Wysokość cen produktów z importu ma wpływ nie tylko na oszczędności pacjentów lub państwa, ale także na praktyki przemysłu farmaceutycznego.
Import równoległy istnieje dzięki zróżnicowaniu cen. Celem importera jest znalezienie dwóch państw, w których taki sam lek ma możliwie najwyższą różnicę w cenie. Następnie podmiot taki dokonuje przepakowania produktu i sprzedaje go tam, gdzie oryginalny lek jest droższy.

Zyski i straty

Takie działanie przynosi różnego rodzaju skutki. Najczęściej w kraju, do którego produkt jest sprowadzany, dochodzi do obniżki ceny oryginalnego preparatu. Znajduje to swoje odzwierciedlenie zarówno w aptekach, jak i na listach refundacyjnych, choć tu oszczędność państwa nie zawsze jest widoczna i wymierna. Jednocześnie na takim działaniu stratę ponosi firma farmaceutyczna. Nie zarabia ona w kraju importu, bowiem tam sprzedawany jest lek, który firma wprowadziła do obrotu w kraju eksportu. Ponadto przy nasilonym działaniu importera równoległego może to doprowadzić do czasowej niedostępności produktu w kraju eksportu, na czym stracą pacjenci w tym państwie.
Jak pokazują liczne i niezależne badania prowadzone na różnych uniwersytetach, import równoległy pozbawia firmy farmaceutyczne funduszy, które mogłyby zostać przeznaczone na badania nad nowymi preparatami. Trzeba bowiem pamiętać, że rynek leków jest specyficzny. Cena sprzedawanego produktu nie zawsze w pełni odzwierciedla koszt jego produkcji. Biorąc pod uwagę, że leki chronione są patentem tylko przez ograniczony okres, firma farmaceutyczna ma mniej czasu na wygenerowanie zysku, który pokryje zainwestowane środki w badania nad tym preparatem oraz jego promocję. Gdyby nie te działania, leku nie byłoby w ogóle na rynku albo nie sprzedawałby się w takiej ilości, żeby opłacalny był obrót nim nawet dla importera równoległego. Jednocześnie trzeba pamiętać, że nie każdy lek, który się bada, następnie trafia do sprzedaży. Ledwie niewielki procent badań klinicznych prowadzi do wynalezienia leku, który będzie stanowił istotny przełom w leczeniu.

Dodatkowa konkurencja

W tym samym czasie firma farmaceutyczna napotyka dodatkową konkurencję. Nie tylko musi starać się przekonać lekarzy, że jej lek powinien być stosowany w określonej terapii, ale również chronić swoje zyski w sytuacji gdy na rynku działa jeszcze jeden podmiot - importer równoległy. Najprostszym i w pełni możliwym działaniem jest obniżka cen. Jest ona również dopuszczalna w przypadku leków refundowanych, bo ich ceny mają charakter maksymalny. Stosowanie obniżek, oczywiście z uwzględnieniem nowych tzw. przepisów antykorupcyjnych, jest praktyką powszechną i całkowicie niezależną od tego, jaką cenę produktu w wykazie ustaliło państwo.

Prawo wspólnotowe

Niekiedy firmy farmaceutyczne uciekają się również do dalej idących działań i starają się ograniczyć skutki importu równoległego w oparciu o prawa własności intelektualnej, jak i stosując różnego rodzaju praktyki dystrybucyjne. Działania te są z kolei kwestionowane przez importerów równoległych na podstawie wspólnotowego prawa konkurencji. Na tym gruncie mieliśmy już do czynienia z wyrokami zarówno na korzyść firm farmaceutycznych, jak i importerów równoległych. W najgłośniejszej ostatnio sprawie firmy Glaxo w Grecji wciąż nie ma jednak wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Wskutek zawiłości proceduralnych mamy w praktyce dwie zupełnie odmienne opinie rzeczników generalnych. W pierwszej w pełni uznane są racje firm farmaceutycznych, w drugiej domaga się z kolei dodatkowych argumentów na potwierdzenie tezy, że import równoległy wywołuje negatywne skutki dla ogólnego dobra pacjentów. Ta sprawa pokazuje również, że słuchane są argumenty obu stron, a spór z udziałem prawników opiera się jednocześnie na argumentach etycznych, jak i ekonomicznych. Nie można bowiem zapomnieć, że chodzi tu o ceny produktów, które ratują ludzkie życie. Nie mogą działać tu więc w pełni wszystkie mechanizmy wolnego rynku.
Jeszcze przed opublikowaniem nowych list refundacyjnych rozgorzała dyskusja na temat refundacji preparatów z importu równoległego oraz wysokości ich cen. W sporze tym prawo do przedstawiania swoich argumentów mają zarówno przedstawiciele przemysłu farmaceutycznego, jak i importerzy równolegli, którym przewodzi Delfarma - jedyny beneficjent umieszczenia w wykazie siedmiu nowych preparatów. Na cały problem trzeba jednak spojrzeć uwzględniając przepisy prawa.