Najbogatsi konsumenci nie zacisnęli pasa z powodu kryzysu. Wciąż kupują drogie wycieczki, samochody, zegarki, elektronikę czy brylanty. Najbardziej ucierpiała luksusowa odzież, bo klienci wolą kupować ją taniej za granicą.
Bogaci wciąż mają pieniądze i je wydają, ale nieco ostrożniej – wynika z informacji zebranych przez GP. Kryzys w grupie takich klientów widać wówczas, gdy zamiast wycieczki za 70 tys. zł wybierają taką za 50 tys. zł, zamiast nowej Corvette’y kupują Audi, a – żeby nie przepłacać w Polsce – wybierają się na zakupy do Londynu. Ale wciąż stać ich na drogi apartament.

Złota 44 symbolem kryzysu

Dla wielu obserwatorów rynku symbolem kryzysu jest opóźnienie budowy apartamentowca przy ulicy Złotej 44 w Warszawie. To miał być symbol luksusu – zaprojektowany przez światowej sławy architekta Daniela Libeskinda, liczący aż 192 metry wysokości budynek, w którym metr kwadratowy kosztować miał około 24 tys. zł. Deweloper Orco Property Group ogłosił jednak, że budowa się przesunie. Zabrakło bogatych klientów?
Alicja Kościesza, dyrektor sprzedaży i marketingu Orco Property Group w Polsce, podkreśla, że chętnych na apartamenty pod tym adresem nie brakuje, tylko wciąż ich przybywa. Bo problemy inwestycji nie wynikają wcale ze spadku popytu wśród najzamożniejszych.
– To po prostu efekt trudności z finansowaniem inwestycji wynikających z problemów gospodarki i banków. Nie tylko my, ale także inni deweloperzy zawieszali w ostatnich czasie inwestycje z takich powodów. Prowadzimy jednak rozmowy z bankami na temat restrukturyzacji finansowania, a inwestycja będzie ukończona – podkreśla Alicja Kościesza.
Zdaniem Mariusza Kani, prezesa sieci biur nieruchomości Metrohouse, spadek sprzedaży mieszkań notowany jest również w segmencie nieruchomości apartamentowych, co widać chociażby po przerywanych budowach jednych z najnowocześniejszych budynków w Polsce.
– Oceniam, że nie więcej niż 5 proc. potencjalnie zainteresowanych zakupem mierzy w rynek apartamentów. To jednak niewiele w porównaniu z podażą tego typu obiektów w ostatnich latach – podkreśla Mariusz Kania.
Według niego o przeinwestowaniu w sektorze nieruchomości apartamentowych nie mówiło się wcale, gdyż lwia część nieruchomości – jak mówi – stawała się celem inwestycji funduszy oraz inwestorów głównie z Europy Zachodniej.
– Gorsze stopy zwrotu z inwestycji w najwyższą półkę rynku mieszkaniowego wypłoszyły z rynku inwestorów i okazało się, że rodzimy popyt nie jest w stanie wchłonąć wybudowanych już lokali – dodaje.
Alicja Kościesza podkreśla jednak, że co innego inwestorzy (fundusze, firmy), a co innego klienci prywatni, których nie brakuje.
– Większość klientów z najwyższej półki ma pieniądze i chce finalizować transakcje. Tym bardziej że sytuacja na rynku im sprzyja, ich pozycja negocjacyjna jest lepsza, a w drugiej połowie roku przyjść może usztywnienie cen – mówi Alicja Kościesza.
Na poparcie tej tezy przytacza inną inwestycję Orco, oddany w kwietniu apartamentowiec przy Mokotowskiej 59, gdzie z 14 apartamentów sprzedano już większość lokali.



Telewizory znajdują kupców

A ci, którzy kupili właśnie drogi apartament, teraz go wyposażają. Na przykład w elektronikę i AGD.
Jacek Hudowicz, prezes Media Saturn Holding Polska, właściciela m.in. sieci Media Markt i Saturn, podkreśla, że wielu Polaków wymienia telewizory na nowe i lepsze, bo coraz popularniejszy staje się choćby format telewizji cyfrowej. Będzie to też impuls do wymiany sprzętu przez kolejnych klientów.
– Telewizory w technologii LED, które weszły w ubiegłym roku do sprzedaży, cieszą się zainteresowaniem mimo dosyć wysokiej ceny: odbiornik 32-calowy dostaniemy od 5 tys. zł. Doskonale rozwija się sprzedaż odtwarzaczy filmów w technologii BlueRay. Odnotowujemy spadek sprzedaży podstawowych modeli kin domowych na korzyść droższych, lepszych modeli – prawdopodobnie jest to wymiana tych urządzeń przez klientów, którzy poszukują lepszych rozwiązań – dodaje.
Paweł Binder z firmy LG Electronics, uważa, że wyniki sprzedaży sprzętu RTV/AGD firmy w ostatnich miesiącach wyraźnie wskazują na to, że w Polsce wzrasta popyt na urządzenia wysokiej klasy, zaawansowane technologicznie telewizory LCD o ekranach powyżej np. 40 cali i rozdzielczości Full HD.
– W ciągu ostatniego roku wartość sprzedaży modeli Full HD wzrosła z 11 do 36 proc., przy czym najbardziej dynamiczny wzrost odnotowujemy od jesieni 2008 r. – podkreśla.
Wyjątkowo odporni na kryzys, jego zdaniem, są klienci kupujący kosztowny sprzęt audio, kosztujący co najmniej 10 tys. zł.
– Niezależnie od generalnych zmian popytu, nabywcy zaawansowanych urządzeń np. audio nie zrezygnowali z zakupów ani też nie odłożyli ich na później. Ten segment rynku jest stosunkowo stabilny, a w najbliższej perspektywie możemy spodziewać się nawet delikatnego wzrostu – dodaje Paweł Binder.

Na wakacje trzeba jechać

Dobrze zarabiający klienci wciąż nie oszczędzają na wyjazdach zagranicznych. W biurach podróży nadal spotkać można chętnych na wczasy, których koszt – w przypadku rodziny trzyosobowej – wynosi co najmniej 50 tys. zł. Biura podróży przyznają, że rynek ten tworzy stała grupa klientów, którzy w tym roku zamiast urlopu za 70 tys. zł mogą wybrać coś tańszego, czyli kosztującego w granicach... 50 tys. zł. Mówi się nawet o kolejnym 1-, 2-proc. przyroście tego rynku w tym roku.
– Najwięcej rezerwacji jest na kierunkach Bali i Indonezja – wyjaśnia Anna Zielińska z internetowego biura podróży Fly.pl.

Po ubrania do Londynu

Bogaci nie przestali wydawać pieniędzy, ale niekoniecznie wydają je w Polsce. Stąd problemy niektórych sieci odzieżowych, żyjących ze sprzedaży drogich marek. Z powodu osłabienia złotego odzież luksusowa stała się w Polsce jeszcze droższa w porównaniu z innymi krajami Europy – nawet 15 proc. więcej niż przed rokiem. Dla klientów z najgrubszym porfelem nie są to ceny zaporowe, na które ich nie stać. Są to jednak ceny, które ich denerwują.
– Nie lubię bez sensu przepłacać. Zamiast kupować w Polsce wolę kupić bilet do Londynu i zrobić zakupy tam. I tak wydam podczas takiej wyprawy więcej niż w Polsce na same ciuchy, nie licząc biletów, ale przynajmniej mam poczucie, że nikt mnie nie naciąga – mówi zarządzający jednej z dużych firm.
Branża odzieżowa, jak żadna inna, odczuwa dziś kryzys bardzo mocno, a niektóre sklepy notują nawet 20-, 30-proc. spadki obrotów w porównaniu z 2008 rokiem. Ale najbardziej dotknął on segmentu odzieży luksusowej. Do tego stopnia, że niektóre sieci – jak Royal Collection – by przyciągnąć klientów wprowadzają do sprzedaży tańsze marki. O tym, że nie jest dobrze, mogą świadczyć przeceny kolekcji, które w tym roku ruszyły już pod koniec maja. O tym, że segment odzieży luksusowej przestał być dochodowy, może świadczyć też fakt, że niektóre firmy zweryfikowały swoje plany inwestycyjne: np. Paradise Group, będąca właścicielem m.in. salonów Burberry i Armani zrezygnowała z otwarcia butiku Donny Karan.
Ogromnym popytem – według informacji GP – cieszą się natomiast drogie zegarki, kosztujące 30–40 tys. zł i więcej. Zainteresowanie jest tak duże, że na niektóre modele trzeba czekać po kilka miesięcy. Wzrosło też – jako sposób lokowania kapitału – zainteresowanie diamentami.

Corvette musi poczekać

Najlepiej zarabiający klienci są dziś mniej skłonni do szaleństw, jeśli chodzi o samochody. W ciągu pierwszych pięciu miesięcy ubiegłego roku – jak wynika z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego – sprzedano np. 10 Cadillaców, 5 Hummerów i 2 sportowe Chevrolety Corvette. W tym roku tylko dwa pierwsze modele znalazły nabywców, a Corvette nie kupił nikt. Kryzys?
– Pamiętajmy, że rok temu mieliśmy boom na auta sprowadzane z USA ze względu na taniego dolara. Dodatkowo przy tej skali sprzedaży trudno mówić o wychwyceniu trendu – tłumaczy Artur Misiak z firmy Auto-Sim.
Według niego, sytuacja gospodarcza jednak hamuje popyt na auta luksusowe. Z wymianą aut na nowe wstrzymują się menedżerowie i właściciele firm, zajęci teraz zwalnianiem pracowników i cięciami kosztów. Ale nie oznacza to, że rynek w ogóle nie rośnie.
Z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego wynika, że wielka trójka tego segmentu: Audi, BMW i Merdeces mają powody do zadowolenia, bo notują 4-, 10-proc. wzrost sprzedaży.
– To efekt tego, że dealerzy do posiadanych już aut mogli stosować tzw. kursy gwarantowane, czyli z niższym kursem euro. Takie różnice powodują, że część klientów, która do tej pory szukała za granicą np. rocznych aut, teraz w tej samej cenie mogą kupić nowy model w Polskim salonie – mówi Artur Misiak.