W wyniku rosyjsko-białoruskiego sporu o cenę gazu może dojść do wstrzymania dostaw surowca do Polski. Wówczas zabraknie 30 proc. potrzebnego nam gazu.
W wyniku sporu na linii Mińsk –Moskwa realne jest częściowe, a nawet całkowite wstrzymanie dostaw surowca przez Białoruś do Polski. Jeśli spełniłby się ten czarny scenariusz, oznaczałoby to, że w naszym bilansie gazu brakowałoby nawet 30 proc. potrzebnego nam paliwa. Przez Białoruś importujemy bowiem w sumie ponad 4 mld m sześc. surowca rocznie.

Zimą będziemy oszczędzać

Już od stycznia, w wyniku rosyjsko-ukraińskiego sporu, nie otrzymujemy 2,3 mld m sześc. zakontraktowanego gazu, które miał nam dostarczać RosUkrEnergo. Zobowiązania tej spółki przejął Gazprom i od czerwca do końca września przesłał nam dodatkowy 1 mld m sześc. surowca. Niedobory wciąż jednak są znaczące – szacuje się je na 0,5–0,7 mld m sześc. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) nie wyklucza więc, że zimą będzie konieczność ograniczenia dostaw do odbiorców przemysłowych. Być może surowca brakować będzie także w przyszłym roku. Od 10 miesięcy nie możemy bowiem dojść do porozumienia z Rosjanami w sprawie dodatkowych dostaw od 2010 roku.
– W efekcie, nie dość, że nie mamy jasnych perspektyw co do rozwikłania problemów z brakiem surowca na rok przyszły, to teraz mogą one być spotęgowane – mówi Grzegorz Pytel, ekspert rynku gazu w Instytucie Sobieskiego.
Tymczasem w regionie szykuje się bowiem kolejny konflikt gazowy. Tym razem z udziałem Rosjan i Białorusinów. Ci pierwsi chcą, by Mińsk od nowego roku płacił za gaz więcej o około 40 dol. /1000 m sześc. Drudzy domagają się, by cena pozostała na poziomie tegorocznym. Po polskiej stronie na razie panuje spokój, choć nieuzasadniony. Zakręcenie gazowych kurków naszym wschodnim sąsiadom oznaczać bowiem będzie, że paliwo przestanie płynąć również do Polski i dalej na Zachód. Tymczasem tą drogą sprowadzamy około 50 proc. surowca kupowanego od Gazpromu, co stanowi z kolei niemal 1/3 potrzebnego nam tzw. błękitnego paliwa.
Aktualnie ze Wschodu odbieramy tylko gaz, który otrzymujemy w ramach kontraktu jamalskiego – łącznie ponad 7,3 mld m sześc. rocznie. Część surowca przesyłanego jest do Polski przez Białoruś. PGNiG nie chce zdradzić, ile dokładnie. Analitycy szacują, że chodzi o ok. 4 mld m sześc. rocznie. Surowiec ten dociera via gazociąg jamalski (2,68 mld m sześc.) oraz przez punkt zdawczo-odbiorczy Wysokoje (ok. 2 mld m sześc.). Reszta dostaw trafia przez Ukrainę do punktu Drozdowicze.



Spór jak co roku

Andrzej Sikora, dyrektor Instytutu Studiów Energetycznych, uspokaja, że spór o cenę gazu między Moskwą i Mińskiem przerabiamy niemal co roku.
– Dotychczas obyło się bez potrzeby wstrzymywania dostaw – przypomina nasz rozmówca.
Wątpi on, by Rosjanie zamknęli jedną drogę transportu gazu do Europy (gazociąg jamalski), nie mając drugiej, alternatywnej.
Zagrożone dostawy ze Wschodu
● 2,3 m sześc. rocznie – brakujące dostawy, z których nie wywiązał się RosUkrEnergo, który od początku 2009 roku nie dostarcza już Polsce gazu. Na podstawie umowy z PGNiG w zamian Gazprom przesłał nam dodatkowy 1 mld m sześc.
● 4 mld m sześc. rocznie – gaz dostarczany przez Białoruś w ramach kontraktu jamalskiego (gazociągiem jamalskim i rurociągiem przez Wysokoje)
● 1,66 mld m sześc. – zapasy gazu w magazynach PGNiG