Tym razem przedsiębiorcy nie zamierzają potulnie godzić się na administracyjne ograniczenia w prowadzeniu działalności. Ale przed spadkiem popytu trudno im będzie się obronić.
DGP
Gwałtowne protesty branży fitness zmusiły rząd do rozmów i złagodzenia swojego pierwotnego stanowiska. Siłownie i baseny będą częściowo otwarte, m.in. dla szkół czy sportowców przygotowujących się do zawodów. Wczoraj w ciągu dnia trwały też spotkania, których celem było wypracowanie nowych standardów.
Branża fitness nie chce słyszeć o całkowitym lockdownie, bo byłby on dla niej gwoździem do trumny. Już po poprzednim odmrożeniu popyt nie odbudował się do poziomu sprzed wybuchu pandemii.
‒ W pierwszych tygodniach po otwarciu właściciele klubów odnotowywali 50‒60 proc. przychodów w porównaniu z tymi sprzed zamknięcia. Mimo tego nie było w branży wielu bankructw. W obecnej sytuacji tempo wzrostu odnotuje mocny spadek – mówi Mariusz Najda, dyrektor działu Medicover Lifestyle, do której należy sieć OK System.
Natomiast Mikołaj Nawacki, prezes Calypso, największej sieci fitness w kraju, dodaje, że możliwość otwarcia branży w wakacje pozwoliła na odrobienie strat. ‒ Odbudowa portfela umów z klientami to proces wielomiesięczny, w przypadku pierwszego lockdownu szacowany był na 12 miesięcy – tłumaczy. Podkreśla, że branża fitness pracowała z bardzo rygorystycznymi obostrzeniami sanitarnymi, które też miały znaczący wpływ na koszty klubów. Spadek obrotów już jest widoczny w wynikach. Według danych z bazy Krajowego Rejestru Długów kondycja finansowa siłowni i klubów fitness wyraźnie się pogorszyła w lecie. Jeszcze w styczniu zadłużenie z tego sektora wynosiło niespełna 6,8 mln zł. W październiku jest to już 7,451 mln zł.
‒ Najgorsza sytuacja jest w obiektach zlokalizowanych w biurowcach. Z powodu pracy zdalnej biura świecą pustkami, więc i kluby funkcjonują na kilkanaście procent możliwości. Niewiele lepiej jest w dużych centrach handlowych ‒ mówi Nawacki i dodaje, że najłatwiej jest klubom „osiedlowym”, bo ludzie funkcjonują dziś w obrębie swojego miejsca zamieszkania.
‒ Jeśli taka sytuacja potrwa, to za kolejne dwa‒trzy miesiące możemy spodziewać się masowych bankructw – twierdzi Mariusz Najda. Dodaje, że do tej pory tylko co drugi przedsiębiorca skorzystał z pomocy oferowanej w tarczach antykryzysowych. Ale teraz branża liczy na wsparcie. W utrzymaniu płynności pomogłyby umorzenia czynszu dla wszystkich rodzajów powierzchni. Dziś dotyczy to obiektów o powierzchni sprzedaży powyżej 2000 mkw. i tylko w galeriach handlowych. A to 15 proc. rynku klubów fitness.
Perspektywy są złe nawet bez oficjalnego lockdownu, bo druga fala pandemii zmienia preferencje konsumentów. W danych z transakcji kartami i raportów o mobilności (np. tych, które tworzy Google) widać, że ludzie coraz bardziej się dystansują. Najbardziej widać to po malejącej liczbie wizyt w restauracjach. Według danych z dwóch największych banków – PKO BP i Pekao SA – sprzedaż w gastronomii była w pierwszym tygodniu października znacznie niższa niż zwykle o tej porze roku. W przypadku klubów fitness takie porównania są trudniejsze ze względu na sposób dokonywania płatności: na ogół jest to długoterminowy abonament. Ale na podstawie informacji o mobilności można zakładać, że i kluby już mają mniej klientów. Z raportu Google datowanego na 13 października wynika, że aż o jedną piąta niższy niż zazwyczaj był ruch na stacjach i przystankach, a obecności w miejscu pracy zmalały o 12 proc.
‒ Zmiany zachowań ludzkich będą kulą u nogi dla całych sektorów gospodarki, jak gastronomia, turystyka i branża rozrywkowa – napisali ekonomiści Pekao SA w opublikowanym wczoraj raporcie. Ich zdaniem odbudowa koniunktury jest zagrożona przez zalecenia pozostania w domach i coraz większą niepewność związaną z drugą falą.
Rozrywka już przechodzi trudne chwile – w tej branży ograniczenia administracyjne obowiązywały cały czas. Najlepszy przykład to kina. Nawet po odmrożeniu nie uzyskały pełnej swobody sprzedaży i mogły zapełniać jedynie 25 proc. dostępnych miejsc. Paweł Świst, prezes zarządu Multikino SA, mówi, że mimo tych ograniczeń wszystkie kina w sieci działają normalnie. Ale przyznaje: funkcjonujemy głównie dzięki dostępności w repertuarze polskich filmów.
‒ Doceniamy fakt, że pomimo obostrzeń rząd umożliwił kontynuację działania kin. Naszym zdaniem to miejsca bezpieczniejsze niż np. restauracje czy bary – mówi prezes Świst. Objęcie kin całkowitym zakazem przyniosłoby zapewne taki sam skutek jak w klubach fitness.
Zbigniew Żmigrodzki, prezes Stowarzyszenia Kina Polskie, a także organizator Forum Wokół Kina, mówi, że nawet przy obłożeniu na poziomie 25 proc. kina miałyby szansę się utrzymać, jeśli tylko byłoby odpowiednio dużo zagranicznych atrakcyjnych premier. Tegoroczna frekwencja to ok. 40 proc. tego, co w ubiegłym roku. Premiery amerykańskie odpowiadają za 40 proc. polskiego rynku i dopóki nie wrócą, w branży niewiele się zmieni.
‒ Prawdopodobny jest scenariusz wychodzenia graczy z centrów handlowych. Chyba że obiekty handlowe zgodzą się na renegocjacje warunków najmu – podkreśla Zbigniew Żmigrodzki.
Brak premier przy dużym wzroście liczby nowych zakażeń daje się we znaki branży kinowej na całym świecie. Spółka Cineworld, która w Polsce jest właścicielem 33 kin sieci Cinema City, zamknęła właśnie 118 kin w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Do czasu zamknięcia tego wydania firma nie odpowiedziała na nasze pytania o swoją strategię w Polsce. Inny kinowy potentat, AMC Entertainment Holdings, Inc., rozważa bankructwo w celu zmniejszenia zadłużenia. Powód ten sam, co wszędzie: spadek frekwencji w kinach i brak nowych filmów do wyświetlania.
Spółka Cineworld zamknęła 118 kin w Wielkiej Brytanii i Irlandii