Pogarszająca się sytuacja na rynku pracy sprawia, że coraz więcej Polaków ma kłopoty z terminowym regulowaniem swoich zobowiązań kredytowych.
Największe problemy występują w segmencie tzw. consumer finance. Tym pojęciem zwykło się określać popularne kredyty ratalne, pożyczki gotówkowe czy kredyty w kartach. To na ogół najłatwiej dostępne kredyty na rynku – bankom zależy na ich sprzedaży, gdyż są obłożone wysokimi marżami, a oprocentowanie przeważnie sięga maksymalnie dozwolonych stawek (czterokrotności stopy lombardowej NBP, czyli aktualnie 20 proc.). Z tej też przyczyny są najbardziej ryzykownymi pożyczkami na rynku.
– Gdy coraz więcej osób traci źródło dochodów, co ma obecnie miejsce na polskim rynku pracy, automatycznie przekłada się to na pogorszenie jakości portfela kredytów dla gospodarstw domowych – mówi Rafał Benecki, ekonomista ING Banku Śląskiego.
Od początku roku odsetek osób bez pracy wzrósł z 8,8 proc. do 10,7 proc. na koniec czerwca. W tym samym czasie procent kredytów zagrożonych udzielonych gospodarstwom domowym (bez kredytów hipotecznych) wzrósł z 3,5 do 4,2 proc. I zdaniem ekonomistów ta zależność będzie nadal widoczna w kolejnych kwartałach.
Dowodem mogą być wyniki BRE. Według wstępnych informacji samego banku w II kwartale musiał utworzyć prawie 100 mln zł rezerw na takie kredyty, udzielane przez jego detaliczne ramię, mBank.
– Niedostatecznie skalkulowaliśmy ryzyko kredytowe takich pożyczek. Udzielaliśmy ich zbyt wiele klientom, o których wiedzieliśmy zbyt mało. Wraz z pogorszeniem się sytuacji na rynku okazało się, że część klientów nie spłaca swoich zobowiązań kredytowych – przyznaje Wiesław Thor, wiceprezes BRE odpowiedzialny za ryzyko kredytowe. Dlatego w maju mBank ostatecznie wycofał się z takich pożyczek.
Ze stratami z tytułu kredytów konsumpcyjnych musi liczyć się też Kredyt Bank. Już w I kwartale tego roku pożyczki udzielane przez jego specjalistyczną firmę Żagiel kosztowały bank 70 mln zł. Tyle wyniosły odpisy.
Zdaniem analityków z odpisami na kredyty z segmentu consumer finance w większym czy mniejszym stopniu musi się liczyć każdy gracz obecny na tym rynku. Nawet kilkaset milionów złotych mogą np. wynieść rezerwy z tego tytułu w PKO BP, największym polskim pożyczkodawcy.