Badania stwierdzające zakażenie koronawirusem u norek będą musiały zostać potwierdzone przez państwowy instytut. Rząd wstrzymuje się z decyzją o dalszych krokach.
Podane przedwczoraj wyniki naukowców z Uniwersytetu Gdańskiego i Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego nie mogą zostać uznane za urzędowe. – Inspekcja Weterynaryjna nie była ani zleceniodawcą, ani uczestnikiem tych badań. Nie posiada też ich wyników, a próbki nie były pobrane przez urzędowych lekarzy weterynarii. Nie zostały też pobrane zgodnie z procedurą ustaloną przez głównego lekarza weterynarii w maju tego roku – tłumaczy Małgorzata Książyk, dyrektor departamentu komunikacji i promocji w resorcie rolnictwa.
Ponowne badania w trybie pilnym zostaną przeprowadzone w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym (PIWet) w Puławach. Informacja o zachorowaniach na pomorskiej fermie ośmiu spośród 91 norek doprowadziła na razie do izolacji zwierząt tam przebywających. Poinformowano też sanepid, który prowadzi dochodzenie epidemiologiczne.
Nie wiadomo, jakie będą następne kroki resortu. – Nie ma wyników badań, więc nie ma decyzji – mówi przedstawicielka ministerstwa rolnictwa. Opublikowany przedwczoraj projekt rozporządzenia dodaje zakażenie SARC-CoV-2 u norek do obowiązkowo zwalczanych chorób. To oznacza, że powiatowy lekarz weterynarii będzie mógł podjąć decyzję m.in. o odosobnieniu bądź zabiciu zwierząt zakażonych lub podejrzanych o chorobę. Drugi opublikowany wczoraj projekt rozporządzenia określa natomiast procedurę pobierania testów – będą one powtarzane co najmniej co 6 tygodni i obejmą 20 osobników w stadzie, a w przypadku stwierdzonych objawów liczba ta będzie wyższa.
Jak na razie z ponad 800 wykonanych przez PIWet testów wśród norek, żaden nie okazał się pozytywny. – Badania będą kontynuowane na szerszej liczbie gospodarstw, tak aby ocenić sytuację epizootyczną i przekazać stosowny raport w tym zakresie organom państwowym, w tym ministrowi rolnictwa i rozwoju wsi – stwierdza prof. Krzysztof Niemczuk, dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego.
Jak zapewnia, nie ma powodów do paniki. Przekonuje, że sytuacja nie wskazuje na takie zagrożenia, jakie stwierdzono w Danii, Holandii czy Grecji, choć przyznaje, że to może się zmienić.
Potwierdzenie pozytywnych wyników może doprowadzić do likwidacji przynajmniej części branży. Choć z analiz wirusologów nie wynika, aby mutacja wirusa, która dotknęła zwierzęta, mogła przełożyć się na wzrost śmiertelności u ludzi, to jak twierdzi na łamach czasopisma „Nature” Astrid Iversen, wirusolog z Uniwersytetu Oksfordzkiego, zwierzęta trzeba wybić ze względu na niekontrolowane rozprzestrzenianie się choroby. Dotychczas w większości państw, które odnotowały na swoim obszarze zachorowania wśród norek, decydowano się na odstrzał.
W Danii po zabiciu zwierząt z 284 ferm, na których wykryto zachorowania, tamtejsi eksperci uznali, że szczep wirusa Cluster 5, który zauważono w hodowlach, najprawdopodobniej wyginął. Decyzja o wybiciu ok. 17 mln norek została jednak utrzymana w mocy. Inne państwa ograniczają się do zabicia zwierząt w samych ogniskach. Tak stało się we Francji, gdzie na podstawie wykrytych zakażeń przystąpiono do uboju tysiąca zwierząt. W ten sposób działają też Holendrzy, Grecy i Hiszpanie. Z podobną reakcją wstrzymują się jednak niektóre stany USA, w których również odnotowano zakażenia.
Polscy przedsiębiorcy deklarują, że w takiej sytuacji będą domagać się wysokich odszkodowań. Nie wykluczają też protestów. – Trudno nam spekulować co zrobimy. Niezależnie z jakiego powodu miałaby nastąpić likwidacja polskiej branży futrzarskiej, właśnie wchodzącej w kolejną sinusoidalną światową hossę w przemyśle futrzarskim, musiałoby to nastąpić za wypłatą pełnych odszkodowań za straty i utracone korzyści. Należy przyjąć, że ich wielkość mieścić się będzie w przedziale 5–10 mld euro – mówi Daniel Chmielewski, prezes Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych (PZHZF).
Podkreśla też, że zachorowania nie są tylko domeną norek. – Rząd chcąc opracować politykę zwalczania COVID-19 wśród zwierząt gospodarskich i domowych powinien zająć się tym kompleksowo i opracować procedury postępowania nie tylko w odniesieniu do ferm norek, ale i do pozostałych gatunków wrażliwych na COVID-19, w tym procedury dla schronisk zwierząt – dodaje szef PZHZF.
W istocie pozytywne wyniki zdarzały się również u zwierząt domowych. Mogą one też zarażać się między sobą. Dotychczas jednak zagrożenie przekazywaniem choroby na ludzi oceniano jako niewielkie. Dopiero raporty z zakażonych ferm norek w Holandii i Danii sugerują, że w tych środowiskach istnieje możliwość przeniesienia SARS-CoV-2 na ludzi – świadczą o tym informacje opublikowane w „Science” dostarczone przez naukowców z Centrum Medycznego Erazma w Rotterdamie. Z dokumentu wynika, że ludzie z COVID-19 zakazili norki, a potem doszło do zarażeń w przeciwnym kierunku.