Przywóz do Polski setek ton odpadów, m.in. butelek plastikowych, odpadów hutniczych i złomu z Ukrainy i Słowacji odbywał się bez kontroli - wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli (NIK).

Nie wiadomo m.in., ile dokładnie ton odpadów trafiło do Polski poza kontrolą, jakiego rodzaju były to odpady oraz czy, i jak zostały utylizowane. NIK złożył w listopadzie 2007 r. zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie. Śledztwo prowadzi prokuratura rejonowa w Przeworsku.

O sprawie napisała w poniedziałek Gazeta Wyborcza.

Jak poinformował w poniedziałek PAP Stefan Gados, wicedyrektor delegatury NIK w Rzeszowie, która odpowiadała za kontrolę w Polsce, zbadano ponad 300 przypadków przewozu odpadów w latach 2004-2007, co stanowiło 13,4 proc. wszystkich transportów w obrocie pomiędzy tymi państwami. NIK ma zastrzeżenia do pracy Straży Granicznej, Urzędów Celnych i Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska.

Według raportu, Straż Graniczna (SG) powinna m.in. sprawdzić, czy jest pozwolenie na wwóz do naszego kraju transportu odpadów

Gados podkreślił, że "raport bezwzględnie stwierdza, iż Polska, Ukraina i Słowacja nie przestrzegały konwencji bazylejskiej" z 1989 roku w zakresie zapewnienia skutecznego systemu kontroli transgranicznego przemieszczenia odpadów. Konwencja nakłada obowiązek kontroli przepływu odpadów przez granice. W Polsce odpowiedzialne za te kontrole są: Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, Straż Graniczna i Urzędy Celne.

Według raportu, Straż Graniczna (SG) powinna m.in. sprawdzić, czy jest pozwolenie na wwóz do naszego kraju transportu odpadów. Tymczasem ustalenia NIK wskazują, że w 55 przypadkach na ponad 300 SG wpuściła transporty bez wymaganych pozwoleń.

Rzecznik prasowy Straży Granicznej płk Wojciech Lechowski powiedział PAP w poniedziałek, że raport NIK jest obecnie analizowany i po zapoznaniu się ze wszystkimi zarzutami zostanie przygotowana odpowiedź. "Trudno coś na gorąco powiedzieć" - dodał i wyjaśnił, że raport trafił do SG dopiero pod koniec ubiegłego tygodnia.

"Z kolei Urzędy Celne powinny sprawdzać, czy transport, który wjeżdża, jest zgodny z pozwoleniem pod względem ilościowym i rodzaju odpadów. I tu także tego nie przypilnowano, z różnych względów: np. wagi na przejściach granicznych nie były zalegalizowane albo były zepsute. Ponadto celnicy wpuszczali transporty bez pozwoleń lub wpuszczali transport większy, niż przewidywało pozwolenie" - mówił wicedyrektor. Dodał, że różnice mogły sięgać nawet kilku ton.

Rzecznik Służby Celnej Witold Lisicki poinformował PAP, że raportu NIK nie zna i nie może się do niego ustosunkować.

Inspektorat zezwalał na przywóz odpadów do Polski, nie pytając wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, czy zgadzają się na ich utylizację u siebie

Kontrole zaniedbał też - według NIK - Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ). Zdaniem Gadosa, na kilkaset pozwoleń na wwóz odpadów wydanych przez GIOŚ, tylko 27 zostało skontrolowanych.

Inspektorat powinien monitorować transporty pod względem ilości i rodzaju, a także sprawdzać, gdzie trafiały potem te odpady, czy były utylizowane i w jaki sposób.

Według NIK, Inspektorat zezwalał na przywóz odpadów do Polski, nie pytając wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, czy zgadzają się na ich utylizację u siebie.

"To także zostało zaniedbane. W rezultacie nie wiadomo, co się stało z tymi tonami nieskontrolowanych odpadów. Czy trafiły za granicę, do lasu, zakopano w ziemi czy wyrzucono je do rzeki" - dodał.

NIK stawiając zarzuty Inspektoratowi ma o tyle rację, że GIOŚ nie do końca w tamtym okresie mógł sprawować kontrole

Jak wyjaśnił PAP w poniedziałek Naczelnik Transgranicznego Przemieszczania Odpadów GIOŚ Włodzimierz Garczyński, w okresie, który kontrolowała NIK (od 2004 roku do połowy 2007), GIOŚ nie miał możliwości skutecznego egzekwowania informacji, gdyż nie było to zapisane w prawie.

Garczyński podkreślił, że m.in. to stało się powodem uchwalenia nowej ustawy o międzynarodowym przemieszczaniu odpadów, która weszła w życie 12 lipca 2007 roku. Nowe przepisy umożliwiają nakładanie kar pieniężnych na podmioty, które nie wypełniają obowiązku informowania GIOŚ o planowanej wysyłce odpadów lub też o ich przyjęciu i sposobie przetworzenia.

Według naczelnika, NIK stawiając zarzuty Inspektoratowi ma o tyle rację, że GIOŚ nie do końca w tamtym okresie mógł sprawować kontrole.

W każdym z tych trzech krajów kontrolę przeprowadziły właściwe urzędy. Podobne zaniedbania stwierdzono także na Słowacji i Ukrainie. Podane dane dotyczą wyłącznie strony polskiej, ale NIK posiada także dane z Ukrainy i Słowacji.