Resort rozwoju podpisuje tygodniowo umowy na 1 miliard złotych i to jest kwota, która "pozwala myśleć o bardzo dużym wypływie środków unijnych" - powiedziała we wtorek w TVN24 minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska.

Zaznaczyła, że takie tempo podpisywania umów ma miejsce od połowy ubiegłego roku. Zapewniła, że w związku z tym nie ma obaw o realizację zakładanych na ten rok 16,8 mld zł wydatków ze środków unijnych.

"Jeśli chodzi o wypłaty tych środków (unijnych-PAP), podpisywanie umów, ogłoszenia o konkursach to jest taki boom i taka dynamika, że wszyscy jako Polacy, jako naród i jako rząd powinniśmy się z tego cieszyć" - podkreślała minister.

"Mamy w tej chwili w umowach (na realizację projektów unijnych - PAP) 14,5 mld zł, które już pracują" - dodała.

"Nam się to przydało, dlatego że bardzo wzrósł kurs euro i w związku z tym strasznie przybyło pieniędzy"

Przypomniała, że w zeszłym roku zakończył się budżet poprzedniej perspektywy wydatkowania unijnych pieniędzy (2004-2006), ale z powodu kryzysu UE przedłużyła o pół roku ich wydatkowanie.

"Nam się to przydało, dlatego że bardzo wzrósł kurs euro i w związku z tym strasznie przybyło pieniędzy. W ciągu dwóch miesięcy - grudzień, styczeń - wypłaciliśmy tym, którzy składają wnioski, 2 mld 800 mln zł, a na różnicach kursowych "zarobiliśmy" 1 mld 800 mln, czyli właściwie wypłaciliśmy tylko miliard" - wyliczyła. Jak poinformowała minister, pod koniec 2007 roku, kiedy rozpoczęła urzędowanie, wykorzystanie "starej perspektywy" wyniosło 68 proc.

PiS zarzuca obecnej ekipie zbyt wolne wydatkowanie środków unijnych

"Nie damy sobie zabrać tych trzydziestu kilku procent, które myśmy zrobili. To nie jest zasługa poprzednich dwóch lat; to jest zasługa jeszcze wcześniejszych rządów i w bardzo dużej mierze tego rządu" - odniosła się do zarzutów opozycji.

PiS zarzuca obecnej ekipie zbyt wolne wydatkowanie środków unijnych. "Dosyć mam powtarzania, że jest dobrze" - podkreśliła Bieńkowska.

Odniosła się także do opublikowanego w poniedziałek raportu BCC, z którego wynika, że do tej pory Polska otrzymała z UE 2 mld zł, czyli niespełna jeden procent wszystkich pieniędzy przeznaczonych na lata 2007-2013.

"Pieniądze unijne kierują się taką zasadą, że trzeba je najpierw wydać i potem są zwracane z UE" - skomentowała.



"Od dwóch tygodni nie ma o czym mówić, bo idzie dobrze"

"Mamy z UE sporą zaliczkę, która już leży w NBP i w tej chwili z niej korzystamy. Według naszych szacunków, kilkanaście miliardów do ok. 20 miliardów zł już pracuje w gospodarce" - dodała. Wyjaśniła, że wypłacone przedsiębiorcom pieniądze z unijnej zaliczki muszą przejść kolejne etapy administracyjne, zanim "wrócą do budżetu" z UE.

Bieńkowska pytana, czy potrzebne są jej szersze kompetencje, żeby kontrolować wydatkowanie "unijnej kasy", odparła: "Nie muszę być wicepremierem; jako minister rozwoju regionalnego, który zarządza wszystkimi programami unijnymi, mam kompetencje, żeby w tym zakresie mówić poszczególnym ministrom, co u nich jest źle i co mają robić".

Dodała, że na każdym posiedzeniu rządu przedstawia premierowi informację z postępów w funduszach unijnych. "Od dwóch tygodni nie ma o czym mówić, bo idzie dobrze" - skwitowała. Choć zauważyła, że wspólnie z Komisją Europejską Polska musi przeanalizować możliwość przyspieszenia oceny "dużej ilości dużych projektów", głównie infrastrukturalnych, których ocena przez KE trwa nawet do siedmiu miesięcy. Takich projektów jest 200.

"Zrobiliśmy wszystko co możliwe, żeby ten system uszczelnić"

Pytana o możliwość pisania i oceniania wniosków przez tych samych ekspertów - o czym pisała wtorkowa "Gazeta Wyborcza" - Bieńkowska przypomniała, że MRR pod jej kierownictwem wprowadziło zapisy, "że każdy ekspert, który sprawdza jakikolwiek wniosek, pod groźbą odpowiedzialności karnej deklaruje, że nic go z tym wnioskiem (przez niego ocenianym - PAP) nie łączy".

"Zrobiliśmy wszystko co możliwe, żeby ten system uszczelnić" - dodała. Zapowiedziała, że jeśli wystąpią podejrzenia, że eksperci oceniali własny wniosek bądź zaniżali ocenę, ponieważ w konkursie zgłoszony był także ich wniosek, to "będziemy egzekwować te oświadczenia".

"Ja absolutnie tej kwestii nie lekceważę (...) i jestem bezwzględna, jeśli chodzi o tępienie tego typu działań i uważam, że to jest niedopuszczalne" - podkreśliła. Zaznaczyła jednocześnie, że gdyby jej resort chciał "krzyżowo sprawdzać każdy wniosek", to przy prawie 80 tys. złożonych wniosków "unieruchomimy ten system".