Faktoring, usługa finansowa święcąca triumfy w najbardziej rozwiniętych gospodarkach świata, dostała wiatru w żagle również i w Polsce. Jak ocenia Jarosław Jaworski, prezes firmy Coface Polska, rynek skupowania i obsługi wierzytelności wzrośnie w naszym kraju w ciągu najbliższych pięciu lat z obecnych 30 mld zł do ok. 80 mld złotych.

Faktoring to skup wierzytelności firm, jeszcze nieprzeterminowanych, które im się należą od odbiorców towarów i usług. Przedsiębiorstwo zamiast czekać na pieniądze kilkadziesiąt dni ustalonych w umowie, może fakturę sprzedać firmie faktoringowej i mieć pieniądze szybciej. Większą część pieniędzy faktor wypłaca firmie od razu, resztę – po otrzymaniu należności od kontrahenta. Działalność firm faktoringowych zwiększa płynność finansowa rynku – jak podkreślają ekonomiści, spełnia bardzo pożyteczną rolę przyspieszenia obiegu pieniądza w gospodarce.

Sprzedaż faktur rośnie jak na drożdżach

Tą rolę doceniają coraz bardziej polscy biznesmeni i faktoring rośnie w Polsce jak na drożdżach. Po pierwszym kwartale tego roku, obroty 11 firm zrzeszonych w Polskim Związku Faktoringu (obecnie jest to 12 największych firm sektora), wyniosły 7,3 mld zł, czyli o 88 proc. więcej niż w pierwszym kwartale 2007 r. O ile jeszcze w 2005 r. firmy zrzeszone w PZF obsłużyły 1,4 mln faktur, to już w ubiegłym roku – ponad 1,6 mln.

Stąd optymistyczne szacunki Coface, światowej firmy z branży zarządzania należnościami, które przewidują, że polski rynek skupowania i obsługi wierzytelności może w ciągu 4-5 lat powiększyć się dwukrotnie. Na koniec 2007 r. wartość obrotu obsłużonego przez faktorów wynosiła równowartość 2,9 proc. PKB (30,7 mld zł), a w 2011-2012 wartość tego rynku może wzrosnąć do 6 proc. PKB (i 70-80 mld zł). Mimo tych imponujących wzrostów, Polsce jednak wciąż daleko nie tylko do Wielkiej Brytanii, gdzie udział obrotów firm faktoringowych sięga 10 proc. PKB. Także do sąsiadów – Litwy i Łotwy, gdzie poziom ten jest podobny.

Jarosław Jaworski, prezes Coface Polska Factoring podkreśla, że rośnie popyt na obsługę tego rodzaju. Firmy coraz chętniej korzystają zarówno ze sprzedaży wierzytelności jak i pozbywania się ryzyka, czyli z faktoringu pełnego. Daje to możliwość szybszego obrotu pieniądza, bez czekania na spłynięcie pieniędzy od kontrahentów.

Wszystko byłoby dobrze gdyby nie… komornicy

Jak jednak zauważa Jaworski, Polski rynek faktoringu mógłby się rozwijać się jeszcze szybciej, gdyby nie …. komornicy. To oni przypomnieli sobie o przepisach Kodeksu cywilnego z – jeszcze - 1964 r., które, dzięki swoistej interpretacji, pozwalają zająć sprzedaną już wierzytelność. „Upowszechnił się w ciągu ostatniego roku pogląd, że można zajmować wierzytelności sprzedane” – mówi prezes Jaworski.

Artykuł 885, który dotyczy – to ciekawostka – rozporządzania wynagrodzeniem i relacji między pracodawcą a pracownikiem, jest interpretowany na niekorzyść obrotu wierzytelnościami. Jeśli firma X sprzeda wierzytelności faktorowi (chodzi oczywiście o faktury nieprzeterminowane), ale np. ZUS z jakichś powodów przyśle do tej firmy komornika, to ten może następnie przyjść do firmy faktoringowej i oznajmić, że te należności (które są przecież aktywami firmy X) zajmuje komornik właśnie, na poczet długu wobec ZUS – tłumaczy prezes Jaworski. Nic zatem dziwnego, że faktorzy niechętnie podchodzą do obsługi firm mniejszych, które mają mniej faktur do sprzedania, więc zajęcie przez komornika jednej czy dwóch oznacza dla firmy skupującej należności więcej kłopotu (proporcjonalnie) niż w przypadku firmy sprzedającej dziesiątki faktur. Stąd w Polsce z faktoringu korzystają głównie firmy duże, znacznie gorzej jest z firmami małymi.

Małe firmy, z gorszymi prawnikami i potencjalnie większymi kłopotami z płynnością, stoją wobec komorników na straconej pozycji. „Jeśli ta interpretacja się przyjmie powszechnie, to żaden z faktorów nie będzie się angażował w transakcje wśród klientów mniejszych” – podsumowuje prezes Jaworski. Wygląda więc na to, że bez wykładni Sądu Najwyższego się nie obejdzie.

Zdaniem specjalistów Coface Polska, jeśli do ryzyk związanych z obsługą małych i średnich firm dojdą kolejne, to ten segment rynku po prostu przestanie się rozwijać. „A takie ryzyka powinny przecież znikać” – dodaje Jarosław Jaworski.