaj już wiadomo, że jest całkowicie niewykonalna. Ja myślę, że w chwili, kiedy ta data padła, to wszyscy zainteresowani o tym wiedzieli. Zastanawiam się czasem, czy tutaj nie chodziło o to, aby odwrócić uwagę opinii publicznej od innych problemów" - ocenił Lech Kaczyński.

Prezydent mówił, że jeżeli ktoś traci pieniądze, to ktoś je musi zyskiwać, chyba, że "jest ogólny spadek"

Prezydent przypomniał, że Polska w Traktacie Akcesyjnym zobowiązała się do tego, że kiedyś wprowadzi walutę euro, ale nie był tam żadnej daty. Lech Kaczyński uważa, że zarówno rok 2011, jak i 2012, o którym się teraz mówi, są "głęboko" przedwczesne.

Zdaniem prezydenta, powodów jest kilka. "Pierwszym - najważniejszym dla mnie - jest to, że wprowadzenie euro w tym okresie to operacja, która spowoduje, mówiąc otwarcie, zbiednienie bardzo znacznej części naszego społeczeństwa" - oświadczył Lech Kaczyński.

Prezydent ocenił, że w ostatnich latach, szczególnie począwszy od lat 2005-7, znaczna część naszego społeczeństwa zaczęła się mieć lepiej po okresie stagnacji, a także "zmniejszył się obszar nędzy". "No i teraz, po kilku zaledwie latach, ma być znowu regres, kiedy kraj się jednak rozwija. A dlaczego?" - pytał L. Kaczyński.

Prezydent mówił, że jeżeli ktoś traci pieniądze, to ktoś je musi zyskiwać, chyba, że "jest ogólny spadek".

"Powiedzmy jeżeli PKB ogólnie spada to może być tak, że jedni tracą, a inni nie zyskują, bo można powiedzieć bochenek jest ogólnie mniejszy. Ale jeżeli bochenek - ja tak to nazywam - co dany kraj wytwarza, jest nie mniejszy, a nawet większy, to jak ktoś stracił, to ktoś musi zyskać, powstaje pytanie - kto?" - mówił Lech Kaczyński.

Prezydent mówił, że jest przeciwny temu, żeby ci, którzy mają dzisiaj źle - stracili, a pewna wąska grupa bardzo zdecydowanie zyskała.

"Czy euro będzie?" - zastanawiał się Lech Kaczyński. Jego zdaniem, euro będzie w Polsce, jeżeli ten system europejskiej waluty się sprawdzi. A - kontynuował prezydent - jak dotąd wszystko wskazuje, że się w międzynarodowym świecie sprawdził, bo euro jest dzisiaj niezwykle silnym konkurentem dla dolara.

"Ale na pewno nie w roku 2012, jeżeli chodzi o Polskę, tylko istotnie później" - podkreślił prezydent.

Według Lecha Kaczyńskiego, "pewnie przyjdzie dzień", w którym będziemy musieli wprowadzić euro w Polsce

W ocenie Lecha Kaczyńskiego, nikt rozsądny nie potrafi dzisiaj wskazać, jaka jest konkretna, optymalna data wprowadzenia w Polsce euro, bo to jest bardzo silnie związane z tym, co się będzie działo na świecie po tym, co się ostatnio zdarzyło w USA.

"I myślę, że to musi być przedmiot referendum też. Zmiana waluty narodowej na ponadnarodową jest zmianą fundamentalną, olbrzymią (...) Jest też rezygnacją znacznej części suwerenności, pamiętajmy o tym" - mówił prezydent.

Dodał, że dzisiaj w Polsce tę suwerenność realizuje w pierwszym zakresie nie rząd, nie prezydent, ale przede wszystkim niezależny NBP.

Według Lecha Kaczyńskiego, "pewnie przyjdzie dzień", w którym będziemy musieli wprowadzić euro w Polsce, ale powinno to być wtedy, kiedy dla Polaków będzie to korzystne.

Prezydent powiedział, że występuje proces wyrównywania się cen po wprowadzeniu euro, a - jak dodał - wziąwszy pod uwagę, że także za cztery lata Polska będzie krajem biedniejszym niż przeciętna europejska, to my na tym stracimy.