Od początku roku wartość udzielonych kredytów z dopłatą wyniosła 4,4 mld zł. Zdaniem ekspertów program jest skuteczny i Ministerstwo Infrastruktury niepotrzebnie chce go zmienić.
Ministerstwo Infrastruktury chce, by system dopłat do kredytów mieszkaniowych zastąpić mechanizmem pomocy dla deweloperów, którzy korzystaliby z gwarancji państwa na kredyty budowlane.
– Jeśli budżet będzie gwarantował kredyty dla deweloperów, to inwestycje mieszkaniowe rzeczywiście mogą ruszyć. Jednak trzeba pamiętać, że gwarancje dla deweloperów będą kosztowały wielokrotnie więcej niż dopłaty do kredytów. Aby udzielać gwarancji, trzeba utworzyć specjalny fundusz lub stworzyć rezerwę budżetową – mówi Ryszard Matkowski, były wiceprezes Urzędu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast.
Eksperci podkreślają, że z punktu widzenia państwa program Rodzina na swoim w obecnym kształcie nie jest drogi. W tym roku dopłaty do kredytów mieszkaniowych udzielonych w całym okresie jego funkcjonowania wyniosą 108 mln zł. Dzięki temu 35,6 tys. osób wzięło w bankach kredyty hipoteczne na 5,7 mld zł. Tylko w tym roku (według danych z końca października) banki udzieliły 4,4 mld zł kredytów z dopłatami. Kosztowało to budżet państwa 54,7 mln zł, a pożyczki dostało prawie 25,5 tys. osób. Zestawiając to z liczbą mieszkań oddanych w tym roku do użytku (do końca sierpnia prawie 115 tys.), okazuje się, że prawie co czwarte mieszkanie mogło być kupione za pożyczkę z dopłatą.
– W czasie kryzysu na rynku nieruchomości ten program ratował sytuację – mówi Maciej Dymkowski z redNet Property Group.
Deweloperzy także nie wypowiadają się dobrze o nowych propozycjach ministerstwa. Wielu z nich rozpoczęło nowe inwestycje, starając się dostosować do limitów obowiązujących w programie. Teraz obawiają się, że nowe kredyty z dopłatą nie będą udzielane.
– To wygląda, jakby ktoś chciał zniszczyć program, który przyzwoicie działa. Wiele osób zainteresowanych kupnem mieszkania wypadnie z tego programu, bo nie spełni nowych wymagań – dodaje Jacek Kaliszuk, dyrektor ds. realizacyjnych Polnordu.



W nowym systemie osoba chcąca nabyć mieszkanie od dewelopera nie będzie się kontaktowała z bankiem. Deweloper za pomocą kredytu z gwarancją państwa postawi budynek, a klient wpłaci mu 30 proc. wartości mieszkania i tym samym nabędzie prawo do zamieszkiwania w tym lokalu. Przez kolejne 10 lat będzie musiał spłacić pozostałą część należności za mieszkanie.
– Jeśli mieszkanie ma wartość 300 tys. zł, to najpierw trzeba wpłacić 90 tys. zł, a później przez 10 lat, co miesiąc, trzeba płacić raty kapitałowe w wysokości 1750 zł. Do tego trzeba jeszcze dodać odsetki. To na pewno nie będzie program dla przeciętnej rodziny – mówi Jarosław Sadowski z Expandera.
Kto więc z tego programu będzie mógł skorzystać?
– Mieszkania w tym programie na pewno będą droższe o koszty obsługi finansowej, bo deweloper będzie musiał spłacać kredyt i obciąży tym swoich klientów. Ten program może być dla ludzi, którzy mają nieujawnione dochody i funkcjonują w szarej strefie. Nie dostaną w banku kredytu hipotecznego, ale w praktyce mają zdolność do spłaty mieszkania wynajmowanego przez 10 lat od dewelopera – mówi Ryszard Matkowski.
Eksperci podkreślają, że zapowiedź zmian w Rodzinie na swoim może spowodować krótkotrwałe ożywienie na rynku, bo wiele osób będzie się starało uzyskać kredyt z dopłatą jeszcze na starych zasadach.
– To napędzi sprzedaż tylko w krótkim okresie poprzedzającym wprowadzenie zmiany – mówi Jacek Kaliszuk.