Aby wymusić konkurencję i odbierać prąd od innej niż PKP Energetyka firmy, spółki kolejowe muszą zainstalować liczniki energii w ponad 1,8 tys. lokomotyw. Nie mają pieniędzy, więc chcą zmienić system opłat za prąd.
Kolejowe firmy transportowe chcą, żeby regulator rozważył przywrócenie kontroli cen sprzedaży energii dla potrzeb trakcyjnych. Liczą, że będzie to możliwe, jeśli okaże się, że obecny i jedyny dostawca PKP Energetyka jest monopolistą na rynku sprzedaży prądu dla przewoźników na polskiej sieci linii kolejowych. Przewoźnicy z Izby Gospodarczej Transportu Lądowego (IGTL) zwrócili się do Urzędu Regulacji Energetyki, aby ten wystąpił do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów o ustalenie, czy tak właśnie jest.
- Wysłaliśmy pismo izby do UOKiK i badamy sytuację. Będziemy sprawdzać, czy nie ma barier ograniczających innym sprzedawcom dostęp do rynku energii trakcyjnej. Zależy nam na otwarciu tego rynku na konkurencję - mówi Mariusz Swora, prezes Urzędu Regulacji Energetyki.
Wystąpienie przewoźników do regulatora to reakcja na podwyżki cen energii, które zbiegły się ze spadkiem przewozów. IGTL twierdzi, że od stycznia 2008 roku do stycznia 2009 roku PKP Energetyka podnosiła przewoźnikom ceny energii sześć razy, z poziomu 141,94 zł za 1 MWh do 273,84 zł za 1 MWh. Obecnie tylko PKP Energetyka sprzedaje kolejarzom energię trakcyjną. W 2008 roku to było około 2,5 TWh, co stanowiło prawie 73 proc. sprzedanej przez firmę energii i dało jej nieco ponad 20 proc. przychodów. Licząc po cenach detalicznych, rynek energii trakcyjnej jest teraz warty ponad 600 mln zł netto.
PKP Energetyka twierdzi, że nie ogranicza innym sprzedawcom dostępu do rynku.
- Każdy sprzedawca, który podpisze z nami generalną umowę dystrybucyjną, może, korzystając z naszej sieci, sprzedawać energię przyłączonym do niej odbiorcom, także przewoźnikom kolejowym. Jednak warunkiem niezbędnym, jaki musi spełnić przewoźnik, chcący swobodnie wybierać sprzedawcę energii, jest konieczność wyposażenia lokomotywy w odpowiednie liczniki energii - wyjaśnia Grzegorz Grabowski, członek zarządu PKP Energetyka.
Teraz tych liczników elektrowozy nie mają. Przewoźnicy rozliczają się z PKP Energetyka w dosyć skomplikowany sposób na podstawie tzw. pracy przewozowej.
Korzystanie z prawa wyboru sprzedawcy energii wymaga inwestycji.
- Formalnych przeszkód w zmianie sprzedawcy nie ma, ale są techniczne. Na lokomotywach brakuje instalacji pomiarowych zużycia energii, a szacunki pokazują, że koszt takiej instalacji przekracza 20 tys. zł na lokomotywę. Minimum, które chcielibyśmy osiągnąć wskutek wystąpienia do URE, to spać spokojnie, wiedząc, że ktoś czuwa nad tym, że PKP Energetyka nie wykorzystuje swojej pozycji monopolistycznej - mówi Piotr Macioszek, wiceprezes IGTL.
W Polsce rok temu było łącznie około 3 tys. lokomotyw i elektrycznych zespołów trakcyjnych. Gdyby chcieć je wszystkie wyposażyć w liczniki, to przewoźnicy musieliby w sumie wydać około 60 mln zł. Same PKP Intercity ma 314 elektrowozów i na liczniki musiałyby wydać ponad 6 mln zł.
- Patrząc na doświadczenia np. kolei niemieckich, jesteśmy przeciwni montowaniu liczników energii. Nie ma pewności, że taka inwestycja przyniosłaby jakiekolwiek korzyści, więc wolimy się rozliczać dotychczasową metodą. Pozwala ona dosyć precyzyjnie określić zużycie energii, tymczasem liczniki są drogie, błąd ich odczytu sięga 3-4 proc., trzeba też mieć pewność, że dany model licznika zaakceptują wszyscy dostawcy energii. Konserwacja liczników i prowadzenie odczytów to dodatkowe koszty - mówi Paweł Ney, rzecznik PKP Intercity.
600 mln zł wart jest rynek energii dla potrzeb trakcyjnych