Kryzys gospodarczy, wywołany załamaniem na rynkach finansowych, potrwa około dwóch lat - to opinia najczęściej słyszana w kuluarach i podczas dyskusji Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.

Uczestniczący w tym spotkaniu eksperci podkreślali jednak, że tak naprawdę nikt nie jest w stanie przewidzieć, kiedy światowa gospodarka wróci na ścieżkę trwałego rozwoju. Może to trwać dłużej niż dwa lata, a z całą pewnością wzrost nie będzie już tak szybki jak przed kryzysem.

Recesji i metodom walki z nią poświęcona była jedna z sesji kongresu

Uczestniczący w niej b. wiceprezes NBP, obecnie partner Ernst&Young, Krzysztof Rybiński, przytoczył badania, z których wynika, że historycznie efekty kryzysów trwały przeciętnie około dwóch lat. Jak mówił, obecny kryzys jest głębszy niż przeciętnie, ale i reakcja na niego była ponadprzeciętna.

Według niego, gdyby potwierdziły się prognozy, że kryzys finansowy skończy się w tym roku, to spowodowany nim kryzys gospodarczy powinien minąć w przyszłym roku. "Potem powinien pojawić się trend wzrostowy, ale będzie bardzo słaby" - ocenił.

Rybiński przypomniał, że obecnie wartość "wpompowanych" głównie do sektora finansowego środków, w postaci różnych pakietów interwencyjnych czy gwarancyjnych, sięga 12-13 bilionów dolarów. Według niego, powinno to pomóc w zażegnaniu kryzysu finansowego, choć później problemem będzie niewątpliwie - jak mówił - "leczenie kaca inflacji".

O tym, że Polska przetrwa trudny okres w zdecydowanie lepszej kondycji niż wiele innych krajów, przekonany jest wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld. Według niego, gospodarka - choć wolniej - nadal będzie się rozwijać, m.in. dzięki szacowanym na ok. 17 mld zł inwestycjom infrastrukturalnym, inwestycjom planowanym przez samorządy (50-60 mld zł tylko w tym roku) oraz inwestycjom np. w energetyce, które w ciągu kilkunastu lat mają pochłonąć nawet 50- 60 mld euro.

O wpływie kryzysu na rynek kapitałowy mówił b. minister skarbu, obecnie wiceprezes PricewaterhauseCoopers, Jacek Socha. Przywołał m.in. wyniki badania, przeprowadzonego na reprezentatywnej grupie dyrektorów finansowych wiodących firm. Wynika z nich, że spodziewają się oni poprawy sytuacji w 2011 roku. Socha ocenił jednak, że już w połowie 2010 r. "można myśleć o powrocie na rynek ofert publicznych".

Socha ocenił, że warszawska giełda staje się za mała na potrzeby rynku i inwestorów, wskazane byłoby, aby resort skarbu jeszcze w tym roku przeprowadził jej prywatyzację. Jego zdaniem, pozyskanie partnera dla warszawskiej GPW oznaczałoby wzrost jej roli i "nowe rozdanie" na giełdach w tej części Europy. "Obecnie giełda nie zaspokoi kilkumiliardowego popytu ze strony funduszy emerytalnych" - ocenił b. szef komisji papierów wartościowych i giełd.



Prezes PKO BP Jerzy Pruski przestrzegał, że kryzys może jednak trwać dłużej niż dwa lata. "Jeżeli mamy do czynienia z kryzysem, który ma swoje źródła albo swoją odsłonę bankową, to wtedy trwa dwa razy dłużej i jest dwa razy głębszy. To jest oparte na badaniach empirycznych, ale one są tylko pewną wskazówką (...) wynikającą z załamań gospodarczych o charakterze lokalnym bądź regionalnym, jak kryzys rosyjski, azjatycki czy w Ameryce Południowej. To nie były załamania globalne" - mówił Pruski.

Przyznał, że kryzysy obejmujące sektor finansowy, zwykle trwały około dwóch lat, jednak miały one charakter regionalny. Wówczas gospodarka w innej części świata była motorem rozwoju. Teraz kryzys jest globalny, więc głębszy i - prawdopodobnie - dłuższy. "Bardzo złą cechą tego kryzysu jest fakt, że dotyka on właściwie wszystkich obszarów na świecie, choć w różnym stopniu" - powiedział Pruski.

Jak mówił, Europa odczuje kryzys w postaci ujemnego PKB, a np. Chiny jedynie w postaci zmniejszenia wzrostu, ale również dotkliwie. Przypomniał, że Chiny spodziewały się w pierwszym kwartale wzrostu o ok. 8 proc. a osiągnęły powyżej 6 proc. "To różnica bardzo istotna. To pokazuje, że skala redukcji popytu dotyka wszystkich obszarów" - wskazał.

"Moim zdaniem występuje istotne ryzyko, że ten kryzys będzie trwał dłużej niż wskazują na to badania empiryczne" - ocenił Pruski, wskazując, że czas kryzysu może skrócić tylko globalna, a nie jedynie lokalna, reakcja na zachodzące zjawiska.

Według Pruskiego, kryzys w 100 procentach został wywołany przez załamanie sektora finansowego na świecie. "Tak długo jak ten sektor nie zostanie ustabilizowany, moim zdaniem sytuacja będzie się tylko pogarszała. Czy daleko jesteśmy od tego momentu? Trudno powiedzieć, miejmy nadzieję, że nie. Skala strat, które już zaobserwował sektor finansowy jest gigantyczna, to ponad 800 mld USD" - powiedział.

Za najważniejsze wyzwania w Polsce Pruski uznał przede wszystkim zahamowanie spadku popytu wewnętrznego i zewnętrznego, kontynuację inwestycji (m.in. ze środków unijnych) oraz utrzymanie polityki niezwiększania deficytu budżetowego.