Uderzenie także w promotorów piramid finansowych, a nie tylko w twórców nielegalnych schematów. To pomysł prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów na walkę z finansowymi nowotworami. I warto powiedzieć wprost: to pomysł rewelacyjny. Zarazem spóźniony, choć opóźnienie to – uczciwie trzeba przyznać – nie obciąża obecnego szefa urzędu Tomasza Chróstnego, gdyż on akurat, od czasu powołania na stanowisko, zadziałał szybko.
Postaciom naganiaczy na łamach DGP postanowiliśmy się przyjrzeć już w kwietniu 2017 r. W tekście „Poszukiwacze piramid” pokazaliśmy swoistego rodzaju ekosystem. W piramidzie finansowej są wielkie drapieżniki (twórcy systemu) oraz ich ofiary – jelenie (zwykli udziałowcy marzący o szybkim zarobku). I to najlepiej zbadana część systemu, bo i o jednych, i o drugich napisano już wiele przy okazji upadku kolejnych biznesów, jak choćby słynne Amber Gold.
Lecz to nie wszystkie elementy piramidy finansowej. Swoje nisze mają w niej także kojoty, naganiacze, które szukają jeleni chcących rozstać się z gotówką i żywiące się tym, co im „odpalą” twórcy systemu. Oraz sępy, świadomi inwestorzy, które szukają rozkręcających się biznesów i w nie inwestują, zdając sobie sprawę z ryzyka. I o tych grupach mówiło się niewiele. Tymczasem to właśnie naganiacze są newralgicznym elementem piramidalnego łańcucha. Bez nich większość piramid nie ma szans na pozyskanie jeleni.
Przez wiele lat zarówno prokuratura, jak i urzędnicy zdawali się nie dostrzegać tego kłopotu. Tak jak wszczynano postępowania w stosunku do piramid i ich twórców, tak temat naganiaczy pomijano. I to się właśnie zmieniło. Prezes UOKiK na pierwszy cel wziął Damiana Żukiewicza, o którym kilkukrotnie na łamach DGP pisaliśmy. Mężczyzna w swych nagraniach umieszczanych na YouTubie dużo przeklina, wymachuje przed kamerą pistoletem oraz pali – dosłownie – pieniądze. Nagrywa w różnych zakątkach świata. I dodaje, że może sobie pozwolić na spędzanie czasu w Dubaju i na Bali dlatego, bo zainwestował w reklamowany przez siebie twór. W ten sposób Żukiewicz reklamował już co najmniej kilka piramid finansowych. I jakkolwiek jego metody mogą wydawać się infantylne, to w branży uchodzi za jednego z najskuteczniejszych naganiaczy. Łącznie w Polsce zawodowo działa ich ok. 30.
Tomasz Chróstny uznał, że za propagowanie systemów promocyjnych typu piramida przedsiębiorcy grozić może kara do 10 proc. obrotu z poprzedniego roku. A za przedsiębiorcę uznać należy nie tylko osobę zarejestrowaną w Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej, lecz każdego – w tym blogerów i influencerów – kto w sposób zorganizowany i ciągły faktycznie prowadzi działalność gospodarczą i czerpie zyski z zakładania, prowadzenia lub propagowania systemów promocyjnych typu piramida.
Co to oznacza? Ano tyle, że na Żukiewicza można nałożyć wysoką karę finansową. Choć zarazem znacznie niższą od jego zysków na piramidalnym biznesie. Zakładam jednak, że działania organów państwa będą wielotorowe – i oprócz zainteresowania się sprawą naganiaczy przez UOKiK, zainteresuje się nią również prokuratura.
Polskie państwo, czynami Tomasza Chróstnego, zdaje pierwszy i być może najważniejszy test. Przestano bowiem się wypierać tego, że piramidy finansowe w Polsce są problemem. Po sprawie Amber Gold panowało przekonanie, że co złego, to już za nami. Tymczasem szacuje się, że rocznie Polacy na „inwestycjach” w piramidy tracą od 250 do 300 mln zł, a sporej wielkości finansowych nowotworów powstaje ok. 30 (przy czym średni czas „życia” piramidy to 2–3 lata). Do niedawna władza nie chciała przyznać się do tego faktu. Uznawano to za wstydliwe, gdyż świadczyć by miało o słabości danego rządu. Podczas gdy istnienie piramid finansowych to coś naturalnego w gospodarce. A wstydem nie jest to, że się one pojawiają, lecz to, że się je niewystarczająco intensywnie zwalcza. UOKiK właśnie zrobił pierwszy krok ku zwiększeniu skuteczności. I za to należy go chwalić.