Spada sprzedaż dzienników, więc wydawcy coraz bardziej szukają pieniędzy w internecie. Po Onecie kolejne portale są gotowe rozmawiać z wydawcami o opłatach za dostęp do treści. Branża medialna zgadza się, że specjalistyczne informacje przestaną być darmowe.
Wydawcy prasy mają za sobą trudne I półrocze, a przed sobą jeszcze trudniejszą drugą połowę roku. Sprzedaż gazet – co potwierdzają opublikowane wczoraj dane sprzedaży przez Związek Kontroli Dystrybucji Prasy – spadła w I półroczu wszystkim tytułom. A z powodu recesji o 20 proc. skurczyły się też wydatki reklamowe w gazetach. Dlatego wszyscy wydawcy stawiają dziś na internet. Inwestują w nowe serwisy, ale jednocześnie mocno postawili na ochronę ich praw autorskich w sieci.
Jak dowiedziała się GP, stowarzyszenie Repropol, powołane przez wydawców prasy, by pobierać pieniądze za wykorzystywanie tekstów w sieci, pracuje właśnie nad tzw. tabelą opłat. Będzie ona precyzować wysokość stawek, jakie płacić będą serwisy internetowe za wykorzystywanie konkretnych treści wydawców.
– Pracujemy nad sposobem rozliczania, ale na razie za wcześnie na szczegóły. Będziemy mogli zaprezentować je Ministerstwu Kultury w ciągu najbliższych kilku miesięcy – przyznaje tylko Maciej Hoffman, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy i prezes Repropolu.

Będą kolejne rozmowy

Jednocześnie wydawcy szykują się do spotkań z przedstawicielami kolejnych portali internetowych, by rozmawiać na temat sposobu rozliczania się za wykorzystywanie treści w sieci. Już rozpoczęli je z Onetem, największym portalem na polskim rynku, a także z polskim oddziałem Google, właścicielem serwisu Google News, agregatora informacji w sieci.
– Teraz czekamy na propozycje Google oraz Onetu w tej sprawie. Będziemy chcieli rozmawiać także z kolejnymi portalami – dodaje Maciej Hoffman.
Do rozmów zachęciła wydawców deklaracja Łukasza Wejcherta, prezesa Onet.pl, który w rozmowie z Gazetą Prawną przyznał, że wydawcy prasy powinni zarabiać więcej na treściach, które oferują w internecie. Po pierwszym spotkaniu strony ustaliły, że wspólnie wypracują nowe zasady. Pozostałe portale, jak sprawdziła GP, też są gotowe rozmawiać na ten temat.



Artur Potocki, członek zarządu portalu Interia.pl, należącego do Grupy Wydawniczej Bauer, twierdzi, że uregulowanie tej kwestii jest w interesie wszystkich największych wydawców internetowych. Jego zdaniem twórcom powinno się płacić za treści, choć nie precyzuje formy płatności. Uważa bowiem, że dla jednego wydawcy atrakcyjna będzie promocja w zamian za treści, dla innego – tylko rozliczenia pieniężne.
– Jako jeden z największych wydawców internetowych nie możemy pozwolić sobie na nielegalne korzystanie z cudzych treści. Ponosimy więc z tego tytułu pewne koszty. Ale rozumiemy, że wydawcy chcieliby zarabiać więcej i jesteśmy gotowi na rozmowy. Pod warunkiem jednak, że zniknie piractwo, praktykowane przez setki małych serwisów, na którym my też dziś tracimy – tłumaczy.

Kto za co zapłaci?

Wydawcy uznali, że ich treści warte są więcej niż to, co dostają obecnie od serwisów czy portali. Potrzebują dodatkowych pieniędzy, bo te, które można dziś zarobić na reklamach w sieci, nie wystarczają, by utrzymać dotychczasowe redakcje i jakość oferowanych treści.
Niektórzy wydawcy, szukając pieniędzy w kryzysie, co jakiś czas przestrzegają więc czytelników, że za coraz więcej różnego rodzaju informacji w sieci trzeba będzie płacić. Wydawca dziennika New York Times testuje, czy jego czytelnicy byliby gotowi płacić po 5 dol. za dostęp do strony internetowej dziennika.
Praktyka pokazuje, że za niektóre rzeczy internauci są gotowi zapłaci, a za niektóre – nie. Potwierdza to przeprowadzona wczoraj w serwisie GazetaPrawna.pl sonda, w której zapytaliśmy internautów, za co byliby gotowi zapłacić. Zdecydowana większość – ponad 70 proc. – powiedziała, że byłaby gotowa zapłacić w internecie za porady specjalistów, a ponad 20 proc. – za rozrywkę. Za newsy nie zapłaciłby natomiast prawie nikt. To sprawdza się w praktyce. Czytelnicy płacą np. za dostęp do specjalistycznych treści oferowanych przez Gazetę Prawną, a na świecie – Wall Street Journal czy Financial Times. Wydawca tego ostatniego 20 proc. wszystkich przychodów czerpie już z internetu.
– Ponad 99 proc. treści w sieci jest dziś bezpłatnych, bo ludzie się do tego przyzwyczaili. Trudno będzie to całkowcie zmienić. Ale zgadzam się, że jeśli internauci będą gotowi za cokolwiek zapłacić, to w pierwszej kolejności będą to specjalistyczne porady czy materiały naprawdę ekskluzywne z innych dziedzin – dodaje Artur Potocki.