W 2008 roku spółki węglowe nie były w stanie pokryć zapotrzebowania na węgiel, więc rósł import. W tym roku spadło zapotrzebowanie na energię elektryczną. Węgla na zwałach zaczęło przybywać.
Spółki energetyczne, w dbałości o swe bezpieczeństwo i ze względu na potrzebę posiadania zapasów, zabezpieczały dostawy, kupując węgiel za granicą. W styczniu też import był duży, co było konsekwencją realizacji wcześniejszych kontraktów. Węgla na zwałach jest teraz dużo, ale w historii mieliśmy już z taką sytuacją do czynienia.
– Kryzys z pewnością dotknie górnictwo, natomiast nie powali tej branży na kolana – mówi wiceminister gospodarki Joanna Strzelec-Łobodzińska.
Górnictwo jest niestety narażone na wahnięcia. Mirosław Kugiel, prezes zarządu Kompanii Węglowej, wskazuje, że sektor elektroenergetyczny już zapowiedział, że odbierze znacząco mniej węgla. Poza tym cały czas firmy elektroenergetyczne mają chęć na renegocjację cen węgla, o której nie chcą słyszeć w spółkach węglowych.
– Zaczynamy się zastanawiać, jak w takiej sytuacji budować wieloletnią strategię – mówi Mirosław Kugiel.
I podkreśla, że w przypadku Kompanii Węglowej przeszło 80 proc. stanowią koszty stałe. Nie ma tu możliwości manewru, bo zwolnienia nie wchodzą w grę. Kompania Węglowa cały czas czeka na obiecane dokapitalizowanie, które jest istotne dla spółki spłacającej historyczne długi (zostało ponad 1 mld zł na rzecz ZUS).
Stanisław Gajos, prezes zarządu Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW), przyznaje, że 2008 rok był zły dla firmy. Z uwagi na nieprzewidziane zdarzenia o charakterze górniczo-geologicznym KHW wydobył w ubiegłym roku 2 miliony węgla mniej, niż zakładano. Mimo trudnej sytuacji spółka kontynuuje ambitny program inwestycyjny. KHW ma plan antykryzysowy, który między innymi oznacza konieczność rezygnacji z nieco mniej istotnych usług i zakupów. W górnictwie trzeba skoncentrować się na redukcji kosztów.
– Z ogromnym zdziwieniem dostrzegam kolejne podwyżki płac w górnictwie. Związki zawodowe powinny zrozumieć, że to podpiłowywanie gałęzi, na której się siedzi – mówi Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki.