RWE Polska podnosi o 4,7 proc. ceny prądu dla gospodarstw domowych. URE chce odzyskać kontrolę nad taryfami detalicznymi RWE i Vattenfall Sales Poland.
RWE Polska, która sprzedaje energię elektryczną w Warszawie, od stycznia 2010 roku podnosi jej ceny dla gospodarstw domowych. W podstawowej taryfie, z której korzysta większość z ponad 800 tys. klientów spółki, a w której cena jest stała przez całą dobę, wzrost wyniesie około 4,7 proc. Drugi składnik opłat za prąd, czyli tak zwana opłata handlowa, nie zmieni się.
– Zmiana podyktowana jest przede wszystkim zwiększeniem obowiązku zakupu energii ze źródeł odnawialnych i energii pochodzącej z kogeneracji oraz 20-proc. zrostem kosztu zakupu energii pochodzącej z tych źródeł – mówi Karolina Tyniec-Margańska z RWE Polska.
Zgodnie z prawem w przyszłym roku 10,4 proc. sprzedawanej energii powinno pochodzić ze źródeł odnawialnych. W tym roku było to 8,4 proc.
Ceny energii elektrycznej dla gospodarstw domowych są formalnie nadal regulowane, ale RWE i Vattenfall Sales nie muszą przedstawiać ich do zatwierdzenia URE. To skutek przegranych niedawno przez regulatora w sądzie apelacyjnym procesów z tymi firmami. Ale URE nie zamierza zrezygnować z odzyskania kontroli nad cenami ustalanymi przez obie firmy.
– Mogę powiedzieć, że zamierzamy podjąć działania przywracające zatwierdzanie cen dla odbiorców RWE i Vattenfalla – powiedział Mariusz Swora, prezes Urzędu Regulacji Energetyki, ale odmówił podania szczegółów.



Jednak Vattenfall, inaczej niż RWE, na razie nie podnosi cen.
– Jeszcze analizujemy sytuację. Nie wysłaliśmy odbiorcom zawiadomień o zmianie cen. Podwyżek cen od stycznia prawdopodobnie nie będzie – mówi Grzegorz Lot, dyrektor ds. sprzedaży w Vattenfall Sales Poland.
Oznacza to, że w nowym roku prąd może zdrożeć tylko dla odbiorców indywidualnych RWE. Sprzedawcy z grup PGE, Enea i Tauron Polska Energia, którzy sami nie mogą ustalać cen, trzykrotnie już odrzucili bowiem propozycje cenowe regulatora. URE, który proponuje wprawdzie podwyżki cen, ale mniejsze od żądnych przez energetyków, zamierza wysłać po raz czwarty wnioski o obniżenie planowanych przez firmy cen detalicznych na rok przyszły, ale jeszcze tego nie zrobił. Tymczasem czasu jest niewiele – aby podwyżki cen prądu mogły wejść w życie, energetycy muszą się dogadać z regulatorem najpóźniej do czwartku. To wprawdzie tylko dwa dni, więc pozornie ryzyko podwyżek jest niewielkie, ale przedstawiciele branży energetycznej przyznają, że zdarzały się już tak szybko zawierane kompromisy.
W jeszcze innej sytuacji niż odbiorcy RWE, Vattenfalla, PGE, Enei i Taurona znaleźli się klienci Energi. Ta firma, jako jedyna spośród polskich państwowych sprzedawców, złożyła wniosek o ceny zgodny, jak twierdzi, z wytycznymi URE. Jego przyjęcie oznaczałoby dla klientów Energi wzrost prądu o około 7 proc. Tyle że wczoraj jeszcze nie było wiadomo, czy regulator ten wniosek zatwierdzi.



– Nie ma żadnych decyzji. Postępowanie taryfowe trwa – powiedział Mariusz Swora.
Energa zgodziła się na wytyczne regulatora, bo, jak twierdzi, oznacza to dla niej straty mniejsze, niż gdyby taryfy odrzuciła. Jednak nadal zamierza walczyć o większe podwyżki.
– Przyjęcie propozycji URE oznacza dla nas straty kilkuset tysięcy złotych dziennie. Nie stać nas na to. Jeśli regulator zatwierdzi nasz wniosek, to i tak w styczniu złożymy kolejny o podwyżkę cen – mówi Marcin Ludwicki, wiceprezes Energi Obrót, która w grupie Energa zajmuje się sprzedażą detaliczną energii elektrycznej.
Klienci RWE znajdą się w szczególnie trudnej sytuacji. Podwyżki dotkną ich jako pierwszych, a na dodatek, choć teoretycznie mogą poszukać tańszego dostawcy prądu, faktycznie nie mają takiej możliwości. Po prostu nie ma ofert od konkurencji. Wprawdzie do końca grudnia można skorzystać z propozycji PGE, która obejmuje całą Polskę, ale cena prądu oferowanego przez ten koncern byłaby wyższa niż będzie w RWE po podwyżkach (PGE chce 269,9 zł za 1 MWh plus 3 zł opłaty miesięcznie wobec 255,5 zł za 1 MWh plus 3,49 zł opłaty miesięcznie, których do przyszłego roku będzie żądać RWE).