Spółki pracownicze po prywatyzacji osiągają większe zyski – wynika z raportu NIK. Do prywatyzacji pracowniczej najlepiej nadają się mniejsze firmy. Firmy leasingowe nie są zainteresowane finansowaniem prywatyzacji pracowniczej.
Ministerstwo Gospodarki proponuje, by przynajmniej część spółek przeznaczonych do prywatyzacji do końca przyszłego roku sprywatyzować za pomocą leasingu pracowniczego. Ekonomiści mają bardzo różne opinie na temat tej formy prywatyzacji.
– Prywatyzacja pracownicza okazała się nieskuteczna, bo rzadko kiedy w wyniku tego typu przekształceń powstaje właściciel, który ma kapitał i jest skłonny inwestować w spółkę. Bez tego mamy rozproszony akcjonariat i bardzo utrudnione zarządzanie firmą – uważa Ryszard Petru, główny ekonomista BRE Banku.
– Zdefiniowany właściciel, najlepiej właściciel branżowy lub kapitałowy, to lepsze rozwiązanie, bo to zapewnia najwyższy wzrost efektywności, choć oczywiście może się to nie podobać pracownikom i związkom zawodowym – dodaje Rafał Antczak z Deloitte.
Jednak nie wszyscy eksperci z tym się zgadzają.
– To jest mit, że zawsze jest lepiej, gdy jest jeden właściciel. Prywatyzacja pracownicza to dobry pomysł, szczególnie dla małych i średnich przedsiębiorstw. Mam wątpliwości tylko w przypadku dużych firm, bo pracowników na pewno nie stać na ich przejęcie – uważa Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.
Najwyższa Izba Kontroli bardzo pozytywnie ocenia proces przekształceń własnościowych polegający na przejęciu kontroli nad firmą przez pracowników.
– W latach 2000–2007 sprywatyzowano w ten sposób 185 przedsiębiorstw. Tylko w 14 przypadkach prywatyzacja się nie powiodła, bo spółki nie regulowały płatności i Skarb Państwa musiał rozwiązać umowy – mówi Zbigniew Matwiej z NIK.
Ministerstwo Skarbu nie ma niestety danych dotyczących dochodów, jakie budżet państwa uzyskał od spółek pracowniczych, które przejęły na własność swoje przedsiębiorstwa.



Budżet potrzebuje pieniędzy

Do końca przyszłego roku dochody z prywatyzacji mają wynieść ponad 36 mld zł. Czeka nas więc niebywałe przyspieszenie prywatyzacyjne. Stara zasada mówi, że jeśli ktoś dużo i szybko sprzedaje, to musi sprzedawać taniej. Prywatyzacja pracownicza może być uzupełnieniem klasycznej prywatyzacji kapitałowej, jednak nie należy się spodziewać, że zastąpi klasyczną prywatyzację. Od początku przemian gospodarczych pracownicy przejęli w Polsce ok. 1,4 tys. firm (szczególnie tych mniejszych). Jednak do tej pory te spółki były najczęściej przejmowane za raty leasingowe przez kilka lat płacone państwu. Zdaniem ekspertów w obecnej sytuacji, w czasie kryzysu, budżet państwa jest zainteresowany natychmiastowym uzyskaniem pieniędzy z prywatyzacji. Dlatego Ministerstwo Gospodarki postuluje, by w tym procesie uczestniczyły firmy leasingowe, które mogłyby finansować przejęcie przedsiębiorstwa przez pracowników. Problem polega na tym, że lesingodawcy nie są tym zainteresowani.
– Dla firm leasingowych najistotniejsza jest kwestia ryzyka związanego z nabyciem konkretnego przedmiotu i płynności. W razie problemów trudno będzie znaleźć nowego właściciela, który wyłoży pieniądze na przedsiębiorstwo – mówi Andrzej Sugajski dyrektor generalny Związku Polskiego Leasingu.
Zarzutów jest zresztą więcej.
– Gdybyśmy finansowali leasing pracowniczy, to stalibyśmy się właścicielem firmy i trzeba by było nią zarządzać. To niczym nie różni się od wejścia kapitałowego. Dlatego nie potrafię sobie wyobrazić, by firma leasingowa finansowała leasing pracowniczy – mówi Mariusz Kurzac, prezes ING Lease.

Leasing nie pomoże

Cały rynek leasingowy w Polsce ma wartość ok. 33 mld zł. Jednak tylko 10 proc. tego rynku to leasing nieruchomości, który w największym stopniu można by wykorzystać przy przejmowaniu firm przez pracowników. Trudno się spodziewać, by z powodu ambitnych planów prywatyzacyjnych rządu, te proporcje w istotny sposób się zmieniły. Dla firm leasingowym dużo bezpieczniej jest finansować nabycie maszyny lub samochodu niż biurowców i hal produkcyjnych, których zbycie w obecnej sytuacji rzeczywiście jest bardzo trudne.
To oczywiście nie oznacza, że spółka pracownicza nie może wyleasingować poszczególnych składników majątku firmy. W praktyce może się okazać, że dużo prostszym rozwiązaniem jest wzięcie przez pracowników kredytów w banku na kupno akcji lub udziałów w spółce, lub wzięcie takiej pożyczki przez samą firmę pod zastaw całego majątku.



Spółki pracownicze po latach

Eksperci podkreślają jednak, że akcjonariat pracowniczy może być też sposobem na osłabienie związków zawodowych w firmie. Pracownicy, którzy są właścicielami, zaczynają swoje interesy postrzegać w zupełnie inny sposób. Nie są zainteresowani tylko wysokością swoich zarobków, ale też możliwością rozwoju firmy w długim okresie.
Niektórzy proponują by prywatyzacje pracownicza zastosować w spółkach węglowych. Dzięki temu można by osłabić tam pozycje związków zawodowych poprzez uświadomienie pracownikom w jaki sposób nadmierne wydatki socjalne, barburki i deputaty węglowe wpływają na ich przyszłą sytuacje finansową i przyszłość ich przedsiębiorstwa. W praktyce jednak po kilku latach akcje pracownicze najczęściej są skupowane przez kadrę kierowniczą.
– Na początku mieliśmy 200 akcjonariuszy, a teraz jest ich 120. Niektóre osoby sprzedają akcje, ale inni akcjonariusze związani z naszą firmą je kupują. Na zewnątrz można sprzedać akcje dopiero wówczas, gdy żaden z dotychczasowych akcjonariuszy nie będzie zainteresowany ich odkupieniem – mówi Janina Augustyn, wiceprezes Przedsiębiorstwa Robót Drogowych i Mostowych Dromost.
Jeszcze większa koncentracja kapitału nastąpiła w sprywatyzowanej na początku lat 90. spółce Mera-Mont.
– Mieliśmy 84 udziałowców, a teraz zostało tylko 50. Nie ma więc żadnych kłopotów z podejmowaniem nawet trudnych decyzji – mówi Kazimierz Słonimski prezes Przedsiębiorstwa Usługowo-Produkcyjnego Mera-Mont.
Podobnie jest w bydgoskiej Pesie, przekształconej wiele lat temu z Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego. Akcjonariusze związani z zarządem posiadają ponad 60 proc. akcji firmy. Niedawno spółka wygrała przetarg na dostarczenie do Warszawy 186 zestawów tramwajowych wartości 1,5 mld zł. Nie jest to więc mała firma. Podobnie jak Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych. Do prywatyzacji tej spółki, oprócz pracowników, zaproszono naukowców z Uniwersytetu Toruńskiego. Dało to bardzo dobre rezultaty, bo dzisiaj firma jest jednym z największych producentów materiałów medycznych, artykułów higienicznych i kosmetycznych w Europie.

Mała firma ma szansę

Nie jest prawdą, że w spółkach pracowniczych zysk jest przeznaczany tylko na podwyższenie płac i działalność socjalną.
– Zysk z ostatnich trzech lat nie został przez pracowników wyszarpany, ale został pozostawiony w spółce. Ten zysk nie był duży, ale dlatego że jesteśmy stosunkowo małą firmą – mówi Janina Augustyn.
Większość ekspertów twierdzi, że prywatyzacja pracownicza jest skuteczna tylko w przypadku mniejszych firm. Na całym świecie nie brakuje jednak przedsiębiorstw o miliardowych obrotach, których głównymi akcjonariuszami są pracownicy i kadra zarządzająca.