Tym razem powodem gromadzenia żywności jest nie tylko obawa przed restrykcjami, ale chęć przygotowania się do własnej kwarantanny.
W ostatnich tygodniach kupujemy zdecydowanie więcej produktów spożywczych. Dane Listonic, aplikacji mobilnej do tworzenia list zakupów, pozwalają oszacować, że w tej kategorii przeciętne zestawienie produktów wydłużyło się o 45 proc. Wskazuje to, że Polacy znów robią zakupy na zapas – podobnie jak u progu pierwszej fali pandemii.
O tym, że uzupełniamy domowe zapasy, świadczą też dane Centrum Monitorowania Rynku. – Trend obserwujemy od połowy października – potwierdza Elżbieta Szarejko z CMR. Według niej wskazują na to obroty sklepów. Liczba transakcji jest o 19 proc. mniejsza niż w roku ubiegłym. Ale wartość sprzedaży w małych placówkach jest już tylko o ok. 2 proc. mniejsza niż przed rokiem. W dużych natomiast wzrosła o 0,6 proc. rok do roku. Największe w tym roku spadki dochodziły do nawet 6 proc. i były widoczne przede wszystkim w supermarketach.
Według badania M/platform obejmującego 10 tys. małych sklepów detalicznych przełom nastąpił po wprowadzeniu w całym kraju żółtej strefy. Wtedy w ciągu jednego tygodnia odwiedziny w punktach detalicznych spadły o ponad 8 proc. Według autorów badania częstotliwość zakupów wciąż spada, a równocześnie rośnie średnia wartość koszyka zakupowego.
– W przypadku małych sklepów w tygodniu od 26 października do 1 listopada była ona o 20,6 proc. wyższa niż przed pierwszą falą pandemii. Jest na poziomie podobnym do tego z końca marca. Wówczas doszło do skokowego przyrostu w dwa tygodnie, a obecnie jest to skutek łagodniejszego wzrostu trwającego od sześciu tygodni – tłumaczy Tomasz Jasinkiewicz, wiceprezes Comp Platforma Usług, operatora M/platform.
Większy popyt jest zauważalny też w sklepach internetowych. One na dobre przejęły część klientów tradycyjnych placówek, co również tłumaczy mniejszą liczbę odwiedzin w tych ostatnich. O gwałtownym wzroście zamówień mówi Jacek Palec, prezes Frisco.pl.
Skąd wzrost zakupów? – W marcu, czyli na początku pandemii, Polacy w obawie przed zamknięciem sklepów spożywczych masowo wykupywali asortyment. Po ponad pół roku doświadczamy drugiej fali zachorowań. Być może wzrost liczby kupowanych produktów i znacznie większa objętość zakupów wynika z tego, że Polacy ponownie obawiają się restrykcji lub z obawy o bezpieczeństwo postanowili ograniczyć liczbę wizyt w sklepach do minimum – tłumaczy Emil Krzemiński, menedżer zespołu sprzedaży i marketingu w Listonic.
Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności, dodaje inny powód: chęć zabezpieczenia się na wypadek konieczności przejścia na kwarantannę. Skłonność do kupowania z tego powodu mają przede wszystkim osoby samotne albo mieszkające z dala od bliskich.
O tym, że kupujemy na zapas, świadczą też rodzaje produktów, które najczęściej znikają ze sklepowych półek. Sytuacja jest podobna jak wiosną. – W koszykach znowu częściej umieszczane są wysokokaloryczne i wysokoprzetworzone produkty. Ze wzmożoną częstotliwością na listy zakupowe trafiają również artykuły z kategorii „instant”, choć nie zapominamy również o nabywaniu warzyw i owoców – podkreśla Emil Krzemiński.
Wzmożony popyt dotyczy makaronów, kasz, konserw, ale i chleba tostowego, kabanosów, suchej kiełbasy, jajek, masła, oleju czy mleka. Sprzedaż w tych kategoriach jest od kilku do nawet 90 proc. większa niż przed rokiem. Choć, jak zaznaczają eksperci, jest równocześnie mniejsza niż w czasie pierwszej fali.
– Spadł za to popyt na produkty impulsowe, jak batoniki, rogale, gumy do żucia czy cukierki odświeżające. Mniej sprzedaje się napojów, zwłaszcza tych w małych opakowaniach. To efekt zdalnej pracy i nauki – zaznacza Elżbieta Szarejko.
Przez to, że jedne kategorie rosną, a inne notują spadki, nie można jeszcze mówić o sezonie żniw dla sklepów. Ten nastąpi dopiero przed świętami. Wtedy wrośnie popyt na mięso i produkty świeże, ale i alkohol.
Andrzej Gantner zapewnia, że nie ma obaw o przerwy w dostawie żywności na polski rynek. Jak podkreśla, fabryki pracują pełną parą i choć dochodzi do ujawniania pojedynczych ognisk koronawirusa, to nie ma konieczności wprowadzania przestoju w zakładach.
Producenci nie ukrywają, że zagrożeniem może być jednak narodowa kwarantanna. Dlatego walczą, by w razie jej ogłoszenia priorytet miał transport żywności. Chodzi zarówno o ułatwione przemieszczanie się samochodów z żywnością i surowcami, w tym wprowadzenie pierwszeństwa w ich odprawach granicznych, jak i o transport pracowników zakładów.
– Mamy nadzieję, że nasze postulaty w tym zakresie znajdą odzwierciedlenie w nowej tarczy, nad którą obecnie pracuje rząd – mówi Andrzej Gantner.