Coraz więcej osób na własną rękę drukuje dziś własne książki, wspomnienia, pamiętniki. W USA powstały serwisy internetowe, które potrafią na tym zarobić. W Polsce jest to jeszcze nieodkryta nisza.
Napisałem książkę. Thriller osadzony w świecie współczesnych polskich korporacji. Wysłałem wprawdzie maszynopis do dwóch wydawnictw, ale na jakikolwiek odzew trzeba będzie poczekać. A być może nigdy się na niego nie doczekam. Dlaczego nie spróbować więc opublikować książki samemu? I przy okazji uruchomić biznes, którego w Polsce jeszcze nie ma, a w USA wart jest już miliony dolarów.

Wszyscy chcą się drukować

Gdybym napisał książkę w języku angielskim, sprawa byłaby dziecinnie prosta. Mógłbym ją opublikować, nie ruszając się sprzed komputera. Wystarczyłoby wejść na jeden z wielu serwisów – np. Lulu.com, Xlibris.com czy Blurb.com – określających się mianem self-publishing, czyli pozwalających autorom na samodzielne opublikowanie swojego utworu. Sam decydujesz, czy chcesz zamieścić swój utwór w sieci, czy wyłącznie na papierze, jak będzie wyglądać okładka, a także w ilu egzemplarzach zostanie opublikowana. Sam musisz jednak to sobie sfinansować.
Z takiej możliwości skorzystało jednak wiele osób, które napisały książki, ale żadne wydawnictwo się nimi nie zainteresowało. Niektóre tytuły zdobyły jednak taką popularność, że stały się nawet bestsellerami.
Wśród takich szczęśliwych autorek jest na przykład Lisa Genova, 38-letnia Amerykanka z doktoratem Harvardu w badaniach układu nerwowego, która zawsze chciała zostać pisarką i w 2007 roku napisała książkę Still Alice. Wysłała ją do ponad 100 agentów literackich, jednak żaden nie dał jej szansy. Opublikowała więc książkę sama w serwisie self-publishing iUniverse.com. Zapłaciła za to 450 dol. Tytuł zaczął jednak zdobywać popularność wśród internautów. Gdy dostrzegły to duże wydawnictwa, natychmiast złożyły swoje oferty zakupu praw. Lisa Genova podpisała kontrakt, a jej tytuł wszedł na listę bestsellerów dziennika The New York Times – jedną z najważniejszych w całej branży
Tak samo postąpił Daniel Suarez, a właściwie – Leinad Zeraus, konsultant IT z Californii, który pod pseudonimem Suarez napisał w 2004 roku thriller Deamon. Z kilkudziesięciu agentów, do których wysłał tekst, jak wspominał w magazynie Wired, przeczytało książkę może trzech. I żaden nie załatwił mu kontraktu. Zeraus vel Suarez skorzystał z oferty Lightning Source, świadczącej usługi druku na życzenie. I podobnie jak w przypadku Lisy Genova, gdy zdobył fanów w sieci, duży wydawca kupił od niego prawa. Dziś książkę można przeczytać nawet w polskim tłumaczeniu wydaną przez wydawnictwo Amber.
Tak oszałamiające sukcesy są oczywiście sporadyczne, ale napędzają serwisom self-publishing w USA ogromną liczbę klientów. Coraz więcej jest tam osób, które albo napisały, albo zamierzają pisać książki, licząc na to, że ktoś je zauważy i wyda, co zapewni im sławę i pieniądze. To trochę tak jak w Hollywood, gdzie każdy kelner – podobno – ma w szufladzie własny scenariusz. Ale są też tacy, którzy po prostu chcą coś wydać dla własnej przyjemności w niewielkim nakładzie i obdarować najbliższych.
Sam Blurb.com na przykład, choć działa zaledwie dwa lata, opublikował w tym czasie ponad 300 tys. tytułów o różnym nakładzie. Firma Author Solutions, do której należy serwis iUniverse, opublikowała w ubiegłym roku 13 tys. tytułów, o 12 proc. więcej niż rok wcześniej. Firma badająca amerykański rynek książki Bowker przyznała nawet, że ubiegłoroczny wzrost liczby opublikowanych książek w USA (z 375 tys. w roku 2007 do 480 tys. w roku 2008) w dużej mierze zawdzięczać można właśnie rosnącej popularności serwisów self-publishing.
Dlaczego nie spróbować tego w Polsce?

Polska biega, Polska pisze

Sukces polskiego odpowiednika Lulu.com w dużej mierze zależy od tego, czy Polacy piszą i chcą pisać książki.
– Och, oczywiście, że piszą – zapewnia w rozmowie z GP Kuba Frołow, członek zarządu Biblioteki Analiz, firmy zajmującej się badaniem polskiego rynku książki. – Można powiedzieć, że Polska biega i Polska pisze. To się zaczęło jakieś 4–5 lat temu po sukcesie Doroty Masłowskiej. Nagły wysyp twórczości. Nie przesadzę, jeśli powiem, że na biurka wydawców w Polsce codziennie trafia od kilku do nawet kilkunastu maszynopisów nowych powieści.
Większość, oczywiście, ląduje w koszu. Ale podobnie dzieje się w branży wydawniczej na całym świecie. I właśnie dlatego w USA serwisy takie jak Lulu czy Blurb są tak popularne. Ich twórcy postanowili bowiem wyręczyć tych, którzy chcieliby opublikować coś samemu. A do tego oferują im dystrybucję on-line, czyli możliwość dotarcia do, kto wie, potencjalnych czytelników. Serwisy self-publishing robią po prostu wszystko za ciebie. Gdy ich nie było, ludzie też drukowali na własną rękę, ale wszystko musieli zrobić sami. Tak jak dziś jest w Polsce, gdzie zainteresowanie drukiem na życzenie rośnie.



– Rzeczywiście, od pewnego czasu widzimy coraz większe zainteresowanie ze strony prywatnych osób drukiem na zamówienie. Różnego rodzaju pamiętniki, listy, prywatne wspomnienia w formie książek. Są to głównie ludzi starsi, emeryci. Niektórzy przynoszą surowy maszynopis w Wordzie, niektóry praktycznie gotowe do druku publikacje – mówi Marcin Zieleniewski z warszawskiego Studia Reklamowego Uland, zajmującego się drukiem na życzenie.
Ceny wahają się od objętości, ale średnio liczyć można, że za druk jednego egzemplarza zapłacić trzeba między 20 a 30 zł. Oczywiście, im większe zamówienie, tym mniejsze koszty.

Złote myśli, złota kasa

Bartłomiej Roszkowski, prezes firmy NetPress Digital, do której należy m.in. sklep z e-bookami Nexto.pl, już pięć lat temu wprowadził serwis self-publishing na polski rynek. Zajmuje się tym utworzone w tym celu wydawnictwo Złote Myśli. Jego oferta ogranicza się jednak tylko do książek poradnikowych z pogranicza biznesu, psychologii czy rozwoju osobistego. Wśród tytułów znaleźć można poradniki: Jak zdać egzamin. Poznaj metody i sztuczki, aby bezstresowo i zawsze pozytywnie zdać każdy egzamin, czy Weź się w garść! Pierwszy praktyczny poradnik pokazujący jak zmienić swoje życie, czy Efekt Motyla, czyli jak jedna decyzja może wpłynąć na całe twoje życie i zaważyć nad biedą lub bogactwem.
Wśród autorów książek nie ma jednak znanych, zawodowych pisarzy specjalistów, którzy wydali wcześniej jakąkolwiek książkę w tradycyjnym wydawnictwie i są osobami znanymi na rynku. Wszystko, co wydają Złote Myśli, to książki napisane przez osoby, które nigdy nie miały doświadczenia z tradycyjnymi wydawnictwami, nie są znanymi specjalistami publikującymi w gazetach i udzielającymi się w telewizji, choć niektóre z nich znane są w swoich biznesowych środowiskach. Jeśli masz pasję, dziedzinę, na której znasz się lepiej od innych, jeśli uważasz się za eksperta i chcesz wydać książkę, przekazać swoją wiedzę czy doświadczenia, wypromować siebie i zyskać dodatkowy prestiż – zapraszamy – w taki sposób pozyskuje pisarzy wydawnictwo Złote Myśli.
– Miesięcznie wydajemy średnio 4 nowe tytuły. Odrzucamy natomiast nawet 80 propozycji. To pokazuje, jak duże jest zainteresowanie i liczba chętnych do pisania książek – przyznaje Bartłomiej Roszkowski.
Autorzy zarabiają na prowizji od sprzedanych egzemplarzy.
– Jeden z rekordzistów zarobił ponad 30 tys. zł – podkreśla Bartłomiej Roszkowski.
Książki można kupić jako e-booki, ale także w tradycyjnej formie w opcji druku na żądanie. Sprzedaż wspomaga dodatkowo 15 tys. serwisów różnej wielkości, należących do programu partnerskiego Złote Myśli – jeśli ktoś kupi konkretny tytuł za pośrednictwem danego serwisu, jego właściciel dostaje prowizję. Ceny e-booka wahają się średnio w okolicach 20 zł.
– Średnio miesięcznie sprzedajemy od 6 do 10 tys. egz. – podkreśla Bartłomiej Roszkowski, dodając, że firma zysk zanotowała już po pierwszym miesiącu działalności.
Na rynku amerykańskim pieniądze w tym biznesie są znacznie większe. Na przykład przychody spółki Blurb.com w ciągu zaledwie dwóch lat wzrosły z 1 mln dol. do aż 30 mln dol., a firma opublikowała w tym czasie 300 tys. tytułów w różnych nakładach. Złote Myśli od początku działalności wydały w sumie ponad 300 tytułów. Wszystkie są dziś w sprzedaży. Teraz twórcy wydawnictwa przyznają, że chcieliby rozszerzyć ofertę o książki innych gatunków i wejść na bardziej masowy rynek.
Czy jest zatem miejsce na jeszcze jeden serwis typu self-publishing?
– Moim zdaniem, jak najbardziej – podkreśla Barłomiej Roszkowski.

Hit pomógłby biznesowi

– To może się udać, ale projekt musi być przemyślany i dobrze poprowadzony – uważa Kuba Frołow.
Przygotowanie samego serwisu internetowego to najmniejszy problem. Wystarczy kilka tysięcy złotych, by stworzyć dobrze działającą stronę. Cały biznes opiera się tak naprawdę na pośrednictwie. Oznacza to, że z jednej strony trzeba mieć dobre kontakty z drukarniami (najlepiej kilkoma), które będą gotowe w miarę tanio wydrukować zamówione książki, a z drugiej – na skutecznym marketingu, z wykorzystaniem wszystkich dostępnych narzędzi internetowych, by przyciągnąć tych, którzy myślą o wydrukowaniu książki, pamiętnika, listów etc. Wprowadzenie ich do sprzedaży cyfrowej w formie e-booków w internecie nie będzie problemem. Każdy e-sklep handlujący e-bookami przyjmie nowy tytuł z otwartymi ramionami, bo dzięki temu tylko poszerza swoją ofertę. Najtrudniej będzie z tradycyjnymi księgarniami docierającymi do masowego klienta.
– O wejściu do oferty Empiku czy Kolportera można zapomnieć. Miejsce na półce jest po prostu zbyt cenne i zajmują je tylko bestsellery. Można jednak próbować w mniejszych księgarniach, które lubią eksperymentować i prezentować nowych autorów – tłumaczy Kuba Frołow.
Według niego tradycyjni wydawcy najbardziej poszukują dzisiaj powieści, w tym m.in. kryminałów czy thrillerów, które mają szansę na masową sprzedaż. W USA popularność self-publishingu wśród Amerykanów niezwykle zwiększyły takie przypadki Lisy Genovy czy Davida Suareza, których książki – opublikowane za własne pieniądze – stały się hitami. Gdyby to samo stało się z moją książką...
– Powtórzenie choćby jednego takiego sukcesu od internetu do bestsellera, jak w USA, na pewno bardzo by takiemu serwisowi pomogło, bo rozbudziłoby nadzieję innych na podobny sukces – dodaje Kuba Frołow.
JAK INTERNAUCI CZYTAJĄ KSIĄŻKI
W 2006 roku co najmniej jedną książkę przeczytało 69 proc internautów – podaje serwis Wirtualnywydawca.pl. To ponadprzeciętnie dużo, ponieważ w całym polskim społeczeństwie odsetek czytających wynosi 50 proc. Wskaźnik realnego czytelnictwa (liczba osób, które w ciągu roku przeczytały więcej niż 7 książek) jest również wyższy wśród internautów (25 proc. respondentów) niż wśród respondentów niekorzystających z internetu. Według badań Instytutu Czytelnictwa Biblioteki Narodowej w roku 2006 czytanie książek zadeklarowała zaledwie połowa Polaków. Wśród czytających przeważają kobiety (53 proc.), mieszkańcy miast (55 proc.), osoby mające co najmniej wykształcenie średnie oraz ludzie przed ukończeniem trzydziestego roku życia: 15–19-latków (81 proc.), 20–29-latków (56 proc.). Żadnego zainteresowania książkami nie przejawia większość mężczyzn (54 proc.).