Wystarczył jeden tydzień handlu po ponownym otwarciu galerii handlowych, by wartość sprzedaży osiągnęła poziomy sprzed roku, gdy o koronawirusie jeszcze nikt nie słyszał.
Wystarczył jeden tydzień handlu po ponownym otwarciu galerii handlowych, by wartość sprzedaży osiągnęła poziomy sprzed roku, gdy o koronawirusie jeszcze nikt nie słyszał.
Gdyby wskazać towar, który po zniesieniu lockdownu sprzedaje się najlepiej, to jest to elektronika. Wiemy to z danych o transakcjach kartami płatniczymi, jakie udostępniły nam bank PKO BP i firma eService, jeden z największych operatorów terminali płatniczych na polskim rynku. Obraz, jaki się z nich wyłania, to run na sklepy po ich otwarciu 28 listopada i utrzymujący się podwyższony popyt nie tylko w pierwszą sobotę handlu, ale przez cały poprzedni tydzień.
– Zakupy w sklepach RTV i AGD robimy prawie dwa i pół razy częściej niż na początku roku, a nasze wydatki w tej kategorii są trzykrotnie większe. Co ciekawe, sprzedaż w tej kategorii wzrosła w ostatnim tygodniu nie tylko, kiedy porównujemy go z czasem sprzed pandemii, ale również w porównaniu z poprzednimi tygodniami, obejmującymi też okres promocji na Black Friday – mówi Witold Siekierzyński z eService. Z danych z terminali wynika, że w poprzednim tygodniu wykonano ponad 70 proc. więcej transakcji niż średnia od połowy października do listopada, przy podobnym wzroście ich wartości.
Oczywiście trzeba brać poprawkę na takie wyliczenia: pandemia spowodowała wzrost popularności transakcji kartami, więc samo porównanie ich liczby i wartości bez próby oczyszczenia ich z tego efektu może być mylące. Taki sezonowy wzorzec opracował PKO BP. Porównuje on w nim, jakie się zmieniały płatności kartami między pierwszą połową marca tego roku i obecnie oraz jak wyglądało to dla tych samych okresów w ubiegłym roku. Ale nawet po tych poprawkach obraz niewiele się zmienia. Zakupy sprzętu i mebli bardzo szybko rosły po jesiennym odmrożeniu handlu. I choć jeszcze nie dobiły do poziomów sprzed roku, to są już bardzo blisko, co jest ewenementem zważywszy na okoliczności, np. konieczność utrzymania reżimu sanitarnego, a więc ograniczenia liczby klientów w sklepie. Dane PKO BP wskazują, że rok temu sprzedaż wyposażenia mieszkań w pierwszym tygodniu grudnia była o około 36 proc. większa niż w marcu. W tym roku jest ona większa o 23 proc.
– Sprzedaż elementów wyposażenia mieszkań, w których mieszczą się i meble, i sprzęt RTV-AGD, jest blisko. Można zaryzykować tezę, że straty w tej kategorii niemal zostały odrobione – mówi Urszula Kryńska, ekonomistka PKO BP. I zwraca uwagę na jeszcze jedną kategorię, w której sprzedaż szybko rośnie: to stacjonarne sklepy z ubraniami i butami. W tym przypadku popyt jest już taki jak rok temu o tej samej porze, obroty w sklepach z odzieżą są o około 60 proc. większe niż w pierwszym tygodniu marca.
– Przed samymi świętami zapewne będą o 100 proc. większe, bo zwykle tak jest w tej części roku – mówi Urszula Kryńska.
Powrót klientów do sklepów z ubraniami potwierdzają też informacje zebrane przez eService. W poprzednim tygodniu liczba transakcji była o 140 proc. większa niż na początku roku. Ale ludzie kupują raczej tanio, wartość rośnie więc znacznie wolniej, o około 30 proc. Klienci wrócili do sklepów stacjonarnych, bo jeszcze przed zamknięciem galerii handlowych tradycyjny handel ubraniami mocno kulał, oddając pole sprzedaży przez internet.
Według Urszuli Kryńskiej dane z pierwszego tygodnia handlu po odmrożeniu pokazują, jak duży potencjał ma konsumpcja prywatna.
– Odbicie jest co najmniej tak szybkie jak w maju, gdy otwarto sklepy po kwietniowym lockdownie. To może uratować sezon świąteczny dla branży, która zwykle teraz ma swoje żniwa. Oczywiście w całym przebiegu pandemii handel poniósł straty, ale teraz wchodzi w kluczowy dla niego okres – mówi ekonomistka. Dodaje, że bank początkowo zakładał spadek sprzedaży detalicznej w grudniu w porównaniu do poprzedniego roku, ale teraz nie można wykluczyć pozytywnej niespodzianki. Na pewno wynik będzie lepszy od listopadowego, w poprzednim miesiącu sprzedaż mogła spaść nawet o 7 proc.
– Ludzie mają pracę, kluczowe jest utrzymywanie się niskiej stopy bezrobocia od pół roku. A to oznacza, że nie tracą dochodów. Zamknięcie sklepów spowodowało, że popyt nie był zaspokajany, co znalazło ujście po ich ponownym otwarciu – mówi Kryńska. Dodaje, że perspektywy dla sprzedaży są dobre również dlatego, że tworzy się tzw. nawis oszczędnościowy. Ludzie ograniczając swoją mobilność, nie wydają pieniędzy na zakupy, które wcześniej robili – np. obroty stacji benzynowych nadal są o mniej więcej jedną piątą mniejsze niż przed pandemią.
– To zjawisko występuje wszędzie, Europejski Bank Centralny wskazuje, że to tzw. oszczędności wymuszone, a skoro tak, to zapewne zostaną skonsumowane, gdy tylko nadarzy się okazja. Dlatego zakładamy odbicie konsumpcji, bo nawet jeśli dochody nie będą rosły, to będzie ona finansowana z oszczędności – mówi Urszula Kryńska.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama