Na uruchomienie jednostanowiskowego punktu wymiany i naprawy opon wystarczy około 50 tys. zł. Profesjonalny serwis z dwoma, trzema stanowiskami to już jednak wydatek co najmniej cztery razy wyższy.
Uruchomienie tzw. serwisu ogumienia, czyli popularnego zakładu wulkanizacyjnego, to dobry interes. Choć konkurencja na rynku jest ogromna i nawet w najmniejszych miejscowościach jest po kilkanaście punktów tego typu, klientów wciąż nie brakuje. Takie usługi najbardziej poszukiwane są przed sezonem zimowym i na zakończenie zimy. Te kilka miesięcy to prawdziwe żniwa dla serwisów wymieniających opony.

Zbadaj konkurencję

Aby otworzyć serwis oponiarski, nie potrzeba żadnych pozwoleń. Powinniśmy dysponować działką, na której uruchomimy warsztat, najlepiej zlokalizowaną w mieście lub na jego obrzeżach. Choć nieraz punkty tego typu świetnie sprawdzają się też przy większych trasach, z dala od większych miejscowości. Wystarczy przy drodze postawić tablicę reklamową.
– Jednak, żeby biznes był opłacalny, musimy mieć pomysł na jego rozkręcenie. Nie wystarczą same usługi wulkanizacyjne. Trzeba zaproponować kierowcom na przykład usługę mycia i czyszczenia pojazdów. Warto też świadczyć im ogólne usługi warsztatowe – mówi Dariusz Skoczek, właściciel serwisu Skoczek.
Jego zdaniem zazwyczaj świetnie sprawdza się więc koncept: serwis opon i drobne naprawy typu fast-fit (wymiana klocków hamulcowych, oleju, amortyzatorów).
– Ostatnio popularnością cieszy się też przechowalnia opon, a także oferta związana m.in. ze sprzedażą nowych i regenerowanych opon czy kołpaków oraz prostowaniem felg. Zanim podejmiemy decyzję, jakie rozwiązanie wybierzemy, trzeba jednak zbadać lokalną konkurencję. Dowiedzmy się, co oni proponują klientom, jak idzie im sprzedaż usług i produktów, ilu mają klientów. Potem przeanalizujmy, czy jesteśmy w stanie przygotować lepszą ofertę i czy będziemy w stanie pozyskać klientów i zarobić – podpowiada ekspert.
Poza tym, jeśli nie mieliśmy wcześniej praktyki w zakładzie tego typu, warto ukończyć chociaż odpowiedni kurs lub zatrudnić pracownika z doświadczeniem.

Najlepsze nowe maszyny

Na rozpoczęcie działalności wystarczy już nawet 50 tys. zł.
– To jednak absolutne minimum – twierdzi Waldemar Piątek z zakładu wulkanizacyjnego w Iławie.
Według niego, aby interes był dochodowy, musi przyciągać klientów.
– Kupując stare, używane maszyny, nie mamy co liczyć na lojalność kierowców, którzy nas odwiedzą. A reklama w formie przekazywanej dobrej opinii wśród klientów to marzenie każdego zakładu. Aby zatem zapewnić odpowiednią jakość obsługi, potrzeba co najmniej stosunkowo nowych, oczywiście w pełni sprawnych maszyn, doświadczonych pracowników, schludnego umeblowania poczekalni i możliwie szerokiej oferty dodatkowej – tłumaczy Waldemar Piątek.
Fachowcy podkreślają, że na taki profesjonalny, jednostanowiskowy serwis opon wyłożyć zatem trzeba minimum 120 tys. zł.
– W rzeczywistości suma ta może być minimum dwa razy większa. A to dlatego, że nikt już dzisiaj nie inwestuje w zakład z jednym stanowiskiem obsługi. Standardem są warsztaty z dwoma lub trzema – podkreśla Wojciech Danica prowadzący podobny punkt w Warszawie.
Istotną część kosztów związanych z uruchomieniem wulkanizacji jest zakup specjalistycznych urządzeń.
– Niezbędna jest montażownica automatyczna. Do tego koniecznie trzeba zainwestować w wyważarkę. Za nowe, renomowanej marki maszyny zapłacimy nawet 50 tys. zł. Nie ma jednak sensu kupować na początek aż tak drogich. W zupełności sprawdzą się urządzenia używane, odkupione od innego zakładu – radzi Wojciech Danica.
Ich koszt nie powinien przekroczyć 15 tys. zł. Do tego na wyposażeniu serwisu muszą znaleźć się podnośnik wulkanizacyjny, kompresor, klucze pneumatyczne, komplet narzędzi oraz niezbędne akcesoria (np. wkrętak do zaworów, łatki, śruby zabezpieczające, wentyle, nakrętki, ciężarki klejone i nabijane do felg stalowych i aluminiowych, płyny i kleje itp.).
Niektórzy eksperci zalecają jednak na start zainwestować w maszyny regenerowane.



Tylko w sezonie

Serwis oponiarski to – niezależnie od koniunktury – działalność, która gwarantuje dość stabilne przychody. Rentowność tego typu zakładów waha się przeciętnie od 15 do nawet 30 proc. Choć właściciele tego typu firm nie chcą mówić o zarobkach, to nieoficjalnie mówią o miesięcznych zyskach w przedziale 3–6 tys. zł. Podkreślają przy tym, że pewną wadą jest sezonowość w tej branży.
– To biznes, na którym zarabia się właściwie przy okazji wymiany opon z letnich na zimowe i odwrotnie – twierdzi Waldemar Piątek.
Według niego w sezonie jest tyle pracy, że spokojnie mógłby pracować przez całą dobę, siedem dni w tygodniu i to na dwa razy większej liczbie stanowisk.
– Szczyt zaczyna się już, zależnie od warunków pogodowych, w październiku. Najwięcej pracy mamy w listopadzie. Bywa, że dziennie mamy wówczas nawet 50 klientów – zaznacza.
Średnio każdy z nich zostawia 50–80 zł. Są jednak i tacy, którzy kupują komplet nowych opon i felg. A to już wydatek 2–4 tys. zł. Jak wyjaśnia Dariusz Skoczek, w ciągu roku zarabia się jednak przede wszystkim na naprawach opon.
– Łatanie gumy nie przyniesie jednak oczekiwanych zysków. Dobrze zatem jest prowadzić sprzedaż opon i felg oraz magazyn, w którym klienci składowaliby swoje koła lub same opony – dodaje.
Za magazynowanie kompletu opon możemy zainkasować 50–100 zł za sezon. Mając więc 30–50 klientów na tę usługę, zarobimy dodatkowo nawet 5 tys. zł. Dodatkowym źródłem przychodów może być też sprzedaż opon regenerowanych, letnich i zimowych, dla aut osobowych i dostawczych. Przedstawiciele branży przekonują, że cieszą się one dużym powodzeniem, bo z reguły są ponad 50 proc. tańsze niż nowe.
– Kiedyś sprowadzałem je z Niemiec. W zależności od bieżnika i rocznika ogumienia ceny wahały się od kilku do 15 euro. Teraz, z uwagi na kurs walut, to jednak mniej opłacalne – tłumaczy Waldemar Piątek.
Regenerowaną oponę można sprzedać za 80–100 zł. Zarobek jest zatem rzędu 40–50 zł. Od niego należy jednak odjąć jeszcze koszty podróży do Niemiec. Warto być może zatem zaopatrzyć się w ogumienie w kraju.
Warto jednak sprzedawać także nowe. Na nich zarobek jest dwa razy większy, ale też trudniej o klienta (ceny zaczynają się od 100 zł i sięgają około 500 zł za sztukę).
– Jeśli ktoś chce handlować oponami na większą skalę, jest w stanie wynegocjować rabat producencki na poziomie nawet 35 proc. – mówi Waldemar Piątek.
Marża detaliczna na oponie to średnio 15–20 proc. Można oferować gumy różnych marek, choć warto też zawrzeć umowę z jednym producentem, dotyczącą serwisu, wymiany i właśnie sprzedaży. Zyskamy wówczas oznakowanie znanym brandem, co przyciągnie klientów.
200 zarobimy na sprzedaży kompletu opon regenerowanych
100 zł możemy zyskać na sprzedaży pojedynczej nowej opony
8 tys. zł opłaty produktowej mogą zapłacić przedsiębiorcy, którzy nie będą prowadzić odzysku opon
NAWET 8 TYS. ZŁ MIESIĘCZNIE OPŁATY PRODUKTOWEJ
Osoby prowadzące zakład wulkanizacyjny podlegają ustawie o odpadach. Ciąży na nich obowiązek zagospodarowania odpadu, jakim jest zużyta opona. Zgodnie z przepisami starych opon nie wolno przekazywać osobom fizycznym do wykorzystania; odpady można oddać jedynie podmiotom, które posiadają stosowne zezwolenia w zakresie gospodarki odpadami, jak np. Centrum Utylizacji Opon Organizacja Odzysku. Spółka, powstała z inicjatywy głównych producentów i importerów opon obecnych na polskim rynku (Bridgestone, Continental, Dębica, Goodyear-Dunlop, Pirelli, Michelin), bezpłatnie odbiera od serwisów zużyte ogumienie. Odbiór należy potwierdzić Kartą Przekazania Odpadu. Przedsiębiorcy, którzy nie podejmą się organizacji odzysku opon, muszą uiścić na rachunek urzędu marszałkowskiego tzw. opłatę produktową. Ta może wynieść nawet 8 tys. zł miesięcznie.