Branża przewiduje, że powrót do stanu sprzed epidemii zajmie kilka lat. Jednym z powodów są nowe restrykcje związane z prowadzeniem działalności.
Wraz z objęciem całej Polski żółtą strefą, nowe obostrzenia dotknęły także lokale gastronomiczne. Mowa o konieczności zapewnienia co najmniej 4 mkw. przestrzeni na jedną osobę w kawiarni czy restauracji. Zdaniem przedsiębiorców nowe wytyczne wydłużą czas odrabiania strat po wiosennym lockdownie. Szczególnie że w związku z rosnącą falą zakażeń niektórzy z nas znów ograniczają wyjścia na zewnątrz i przechodzą na pracę zdalną.
– Rynek gastronomiczny będzie się odbudowywał wiele lat i jeżeli do końca 2024 r. uda się powrócić do stanu sprzed epidemii, będzie można mówić o wariancie optymistycznym – mówi Sylwester Cacek, prezes Sfinksa Polska. – Nikogo nie trzeba przekonywać, że ograniczenie pojemności lokalu o 70 proc. będzie miało negatywny wpływ na sytuację ekonomiczną, tak samo jak ma to miejsce w przypadku lotów samolotami. Nie dałoby się rentownie realizować lotów wielkimi boeingami, gdyby ponad połowa miejsc nie mogła być zajęta – dodaje Adam Ringer, szef Green Caffè Nero.
Do tego dochodzą krótsze godziny funkcjonowania w strefach czerwonych (do godz. 22) oraz kontynuowanie pracy zdalnej w firmach, przez co biurowce świecą pustkami, a to na niebieskich kołnierzykach zarabiają niektóre kawiarnie i firmy świadczące usługi cateringowe. Na dodatek kończy się pora zezwoleń na prowadzenie zewnętrznych ogródków gastronomicznych, które zapewniały dodatkowe miejsca siedzące i były ratunkiem dla restauracji i barów w sytuacji narastającej fali epidemii.
Przedsiębiorcy wykorzystali też już pomoc udzieloną w ramach tarcz antykryzysowych, czyli nie mają już pieniędzy, a zarobienie nowych staje się coraz trudniejsze. Dlatego w kolejnych miesiącach należy oczekiwać wzrostu liczby zawieszanych działalności czy wręcz bankructw w sektorze. Dotychczas taki trend nie był odczuwalny. Od stycznia do września biznes wstrzymało 4,6 tys. przedsiębiorców wobec ponad 5 tys. rok wcześniej – wynika z danych dostarczonych DGP przez Bisnode Polska.
Optymizmem nie napawa też to, że cały czas rośnie zadłużenie w branży. Jak wynika z danych Krajowego Rejestru Długów, w lutym wynosiło ono 213,3 mln zł, a obecnie jest to już 280,9 mln zł. 83 proc. tej kwoty przypada na mikrofirmy. Obecnie w KRD figuruje 10,7 tys. firm hotelarskich, restauracyjnych i cateringowych. Duże sieci przyznają, że mają mnóstwo ofert przejęcia pojedynczych lokali czy małych sieci gastronomicznych. Choć oferty bywają kuszące, podjęcie decyzji nie jest łatwe. Trudno więc mówić o wychodzeniu z kryzysu.
– Z nakładanymi na nas ograniczeniami i bez dalszej pomocy publicznej nie może być mowy o wychodzeniu z trudnej sytuacji. Z informacji przekazywanych przez rząd wynika, że przeciwnie do sytuacji w innych krajach w Europie dalsza pomoc nie będzie udzielana. Do tego dochodzi komunikat „spłacajcie od zaraz to, co wam odroczyliśmy na wiosnę, np. składki ZUS” – mówi Adam Ringer, który wylicza, że sprzedaż w jego sieci spadła we wrześniu o 20 proc. r/r. – To i tak dużo lepiej niż w całej branży, gdzie mówi się o spadku na poziomie 40 proc. Bez względu na to nadal jesteśmy pod kreską – zaznacza.
– Większość restauracji nie osiągnęła poziomu sprzedaży sprzed pandemii. Druga fala zachorowań na pewno w tym nie pomoże. Jednak to, że nie będzie całkowitego zamrożenia gospodarki, jest plusem dla naszej branży. Mam nadzieję, że restauratorzy wprowadzą innowacyjne usługi i metody sprzedaży w swoich lokalach. Nie mamy wyjścia, musimy się dostosować do sytuacji – dodaje Marcin Ciesielski, prezes firmy Mastergrupa.
Jeszcze głębszy kryzys przeżywają firmy cateringowe, które raportują nawet 50-proc. spadki obrotów. Dodatkowo przyczynia się do tego fakt, że wielu z nas przełożyło wesela czy imprezy z okazji chrzcin na przyszły rok. Nie pomaga też przechodzenie przez szkoły na nauczanie zdalne i hybrydowe, bo oznacza to mniejsze zapotrzebowanie na szkolne obiady. Przedsiębiorcy próbują się też ratować na własną rękę. Sposobem ma być negocjowanie obniżek czynszów za lokale, cięcie kosztów – w tym przez zmniejszanie zatrudnienia – czy ograniczanie menu.
68 tys. tyle lokali gastronomicznych działa w kraju
37 mld zł taka jest wartość rynku gastronomicznego
4600 tyle działalności w branży zawiesili przedsiębiorcy w tym roku