Pomińmy wątek ideologiczny, czy należy się przysłowiowych rodowych sreber pozbywać, czy za wszelką cenę zachować nad nimi kontrolę. Skupmy się tylko na ekonomii. Moment do sprzedaży jest jednym z najgorszych, jaki mógł się trafić. Globalny kryzys finansowy się nie poddaje i wiele światowych przedsiębiorstw boryka się z wewnętrznymi problemami, nie myśląc w ogóle o ekspansji. Do negocjacyjnego stołu zasiądzie więc o wiele mniej potencjalnych inwestorów, niż pojawiłoby się dwa czy trzy lata temu. A im mniejszy popyt, tym oczywiście ceny niższe, zwłaszcza że podaż będzie ogromna. Ponad 36 mld zł z prywatyzacji w niecałe półtora roku? Nawet jeśli pojawią się dysponujący teraz pieniędzmi inwestorzy z Bliskiego czy Dalekiego Wschodu, brzmi to trochę nieprawdopodobnie.