Uczelnie mają coraz większy problem ze studentami, którzy nie płacą za czesne. W niektórych szkołach wyższych zadłużone jest już ponad 50 proc. studentów.
Wielu studentów nie płaci czesnego za studia. I to nie są już tylko kilkudniowe opóźnienia, wynikające z oczekiwania na wynagrodzenie. Studenci zalegają z opłatami za kilka miesięcy nauki, a czasem po semestrze rezygnują ze studiów, nie regulując zobowiązań. Długi studentów sięgają nawet kilku milionów złotych w niektórych uczelniach.
Kanclerz jednej z warszawskich uczelni prywatnych (nie chce, by w tekście została wymieniona nazwa) przyznaje, że problem jest istotny. Ponad 50 proc. studentów jest winnych szkole więcej niż 1 tys. zł.
Trudna sytuacja jest również w innych miastach, na przykład w Krakowie.
– Zaległości finansowe studentów to istotny problem na większości uczelni. Krakowska Akademia ma około 3,3 tys. dłużników, z których każdy jest winny uczelni ponad 1 tys. zł – mówi Robert Krawczyk, kierownik działu spraw studenckich Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego.
Tłumaczy, że w większości są to osoby, które przestały być studentami w wyniku skreślenia z listy studentów czy też rezygnacji, a nie uregulowały zobowiązań.
Jak podkreślają uczelnie – rezygnacja z nauki bez opłacenia czesnego zdarza się często. I właśnie z takimi osobami – które już nie są studentami danej uczelni – jest największy kłopot. Część prywatnych szkół wyższych przyznaje bowiem, że egzekwowanie długów w przypadku takich osób jest właściwie niewykonalne.
– Jedyne, co możemy zrobić, to wysłać list z wezwaniem do zapłaty. Zdarza się, że uda się podpisać ugodę i kwota jest obniżana na przykład o odsetki. Niestety, tylko w pojedynczych przypadkach udaje się dogadać z dłużnikiem – mówi Robert Krawczyk.
Niektóre szkoły kierują natomiast sprawę zadłużenia na drogę sądową.
– W ciągu ostatniego semestru skierowaliśmy 32 pozwy przeciwko dłużnikom do sądu. Na chwilę obecną tylko cztery sprawy nie są zakończone. Pozostałe wygraliśmy – tłumaczy przedstawiciel jednej z uczelni.
Dodaje jednak, że pozew to ostateczność. Nim do tego dojdzie, uczelnie wysyłają trzy wezwania do zapłaty.
Zdecydowanie łatwiej jest ściągnąć dług od aktywnego studenta. Niektóre uczelnie stosują bowiem dodatkowe kary, które zabezpieczają przez rosnącymi – w sposób niekontrolowany – długami.
– Studenci, którzy mają zaległości, nie są dopuszczani do sesji egzaminacyjnej ani egzaminu dyplomowego. Stąd też przypadki zadłużenia na naszej uczelni występują, ale nie jest to istotny problem – mówi Anna Paciorek, rzecznik prasowy Akademii im. Leona Koźmińskiego.
Nie wszystkie uczelnie podchodzą jednak do tematu tak rygorystycznie. Przedstawiciel Krakowskiej Akademii przyznaje, że studenci, którzy mają zaległości, nie powinni dostawać karty egzaminacyjnej. Zdarza się jednak, że po uzgodnieniach z uczelnią – gdy student przedstawi swoją złą sytuację materialną – zostaje wydana decyzja o dopuszczeniu do sesji. Z kolei skreślenie z listy studentów za zaległości to już zupełna ostateczność. Według Krakowskiej Akademii właściwie nie ma wtedy możliwości ściągnięcia długu.