Nowelizacja dyrektywy o emisjach gazów cieplarnianych przynosi przepisy niebezpieczne dla ciepłownictwa.
Największe zagrożenia dla polskiego ciepłownictwa pochodzą dziś z przepisów UE dotyczących redukcji emisji gazów cieplarnianych. Czerwcowa nowelizacja unijnej Dyrektywy 2003/87/WE o usprawnieniu i rozszerzeniu wspólnotowego systemu handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych (tzw. dyrektywy EU ETS) stanowi, że w 2013 r. polski sektor ciepłowniczy będzie musiał dokupić 20 proc. uprawnień do emisji dwutlenku węgla (CO2). Obecnie konstruowane są szczegółowe przepisy do generalnych wytycznych zawartych w dyrektywie. Zdaniem przedstawicieli branży ciepłowniczej należy przesunąć daty obowiązkowego przystosowania się do wymagań nowych dyrektyw, by Polska mogła zmienić krajowe przepisy dotyczące energetyki, zaprojektować inwestycje wspierane środkami publicznymi i stworzyć warunki sprzyjające ich przeprowadzeniu. W przeciwnym razie dojdzie do eliminowania z rynku sieci ciepłowniczych.

Nie 20, ale 60

Zgodnie z ustaleniami dyrektywy 20 proc. uprawnień do emisji będą musiały dokupywać te instalacje, których emisja jest równa lub mniejsza średniej emisji w dziesięciu najbardziej efektywnych instalacjach ciepłowniczych w Europie.
– Podstawą do przydzielania uprawnień do emisji firmom z branży ciepłowniczej będą dane z wydajnych instalacji spalających gaz ziemny, które emitują o wiele mniej dwutlenku węgla niż instalacje węglowe. Po zastosowaniu tak skonstruowanych norm do polskich instalacji okaże się, że ustalony w dyrektywie poziom uprawnień, które nasze firmy będą zobowiązane dokupić, wyniesie ok. 60 proc., czyli trzy razy więcej niż oficjalne założenia – wylicza Jacek Szymczak, prezes zarządu Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie.
Jego zdaniem doprowadzi to do skokowego wzrostu cen ciepła z negatywnymi konsekwencjami dla odbiorców końcowych.
– Konstruując polskie przepisy szczegółowe, należy wynegocjować inną podstawę przydzielania uprawnień – nie na podstawie średniej z wydajnych instalacji gazowych, ale na podstawie np. benchmarku paliwowego. Chodzi o oddzielne ustalanie limitów emisyjnych dla instalacji gazowych, olejowych czy węglowych – proponuje Jacek Szymczak.



Sieci w odwrocie

Konieczność dostosowania się do wysokich wymagań unijnych bez przygotowania się do zmian doprowadzi do rewolucji – sieci ciepłownicze będą w odwrocie, a ich pozycję na rynku zajmą małe ciepłownie.
– Obecnie sieci ciepłownicze działają na większą skalę niż pojedyncze, lokalne źródła ciepła. Możliwa jest więc optymalizacja kosztów wytwarzania i przesyłu oraz obniżka cen za ciepło. Władze miast powinny to wykorzystać, stawiając na modernizacje sieci – uważa Aleksander Wellenger, prezes zarządu OPEC, spółki, która jeszcze w latach 90. przeprowadziła modelową modernizację miejskich sieci ciepłowniczych w Gdyni, korzystając ze środków Banku Światowego.
Odejście od sieci i stawianie na lokalne, małe i średnie źródła ciepła do 20 MW mocy oznacza wzrost zagrożeń środowiskowych. W systemie handlu emisjami mogą bowiem uczestniczyć jedynie instalacje o mocy 20 MW lub wyższej. W ciągu minionych kilkunastu lat udało się w Polsce ograniczyć liczbę jednostek o niskiej emisji. W przypadku wzrostu liczby lokalnych źródeł ciepła kosztem sieci znów pojawi się problem jednostek o niskiej emisji, o którym już dziś się mówi jako o fenomenie wyciekania węgla (carbon leakage).
– Sieci ciepłownicze stwarzają większe możliwości kogeneracji, czyli jednoczesnego wytwarzania ciepła i energii, które jest najefektywniejszym i zalecanym w UE sposobem wykorzystania surowców energetycznych. W tym m.in. kierunku warto je modernizować – przekonuje Aleksander Wellenger.
Dziś coraz częściej mówi się w Europie, by kojarzyć wytwarzanie nie tylko ciepła i energii, ale ciepła, energii i chłodu. Chłód rozprowadzany przez sieć ciepłowniczą może być tańszy i energetycznie efektywniejszy niż uzyskany w sposób konwencjonalny (czyli np. w klimatyzatorach sprężarkowych).

Walka o przetrwanie

Dziś firmy ciepłownicze nie wiedzą, czy wchodzić w kogenerację, która jest zalecana przez władze Unii Europejskiej, czy też modernizować używane dotychczas kotły węglowe. Obowiązujące przepisy nie pomagają im przygotować się do stawienia czoła przyszłym, wysokim wymaganiom w zakresie ochrony środowiska, ale zmuszają do bieżącej walki o przetrwanie.
– Ciepłownictwo funkcjonuje na wolnym rynku i jednocześnie musi działać zgodnie z regulacjami, które krępują tę branżę. Racjonalne przepisy pomogłyby firmom ciepłowniczym w rozwoju, ale od lat są one tylko przedmiotem postulatów. W praktyce rozsądne rozwiązania są wypierane przez decyzje polityczne, które nie liczą się z racjami ekonomicznymi – ocenia Wiesław Chmielowicz, prezes zarządu spółki Energetyka Cieplna Opolszczyzny, i wskazuje na przewlekłe procedury ustalania taryf za ciepło, uznaniowość Urzędu Kontroli Energetyki i brak trybu umożliwiającego skuteczne odwoływanie się od jego decyzji.