Do końca roku zostaną zamknięte wysypiska, które nie spełniają norm ekologicznych. W miejsce składowisk miały powstać nowoczesne zakłady, ale wciąż ich nie ma. Dla samorządów to problem z wywozem śmieci, dla mieszkańców to wzrost cen.
Od nowego roku samorządy będą miały kłopot z wywozem śmieci.
– Nie wiem, gdzie od 1 stycznia będą trafiały nasze odpady komunalne – przyznaje Józef Zajkowski, wójt małej gminy Sokoły w woj. podlaskim.
Do końca roku samorząd musi zamknąć swoje wysypisko i poszukać nowego miejsca, w którym będą składowane śmieci. Tymczasem o dostęp do innych składowiskach będzie bardzo ciężko. Powód? Do końca roku zostanie zamkniętych w Polsce kilkaset wysypisk.

Likwidacja wysypisk

Jak informuje Elżbieta Piotrowska z podlaskiego urzędu marszałkowskiego, w samym województwie podlaskim zniknie 41 składowisk odpadów komunalnych. To więcej niż połowa obecnie funkcjonujących.
W innych województwach sytuacja nie jest lepsza. Na przykład na terenie województwa lubelskiego ma zostać zamkniętych prawie 100 wysypisk śmieci, w mazowieckim – 42, w dolnośląskim – 30, a w zachodniopomorskim – 11.
To pokazuje, że problem, co zrobić z własnymi śmieciami, stanie się na początku przyszłego roku tematem numer jeden dla wielu samorządów. Nie wiadomo, ile ich dokładnie będzie, bo resort środowiska, nie odpowiedział na nasze pytania, dotyczące procesu zamykania składowisk.
Likwidowanie wysypisk to wymóg Unii Europejskiej, która nie zgadza się, by w Polsce funkcjonowały niespełniające norm ekologicznych składowiska. Dodatkowo nie będą budowane nowe, ponieważ Krajowy Plan Gospodarki Odpadami zakłada ograniczenie miejsc, do których będą trafiały śmieci. W każdym województwie ma powstać kilka–kilkanaście dużych zakładów zagospodarowywania odpadów. Ich budowa to zadanie miast lub związków gmin liczących co najmniej 150 tys. mieszkańców. Problem w tym, że zdecydowanej większość zakładów jeszcze nie ma, a wysypiska zamknąć trzeba.

Opóźnione inwestycje

– Nasz zakład unieszkodliwiania odpadów wraz ze składowiskiem powstanie dopiero za dwa lata – mówi Bartosz Detkiewicz, sekretarz Związku Międzygminnego Gospodarka Komunalna w Ełku, który skupia 12 samorządów z woj. warmińsko-mazurskiego.
Na budowę zakładu związek pozyskał w maju unijną dotacje. Jednak na decyzję, czy należy się mu dofinansowanie ze środków UE, czekał prawie rok. Przez ten czas nie mógł wystartować z inwestycją.



Do momentu wybudowania zakładu samorządowcy będą musieli jakoś dać sobie radę z swoim śmieciami, bo grozi im zamknięcie na ich terenie ośmiu z dziesięciu istniejących wysypisk.
– Próbujmy przedłużyć istnienie małych wysypisk oraz negocjujemy z sąsiadami możliwość tymczasowego skierowania naszych śmieci do nich – mówi Bartosz Detkiewicz.
Podobnie jest w innych regionach. Takich miast jak Gdańsk, który już dużą część inwestycji w gospodarkę odpadami ma za sobą, jest w Polsce niewiele. Większość z nich czekają długoletnie inwestycje w gospodarkę odpadami. Na przykład aż do 2014 roku nie powstaną cztery planowane składowiska, na które mają trafiać odpady z Warszawy. W tym czasie istniejące natomiast będą likwidowane.
Rozwiązaniem dla dużych miast ma być budowa spalarni śmieci. Choć te projekty mogą liczyć na zastrzyk unijnych pieniędzy, to ich realizacja idzie powoli. Jedną z przyczyn jest niechęć mieszkańców do procesu spalania śmieci.

Wędrujące śmieci

Jak twierdzi Elżbieta Piotrowska, resort środowiska sugeruje samorządom, które stracą swoje wysypiska, wywożenie śmieci do sąsiadów.
– Samorządy, których składowiska nie zostaną zamknięte, nie chcą przyjmować cudzych śmieci. Obawiają się, że ich wysypiska się przepełnią zanim powstaną zakłady zagospodarowywania odpadów – mówi Józef Zajkowski.
Zgadza się z nim Aleksander Socha, prezes Zakładu Gospodarki Odpadami Komunalnymi w Olsztynie.
– Samorządy trzymają wolne powierzchnie na własne potrzeby – podkreśla.
Olsztyn to dobry przykład samorządu, który stracił swoje wysypisko. Stało się to w 2007 roku. Składowisko mogło funkcjonować do końca tego roku, ale zostało zamknięte m.in. na skutek protestów mieszkańców i wysokich kosztów modernizacji. Od tego czasu temat, co zrobić ze śmieciami, jest jedną z głównych bolączek olsztyńskich urzędników. Odpady z Olsztyna trafią obecnie do odległego o 65 km składowiska w Mławie (woj. mazowieckie). Koszty transportu ponoszą mieszkańcy.
– Opłaty za transport wzrosły prawie dwukrotnie. Na ten cel w skali miesiąca wydajemy ok. 200 tys. zł – mówi Aleksander Socha.
Dodaje, że umowa ze składowiskiem w Mławie trwa tylko do końca roku i ZGOK przygotowuje się do rozpisanie nowego przetargu, który ma wyłonić nowe miejsce, do którego będą wożone śmieci. Wcale nie oznacza to, że będzie ono bliżej niż Mława.
Transport śmieci na znaczne odległości nie jest obecnie zjawiskiem wyjątkowym.
– Odpady odebrane przez przedsiębiorców przekazywane są za pośrednictwem stacji przeładunkowej na składowisko zlokalizowane ok. 120 km od Szczecina – w Rymaniu – mówi Tomasz Klek z Urzędu Miasta w Szczecinie.
Należy spodziewać się, że na skutek zamykania składowisk ten trend będzie się nasilał. W końcowym rozrachunku zapłacą za to mieszkańcy. Na przykład obecnie Parczew w woj. lubelskim płaci za składowanie odpadów na swoim wysypisku 120 zł za tonę. Od nowego roku ma wozić śmieci do Białej Podlaskiej, co oznacza wzrost kosztów o ok. 100 proc.