Prąd w Polsce mógłby być tańszy, gdyby istniały większe możliwości importu z zagranicy, zwłaszcza z Ukrainy i Skandynawii, gdzie ceny hurtowe są w tej chwili niższe niż u nas.
Przejęcie jesienią 2008 r. przez PSE Operator operatora krajowego elektroenergetycznego systemu przesyłowego, od Polskiej Grupy Energetycznego linii łączących Polskę z Białorusią i Ukrainą obudziło nadzieję odbiorców energii na tańsze dostawy z Białorusi, ale przede wszystkim z Ukrainy. Z tym państwem łączy nas sieć wysokiej mocy (o napięciu 750 KV) na trasie Chmielnicka–Rzeszów. Niestety jest nieczynna od 1993 roku. PSE Operator zapowiadał, że możliwe jest jej uruchomienie nawet za trzy lata, ale sprawa utknęła w martwym punkcie.
– Systemy elektroenergetyczne Ukrainy i Polski są różne (my funkcjonujemy w ramach zachodnioeuropejskiego UCTE, Ukraina w ramach rosyjskiego IPS/UPS), i aby można było przesyłać prąd do naszego kraju, trzeba by było zbudować tak zwaną wstawkę prądu stałego – mówi Dariusz Chomka, rzecznik PSE Operator. Nie ma na to zgody Kijowa, który nie chce inwestować w „protezę”. Wolałby, aby powstało stałe połączenie z europejskim systemem.
PSE Operator przejął także inną linię łączącą Polskę z Ukrainą – czynną sieć Zamość–Dobrotwór o mocy 220 MW (z której energię do 2014 roku czerpie PGE) i nieczynne połączenie z Białorusią Roś–Białystok. Ich łączna moc przesyłowa to prawie 2000 MW. Gdyby wszystkie były czynne, to można by nimi przesyłać do 15 TWh energii, co odpowiada około 10 proc. prądu wyprodukowanego w 2008 roku w Polsce.
– Międzynarodowych połączeń energetycznych jest za mało. Teraz w Skandynawii czy na Ukrainie ceny hurtowe energii elektrycznej są niższe niż w Polsce. Gdybyśmy po nią mogli sięgnąć, to moim zdaniem cena energii w Polsce mogłaby być niższa – mówi Mirosław Bieliński, prezes zarządu Energi.
Niektóre firmy mają jednak możliwości importu prądu. Są to jednak ilości tak małe, że nie mają wpływu na ceny.
Polska jest połączona kablem podmorskim ze Szwecją o mocy 600 MW. Dysponuje nim spółka SwePol Link, w której 33 proc. udziałów ma Polska Grupa Energetyczna. Według oceny Towarowej Giełdy Energii cały import ze Szwecji to jednak mniej niż 25 proc. produkcji jednej tylko elektrowni w Kozienicach.
Całkowite zdolności przesyłowe PSE Operator na połączeniach z Niemcami, Czechami i Słowacją wynoszą 1500 MW dla eksportu i tylko 500 MW dla importu do Polski. Podpisane pod koniec września porozumienie między PSE Operator i Vattenfall European Transmission nic w najbliższych latach nie zmieni. Firmy mają w styczniu 2010 r. powołać spółkę, której celem będzie budowa połączenia o mocy 1000 MW na linii Berlin–Poznań.
– Przewiduje się, że linia będzie oddana do 2020 roku. Ale nie będzie to łatwe. Przy granicy z Niemcami są tereny chronione programem Natura 2000, a to utrudnia inwestowanie – mówi Dariusz Chomka.
Szybko nie doczekamy się też wybudowania połączenia Polska-Litwa. Zgodnie z planami do 2015 roku ma być wybudowane połączenie o mocy 600 MW, a potem rozbudowane do 1000 MW. Na razie po obu stronach granicy trwają prace nad projektowaniem tras sieci.
Jeśli sytuacja połączeń wschodnich nie zmieni się w najbliższym czasie, to na wiele kolejnych lat Polska pozostanie taką samą wyspą energetyczną jak teraz, czyli bez istotnych możliwości importu energii.