W 2009 roku zbankrutowało lub złożyło wnioski o upadłość już dwa razy więcej spółek giełdowych niż w ciągu czterech ostatnich lat. Kolejni potencjalni bankruci to spółki odzieżowe i spożywcze.
Tylu bankructw i wniosków o upadłość wśród spółek notowanych na GPW nie było przez kilka ostatnich lat.
– Cechą charakterystyczną kryzysu jest to, że do ogłoszenia upadłości zmuszone są duże, silne dotychczas kapitałowo firmy, często notowane na GPW. Takich upadłości w latach minionych było niewiele, teraz co i rusz napływają informacje o kłopotach największych firm odzieżowych, maszynowych, meblarskich i innych – ocenia Tomasza Starus, główny analityk i dyrektor działu oceny ryzyka w Euler Hermes.
Od początku roku zbankrutowało lub złożyło wniosek o upadłość już siedem spółek notowanych na GPW. Wśród nich Huta Szkła Krosno, jedna z najstarszych spółek publicznych w Polsce, która nie mogła rozliczyć się ze swych zobowiązań z tytułu opcji walutowych. W stan likwidacji postawiony został inny giełdowy weteran – Swarzędz. W tym roku upadły też Odlewnie Polskie i Pronox, pierwszy bankrut w historii rynku NewConnect. Podobną liczbę upadłości na GPW zanotowano ostatnio w 2002 roku, gdy światowa gospodarka borykała się z kryzysem po 11 września.
Największym przegranym wydaje się branża odzieżowa. Wniosek o ogłoszenie upadłości złożyły już Monnari, a także m.in. spółki zależne Redana i Vistuli/Wólczanki.
– Należy się spodziewać kolejnych upadłości w branży. Także wśród spółek notowanych na GPW. Rynek jest bardzo rozdrobniony. Wielu graczy przeinwestowało i teraz, gdy spadły przychody, ma kłopoty z płynnością – zauważa Magdalena Jagodzińska, analityk Erste Securities Polska.
Inne kłopoty ma jedna z największych na naszym parkiecie spółek z branży spożywczej, Polski Koncern Mięsny Duda. Z powodu nierozliczonych opcji kilka banków wypowiedziało Dudzie umowy kredytowe, a jeden z nich, Kredyt Bank, złożył nawet wniosek o upadłość mięsnej spółki. Sąd na razie nie przychylił się do wniosku banku, ale zdaniem analityków sytuacja Dudy jest i tak bardzo trudna. Ich zdaniem w tym sektorze także należy poszukiwać potencjalnych bankrutów.
Wbrew obawom z początku roku upadłościami nie są zagrożone ani banki, ani firmy budowlane i deweloperskie notowane na warszawskim parkiecie.
– Mniejsze firmy budowlane, które w czasach koniunktury nastawiły się wyłącznie na budownictwo mieszkaniowe, czy też deweloperzy, którzy zainwestowali w ziemię na górce cenowej, mogą mieć kłopoty, co już widać po wynikach finansowych takich spółek jak Resbud czy Pemug. Jednak większość z firm z branży na GPW jest na tyle silnych i dysponuje takim portfelami zamówień, że przetrwają czas dekoniunktury – ocenia Maciej Stokłosa, analityk branży budowlanej DI BRE.
Dlaczego tak wielu publicznym firmom grozi bankructwo?
Zdaniem Tomasza Starusa duże, zazwyczaj publiczne firmy mają zazwyczaj równie duże zobowiązania, które są w tej chwili trudne do spłaty z powodu trudności z pozyskaniem finansowania z zewnątrz, jak i spadku wpływów własnych ze sprzedaży. Trudniej im także przestawić się w porównaniu z mniejszymi firmami na ofertę kryzysową, pozwalającą znaleźć dodatkowe źródła przychodów czy oszczędności.
SZERSZA PERSPEKTYWA – RYNEK
W pierwszych pięciu miesiącach tego roku sądy wydały decyzje o upadłości 224 polskich firm. To aż o 41 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2008 roku – wynika z najnowszego raportu firmy Coface Poland. Zauważalny jest aż trzykrotny wzrost bankructw wśród spółek akcyjnych – w I kwartale upadło 21 takich przedsiębiorstw. – To wśród spółek akcyjnych znalazło się niestety wiele firm dotkniętych skutkami kryzysu, zarówno następstwem niekorzystnych umów na opcje walutowe, jak i zmianami właścicielskimi i restrukturyzacją – mówi Marcin Siwa, dyrektor działu oceny ryzyka w Coface Poland.