Wstrzymanie dostaw ropy rurociągiem Przyjaźń nie będzie oznaczać krachu na stacjach paliw. Może za to wpłynąć na spadek wartości Orlenu i Lotosu oraz utratę ich strategicznego znaczenia.
ANALIZA
Mimo deklaracji kolejnych rządów o konieczności dywersyfikacji źródeł zaopatrzenia w podstawowe surowce od wielu lat niewiele się zmieniło. Głównym źródłem zaopatrzenia polskich rafinerii jest Rosja, skąd w 2007 roku zaimportowaliśmy ropociągiem Przyjaźń 94 proc. przerabianej ropy typu rebco.
- Ukierunkowanie płockiej i gdańskiej rafinerii na surowiec rosyjski jest uzasadnione biznesowo, bo obie są przystosowane do przerobu ropy rosyjskiej, najtańszej w regionie. Gdyby rafinerie przestały otrzymywać ropociągiem Przyjaźń prawie 19 mln ton surowca rocznie, Orlen i Lotos miałyby poważny problem - mówi Janusz Wiśniewski, wiceprezes firmy doradczej DGA.
Zdolności przeładunkowe Naftoportu, sięgające 29 mln ton rocznie, pozwalają na zabezpieczenie dostaw dla obu zakładów. Jednak import surowca drogą morską jest znacznie droższy dla polskich rafinerii i daje wynikowo co najmniej kilka procent droższy surowiec. W takim wypadku Gdańsk, a szczególnie Płock, tracą dodatkową marżę na paliwach wynikającą z geograficznego położenia rafinerii blisko rurociągów. Taki scenariusz jest możliwy i wskazuje na to kilka przesłanek: kończące się w najbliższych latach kontrakty długoterminowe na dostawy, rosyjskie inwestycje w alternatywne drogi eksportu surowca oraz dotychczasowe incydenty z wstrzymaniem dostaw. Negatywnym czynnikiem jest nacisk Rosjan na zawieranie kontraktów krótkoterminowych.
Gdyby okazało się, że dostawy surowca drogą morską z Rosji są niestabilne lub niemożliwe, sytuacja jeszcze by się pogorszyła. Niewykluczone, że konieczne byłoby przestawienie krajowych rafinerii na przerób innych gatunków ropy, co wiąże się z dodatkowymi kosztami. Utracono by również zysk wynikający z nieco niższej ceny rosyjskiego surowca (tzw. dyferencjał Ural Brent).
- Przy cenie 120 dol. za baryłkę wzrost kosztu zakupu o 1 proc. podnosi wydatki o ok. 300 mln zł rocznie w przypadku Orlenu i 120 mln zł Lotosu - mówi Kamil Kliszcz, analityk DI BRE Banku.
Gdyby polskie rafinerie, zapewniające prawie 60 proc. paliw dla krajowego rynku, chciały przerzucić wyższe koszty na klientów, mógłby istotnie wzrosnąć import paliw gotowych.
- Już teraz zdarza się, że importerzy paliw proponują ceny niższe niż krajowi producenci. Takie sytuacje są jednak szybko dyskontowane przez rafinerie, które proponują różne promocje - mówi Szymon Araszkiewicz z e-petrol.pl.
W 2007 roku import benzyn w porównaniu z rokiem poprzednim zwiększył się o 38 proc. (część w ramach Grupy Orlen). Import diesla wzrósł o 29 proc. Wyższe koszty pozyskania surowca, wynikające z konieczności pozyskiwania surowca drogą morską lub kupowania innego niż rosyjski gatunku ropy, musiałyby się negatywnie odbić na wynikach Lotosu i Orlenu. Wstrzymanie dostaw rurociągiem oznaczałoby dla jego operatora, czyli PERN Przyjaźń, jeszcze większe kłopoty. Opłaty za przesył ropy z Rosji do rafinerii w Płocku, Gdańsku, Schwedt i Leuna oraz tranzyt surowca eksportowanego z gdańskiego Naftoportu stanowią bowiem główne źródło przychodów spółki.
- Realizacja czarnego scenariusza mogłaby doprowadzić do tego, że choć największe krajowe firmy paliwowe pozostawałyby pod polską kontrolą, to praktycznie straciłyby strategiczne znaczenie. Niewykluczone, że ich rola ograniczyłaby się do przerabiania ropy na zlecenie, np. dla firm rosyjskich - mówi Janusz Wiśniewski.
OPINIA
TOMASZ CHMAL
Instytut Sobieskiego
Brak możliwości dostaw gazu lub ropy do Polski z wykorzystaniem gazociągu jamalskiego czy ropociągu Przyjaźń nie powinien być odczuwalny przez odbiorców w krótkim okresie. Wykorzystane zostałyby rezerwy i zapasy surowców. W drugiej kolejności w przypadku ropy uruchamiane byłyby dostawy z morza. Gdyby te środki okazały się niewystarczające, konieczne byłoby wprowadzanie ograniczeń w dostawach. Trwałe wyłączenie z eksploatacji poszczególnych elementów infrastruktury sieciowej byłoby bardzo kosztowne dla wszystkich odbiorców. Od dostawców surowców należałoby jednak oczekiwać zapewnienia ciągłości dostaw także w sytuacji trudności na danym odcinku sieci.
Gdyby polskie rafinerie, zapewniające prawie 60 proc. paliw dla krajowego rynku, chciały przerzucić wyższe koszty na klientów, mógłby istotnie wzrosnąć import paliw gotowych. / ST