Mała firma świadcząca usługi ogrodnicze, która poza pielęgnacją ogrodów oferuje także ich projektowanie i urządzanie, może zarobić miesięcznie 4-5 tys. zł.
Projektowania, zakładania i pielęgnacji ogrodów nie da się nauczyć na kursie czy szkoleniu. By świadczyć takie usługi, nie trzeba kończyć kierunkowych studiów czy średniej szkoły ogrodniczej. Ale przydaje się praktyka w firmie ogrodniczej, podparta wiedzą z książek.
- Trzeba znać się na roślinach, wymaganiach poszczególnych gatunków. Kiedyś firmy ogrodnicze zakładały osoby, które nie miały o tym pojęcia. Zatrudniały ogrodników. Ale to nie zdawało egzaminu, bo właściciel firmy, chcąc zdobyć renomę, powinien umieć ocenić, czy jego pracownicy wykonują dane zlecenie dobrze, czy nie - mówi Marek Nowakowski, właściciel warszawskiej firmy Lucidus.

Łatwo zacząć

Mimo to nie ma formalnych przeszkód, by firmę ogrodniczą stworzyła osoba bez praktyki i wiedzy z tej branży. Przy jej zakładaniu i uruchamianiu urzędy nie wymagają bowiem żadnych zezwoleń, nie sprawdzają też kwalifikacji. O te drugie może zapytać dopiero klient.
Firm świadczących usługi ogrodnicze działa naprawdę sporo, bo niewielka jest bariera wejścia w tę branżę. Zacząć można, mając tylko podstawowe narzędzia: piły, glebogryzarkę, szpadle, łopaty i grabie, co nie powinno kosztować więcej niż 5 tys. zł.
- Resztę sprzętu można wypożyczyć i to się opłaca - mówi Marek Nowakowski.
Na przykład przesadzarka do drzew, która kosztuje od 30 tys. zł w górę. Za jej wynajęcie trzeba zapłacić nawet tysiąc złotych za dzień, ale z drugiej strony stawki za przesadzanie drzew, szczególnie dużych, są naprawdę wysokie. Za jedno można dostać nawet 3-4 tys. zł, choć w przypadku małych, 5-6-metrowych, stawki zaczynają się od 300 zł w górę. Z drugiej strony jednak takie małe drzewo stosunkowo szybko się przesadza.
Roman Bloch, właściciel firmy Wirtua Garden, uważa jednak, że jeśli firma chce być profesjonalna i świadczyć najbardziej dochodowe usługi (np. zakładanie oczek wodnych), już na starcie powinna dysponować także wertykulatorem, używanym do wyczesywania martwych roślin i płytkiego nacinania gleby, zagęszczarką i pompą spalinową.
- Przydałby się używany samochód ciężarowy, bez którego będzie ciężko przeprowadzić jakiekolwiek prace - twierdzi Roman Bloch.
Wtedy jednak wydatki na sprzęt mogą wzrosnąć do 50 tys. zł.

Najwięcej za kaskady i oczka

Najbardziej opłaca się urządzać ogrody. Dlatego jeśli chce się dobrze zarabiać w tej branży, warto mieć dobrych kooperantów, którzy zajmą się ułożeniem alejek czy podjazdów z kostki. Z kwoty otrzymanej za urządzenie ogrodu może nam zostać w kieszeni - po odliczeniu wszystkich kosztów - nawet 30 proc.
- Wiele zależy od tego, czy mamy dojście do tanich materiałów, sadzonek. Jeśli ma się zaprzyjaźnioną szkółkę drzew, która sprzeda je nam po okazyjnej cenie, to na posadzeniu jednego możemy zarobić nawet 500 zł. Choć bywa też tak, że do samego sadzenia drzew i krzewów się dokłada, a zarabia na czymś innym - mówi Marek Nowakowski.
Za założenie niewielkiego ogrodu o powierzchni 500 mkw. trzeba zapłacić nawet 50 tys. zł (większość z tej sumy to opłata za materiały i sadzonki), ale to praca na dwa tygodnie, i to dla kilku osób. Dlatego za samą robociznę bierze się od 10 tys. zł w górę. Stawki są orientacyjne.
- Bo każde zlecenie i każdy ogród jest inny, dokładną wycenę podaję zawsze dopiero wtedy, gdy pojadę na miejsce i oszacuję, ile to może kosztować - mówi Marek Nowakowski.
Wiele też zależy od zakresu prac. Założenie trawnika kosztuje jedynie od 3 do 5 zł za mkw. (razem z nasionami i torfem), ale w przypadku bardziej skomplikowanych robót - budowy zbiorników wodnych, systemów automatycznego podlewania, prac kamieniarskich - stawki są dużo bardziej atrakcyjne. Za urządzenie oczka wodnego można dostać - w zależności od jego wielkości - od 5 do 15 tys. zł (od tego trzeba odliczyć koszty materiałów), ale gdy doda się do niego kaskadę i sztuczny strumień - nawet 50 tys. zł. Niewielki staw o powierzchni 200 mkw. kosztuje ponad 20 tys. zł.



Dobrze zarabia się też na projektowaniu. Stawka za wariant podstawowy w przypadku ogrodu do 1000 mkw. to 2,5-3 tys. zł. Nawet dwa razy więcej można otrzymać, jeśli w grę będą wchodzić oczka wodne, altanki i systemy nawadniające.
Sama pielęgnacja nie przynosi większych dochodów i jest czasochłonna (w przypadku stałego zlecenia do jednego ogrodu trzeba przyjechać 3-4 razy w miesiącu i za każdym razem parę godzin popracować). Cena tej usługi przy niewielkim ogrodzie waha się od 250 do 900 zł miesięcznie, choć duże firmy liczą sobie za to więcej - nawet 1500 zł. Tyle samo można dostać za 1-2 dni pracy, jeśli klient zamiast zlecać stałą pielęgnację, zaprasza firmę raz w roku i każe jej uporządkować ogród za jednym zamachem (w tym przypadku chodzi przede wszystkim o przycięcie drzew i krzewów).

Przydatna poczta pantoflowa

Firma Lucidus mniej więcej połowę zleceń otrzymuje dzięki temu, że klienci polecają ją znajomym i rodzinie. Drugą połowę - z ogłoszeń w prasie (za umieszczanie anonsu przez tydzień w dodatku lokalnym ogólnopolskiej gazety płaci 60 zł) oraz z reklam w książkach telefonicznych (koszt 800-1200 zł rocznie) i internecie.
- Ale mam znajomego, który nigdzie się nie ogłasza ani nie reklamuje, zdając się wyłącznie na pocztę pantoflową. Mimo to nie narzeka na brak zleceń - mówi Marek Nowakowski.
- Konkurencja w branży jest duża i rośnie z roku na rok, ale profesjonalne, liczące się na rynku firmy można w danym mieście policzyć na palcach jednej reki. Ciągle jest miejsce i zapotrzebowanie na nowe, nawet małe, kilkuosobowe firmy. Wszystko zależy od jakości usług, jakie będą świadczyć - twierdzi Roman Bloch.
Trzeba pamiętać o tym, że ta branża ma swoje słabe strony. Główną są chyba nierzetelni i nieprzewidywalni klienci. Bywa, że firma nie dostaje zaliczki na zakup materiałów i sadzonek i musi je kupić z własnej kieszeni. To oznacza konieczność posiadania niemałego kapitału obrotowego. Istnieje też ryzyko, że firma kupi materiały na własny koszt, a klient zrezygnuje ze zlecenia.
- Bywa też tak, że ktoś prosi, żebym przyjechał do ścięcia drzewa. Na miejscu okazuje się, że klient sprosił kilku ogrodników, każdego pyta o cenę i wybiera najtańszego - opowiada Marek Nowakowski.