Maraton brexitowy trwa, a godzina zero jest coraz bliżej. Boris Johnson postawił Unii Europejskiej ultimatum: albo umowa handlowa w październiku, albo zerwane negocjacje i przyjęcie ustawy o rynku wewnętrznym. Czy brytyjski rząd otwarcie zapowiada złamanie prawa międzynarodowego?

W mijającym tygodniu Izba Gmin wstępnie poparła projekt tzw. ustawy o rynku wewnętrznym. Teraz został on skierowany do dalszych prac w komisjach. Kontrowersje budzą zapisy dokumentu, pozwalające unieważnić niektóre kwestie dotyczące Irlandii Północnej, które już znalazły się w umowie wyjściowej, wcześniej podpisanej przez Wielką Brytanie i Unię Europejską.

Porozumienie wyjściowe obowiązuje od 1 lutego br., czyli od momentu, kiedy Zjednoczone Królestwo formalnie opuściło UE i zaczął się okres przejściowy. Na mocy prawa międzynarodowego sygnatariusze umowy (tj. Wielka Brytania i Unia Europejska) nie mogą w sposób jednostronny odstąpić od porozumienia, ignorować lub zmieniać przepisy, bowiem jest to niezgodne z regulacjami międzynarodowymi.

Izba Gmin uważa, że „nowe prawo brexitowe” jest „rozsądną opcją awaryjną” w przypadku zerwania negocjacji z Unią. Posłowie twierdzą, iż zapisy, które się znalazły w umowie wyjściowej zagrażają integralności Wielkiej Brytanii, a nowa ustawa o rynku wewnętrznym stanowi ochronę Porozumienia Wielkopiątkowego. Jest też gwarancją pokoju i stabilności na obu wyspach.

Paradoks całej sytuacji polega na tym, że to właśnie premier Johnson w październiku ubiegłego roku wynegocjował taką a nie inną umowę, zgodził się na powstanie granicy na Morzu Irlandzkim, podpisał porozumienie wyjściowe i w trakcie niekończących się negocjacji brexitowych uznał, że przepisy dotyczące Irlandii Północnej są niezgodne z prawem krajowym.

Wygląda jednak na to, że Boris Johnson trzyma się ducha mainstreamowego populizmu i testuje ile brytyjskiemu rządowi wolno na arenie międzynarodowej, po to, by utrzymać swoją pozycję na arenie krajowej. Nie należy również wykluczać faktu, że obecne zachowanie Westminsteru jest kolejną taktyką negocjacyjną, która mogłaby przyspieszyć rozmowy miedzy Londynem a Brukselą w sprawie przyszłej umowy handlowej.

Jak tłumaczy gazetaprawna.pl dr Paweł Kowalski z Wydziału Prawa SWPS w Warszawie, każde działanie, do którego będzie prowadził brytyjski premier, będzie naruszeniem prawa międzynarodowego, ponieważ podpisana wcześniej przez Johnsona umowa jest wiążącym aktem prawnym dla jego państwa.

- Prawo krajowe nie powinno dopuścić do zawarcia umowy międzynarodowej, która byłaby niezgodna z porządkiem prawnym danego państwa. Jeżeli już do tego dojdzie, to są zasady w ramach prawa międzynarodowego, gdzie jest jasno powiedziane, że to prawo międzynarodowe jest ponad prawem krajowym. Innymi słowy, podpisana umowa dwustronna lub wielostronna jest nad prawem krajowym. Fakt, że premier dopiero teraz się zorientował, iż podpisany dokument jest niezgodny z prawem krajowym, nie ma żadnego znaczenia. Bilateralne porozumienie obowiązuje, a więc jeżeli dojdzie do przyjęcia tzw. ustawy o rynku wewnętrznym, będziemy mieli do czynienia ze złamaniem prawa międzynarodowego – tłumaczy dr Paweł Kowalski.

W swoim orędziu w Parlamencie Europejskim Ursula von der Leyen odniosła się do kwestii brexitu i kontrowersyjnej ustawy, której projekt wstępnie został przyjęty przez Izbę Gmin. Szefowa KE przetoczyła wypowiedź Margaret Thatcher, mówiąc, że to, co było aktualne kiedyś, jest jak najbardziej aktualne teraz: „Wielka Brytania nie łamie postanowień traktatów. Byłoby to złe dla Wielkiej Brytanii, dla stosunków z resztą świata i dla każdego przyszłego traktatu handlowego”.

- Państwo, od którego uczyliśmy się dyplomacji, kończy negocjacje brexitowe jako kraj o totalnym upadku dyplomacji. Bardzo to przykre – podsumowuje dr Paweł Kowalski z SWPS.