W trosce o ochronę zasobów mórz i oceanów kraje Unii Europejskiej zdecydowały we wtorek rozprawić się z kłusownictwem na morzu, wzmacniając kontrole i wprowadzając "czarne listy" statków i krajów trzecich łamiących prawo.

Przyjęte jednomyślnie przepisy, które wejdą w życie w 2010 roku, to "przykład dla reszty świata" - podkreślił minister ds. rolnictwa Iztok Jarc w imieniu słoweńskiego przewodnictwa w UE.

Zaproponowane przez Komisję Europejską w zeszłym roku przepisy zmierzają przede wszystkim do pozbawienia kłusowników ich zysków, szacowanych rocznie na świecie na co najmniej 10 mld euro.

Przepisy dotyczą zarówno statków pod banderą krajów członkowskich, jak i pozostałych, ale główny nacisk położony jest na walkę z importem ryb łowionych nielegalnie poza UE. Rozporządzenie uniemożliwi kłusownikom sprzedaż złowionych nielegalnie ryb. Ma temu służyć wprowadzany stopniowo system certyfikatów, które będą musiałby towarzyszyć na każdym etapie transportu wszystkim produktom rybnym (świeżym, mrożonym, przetworzonym) sprowadzanym do UE.

Na władzach kraju, pod którego banderą pływa dany statek, będzie spoczywał obowiązek zagwarantowania, że ryby zostały złowione legalnie, rybacy mają wszystkie niezbędne pozwolenia, a połowy mieszczą się w przyznanych kwotach połowowych.

Kraje członkowskie UE będą miały prawo odmówić przyjęcia do swojego portu statku i wyładunku towaru, jeśli nie będzie opatrzony odpowiednim certyfikatem. W razie wątpliwości, czy certyfikaty są przyznawane zgodnie z ustalonymi kryteriami, interweniować mają unijni inspektorzy. W ostateczności statki służące kłusownictwu znajdą się na "czarnej liście" i nie będą przyjmowane w żadnym z unijnych portów.

W przypadku uporczywego łamania przepisów możliwa będzie konfiskata statków, a grzywny będą mogły sięgać nawet ośmiokrotnej wartości towaru. Na takie kary będą narażeni także europejscy rybacy.

Krajom, które tolerują działalność kłusowników będzie grozić znalezienie się na "czarnej liście"

Krajom, które tolerują działalność kłusowników pod swoją banderą, także będzie grozić znalezienie się na "czarnej liście". Poza bojkotem swoich statków, będą się musiały liczyć np. z embargiem na handel produktami rybnymi.

Odpowiedzialność za egzekwowanie tych przepisów będzie spoczywała na krajach członkowskich, które same powinny świecić przykładem. Dlatego KE oczekuje, że będą surowo karały swoich rybaków, odpowiedzialnych za kłusownictwo na wodach poza UE, ale także unijnych.

W zeszłym roku z powodu przekroczenia kwot KE zamknęła łowiska dorszy dla polskich rybaków; teraz jest w konflikcie z rybakami z Włoch i Francji, podejrzewając ich, że nie zgłaszają wszystkich połowów tuńczyków na Morzu Śródziemnym i przekraczają przyznane im limity.

Co roku na unijny rynek - i unijne stoły - trafiają nielegalnie złowione ryby o ostrożnie szacowanej wartości co najmniej 1,1 mld euro. To nieuczciwa konkurencja wobec europejskich rybaków, którzy są ograniczeni surowymi przepisami wspólnej unijnej polityki rybackiej. Poza tym cierpią zasoby mórz i oceanów, ponieważ kłusownictwo oznacza, że łowi się ryby zbyt młode, niedozwolonymi metodami, podczas okresów ochronnych, na zamkniętych łowiskach czy ponad dopuszczalny limit, gwarantujący biologiczne przetrwanie gatunku.

Cały rynek ryb i owoców morza szacuje się w UE na ok. 14 mld euro rocznie.