Gra o uwiarygodnienie się szemranych biznesów osiągnęła niewyobrażalny dotychczas poziom, gdy do siedziby firmy podejrzewanej o bycie piramidą finansową zawitał szef rządu i wychwalał kreatywność prezesa.
DGP
Łódź, 24 czerwca 2020 r. Premier Mateusz Morawiecki, podczas zupełnie niezwiązanego ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi objazdu po Polsce, odwiedza łódzką spółkę SelfMaker. Szef rządu fotografuje się obok prezesa SelfMakera Marka Wieteski na tle automatycznych dozowników do dawkowania płynu antybakteryjnego.
„Gdy mam okazję zobaczyć, co robi taka firma jak c, to jestem pełen najbardziej optymistycznych myśli co do przyszłości gospodarczej Polski” – mówi Morawiecki. Po czym snuje wizje o rozwoju Polski i podbijaniu zagranicznych rynków i podkreśla, jak wiele go łączy z prezesem Wieteską oraz nie kryje podziwu dla jego kreatywności.
Wystąpienie Morawieckiego pokazuje kilka stacji telewizyjnych, relację robi Polska Agencja Prasowa. Na profilu Mateusza Morawieckiego zaś umieszczony zostaje tweet, w którym szef rządu zachwala nowoczesność SelfMakera i mówi, że „nowoczesność” może być nowym imieniem Polski.
O wizycie premiera w siedzibie łódzkiej spółki do dziś możemy przeczytać na rządowych stronach. Można też zobaczyć zdjęcia. Na youtube’owym profilu kancelarii premiera jest film z wizyty. Z kolei na rządowej podstronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych można przyjrzeć się produktowi SelfMakera – automatycznemu dozownikowi do płynu dezynfekcyjnego.
Czym zajmuje się SelfMaker, w praktyce grupa kilku spółek, z których część jest zarejestrowana w Polsce, zaś jedna w Dubaju?
Jeśli wierzyć samemu twórcy biznesu, to potentat na rynku automatyzacji produkcji. W broszurze reklamowej czytamy, że grupa ma wielu klientów z całej Europy, w ciągu ostatnich dwóch lat jej wycena wzrosła o 461,5 proc. oraz że „SelfMaker znajduje się u progu globalnej ekspansji”. Firma twierdzi, że produkuje przede wszystkim wirtualne kioski, czyli urządzenia, z którymi stykamy się w wielu sklepach. To np. urządzenie wolnostojące w dużej księgarni, za pomocą którego możemy sprawdzić, na której półce znajdziemy konkretną książkę, albo duży ekran w centrum handlowym, dzięki któremu dowiemy się, gdzie znajduje się poszukiwany przez nas sklep.
SelfMaker chwali się współpracą z takimi markami jak Samsung, Microsoft, Carrefour, Decathlon, Ikea, Leroy Merlin, Rossmann i Biedronka.
Ostatnio firma zaczęła produkować Self Clean, czyli wspomniane automatyczne dozowniki do dezynfekcji dłoni. Kilkanaście przekazała Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy.
Automatyzacja to jednak zaledwie wycinek działalności SelfMakera. Drugie pole to zbieranie pieniędzy od zainteresowanych inwestycjami. Spółka przekonuje w folderze reklamowym, że można „zarabiać z każdej wyprodukowanej maszyny”. Wystarczy kupić tzw. token, czyli żeton. Warto się spieszyć, gdyż ich liczba jest ograniczona do jedynie 25 mln sztuk. Jak przekonują naganiacze, czyli osoby zachęcające do inwestycji w zamian za prowizję, token to rodzaj cyfrowej akcji. Tyle że SelfMaker nie jest notowany na giełdzie, więc i „akcja” musi wyglądać inaczej. Założenie – jeśli wierzyć Markowi Wietesce – jest proste: ty kupujesz tokeny, on ma pieniądze na rozwój spółki, wraz z którym tokeny nabierają wartości, więc na tym zarabiasz. A jednocześnie spółka będzie wypłacać „tokendę”, czyli dywidendę od zysków. Ile zarobisz? Możliwości są nieograniczone. Na youtube’owych filmach niektórzy naganiacze mówią, że 20 proc., inni, że 40 proc. rocznie, ale nie brakuje też głosów, że jeśli dziś zainwestujesz 5 tys. dol., to już za rok, dwa, będziesz miał 150 tys.

Wystarczy polecać

Sposobów na zarabianie jest zresztą więcej. SelfMaker chwali się tym, że każdy z nas może zyskać nie tylko na swoich żetonach, lecz także na polecaniu inwestycji innym. Znów spoglądamy w folder reklamowy i widzimy, że jeśli tylko polecisz zainwestowanie 500 dol. Tomowi, będziesz miał z tego 40 „zielonych”. Michael zainwestuje 1 tys. – ty dostaniesz 80. Do tego Caroline 100 dol., Anthony aż 30 tys., Ann 1,5 tys., Olga 100, James 200, a Alex 5 tys. Po dodaniu kilku liczb do siebie i pomnożeniu tego przez 8 proc., które ci się należą za polecenie, masz 3072 dol. na czysto. Wystarczy polecać.
Ale to nie koniec możliwości. Bo przecież Michael, który ci zaufał, namówi swojego kolegę Johna. John z kolei Olivię i Luke’a. Anthony zaś tak się wkręcił w chęć zarabiania na SelfMakerze, że zainteresował programem Olivera i Petera. I tak dalej... Efekt? Masz już – o ile tylko wprowadzone przez ciebie osoby polecają biznes kolejnym – kolejne 10 tys. dol. Gdyby jednak i to cię nie przekonało, to może zrobią to prezenty za wciąganie kolejnych i kolejnych osób do systemu. Początek będzie skromny: za uzyskanie rangi „promotora” dostaniesz portfel do przechowywania kryptowalut. Gdy zostaniesz „liderem” – w twoje ręce trafi nowiusieńki iPhone 11 Pro. „Ambasador”, czyli osoba, która odpowiada za obrót rzędu 250 tys. dol., stanie się posiadaczem MacBooka Pro 13. Zabawa jednak dopiero się rozkręca. „Senior ambasador” będzie już nosił roleksa Submariner za blisko 80 tys. zł. A gdy wzniesiesz się na wyżyny swoich możliwości, sam zainwestujesz dużo pieniędzy w rozwój SelfMakera i namówisz do tego innych, którzy przekonają kolejnych, zostaniesz „globalnym ambasadorem”. A ten – żeby nie było wstydu – będzie jeździł otrzymanym od spółki porsche 911 Carrera 4S za – bagatela – 1 mln zł.

Skąd my to znamy?

Wygląda jak piramida finansowa? Zdaniem prawnika SelfMaker, radcy prawnego Macieja Grzegorczyka, wcale nie. Przekonuje on nas, że przecież model wynagradzania za polecenia funkcjonuje jako standard w gospodarce, choćby na rynku bankowym.
Ważne jest to, aby się spieszyć. Po pierwsze dlatego, że liczba osób zainteresowanych tego typu inwestycjami jest ograniczona. Mogłoby się zatem okazać, że sąsiad, któremu polecimy SelfMakera, już dawno został przekonany przez kogoś innego (i ten ktoś otrzymuje prowizję). Po drugie, bo żetony mają być coraz droższe. Dziś za jedną sztukę trzeba zapłacić 2,7 dol. Wcześniej były tańsze. Chętnych nie brakowało i – jak twierdzi firma – sprzedano już ponad 230 tys. tokenów po 2,5–2,6 dol. za jedną „wirtualną akcję”, czyli uzyskano na tym niemal 600 tys. dol.
Czy coś może się nie udać, gdy plan biznesowy został rozpisany co do joty? Zdaniem internetowych naganiaczy wszystko musi pójść dobrze. Tym bardziej że dziś trudno zarobić na wynajmowaniu mieszkań, lokaty bankowe są w zasadzie nieoprocentowane, a gra na giełdzie ryzykowna. Inwestycja w rozwój firmy, do której zawitał i którą pochwalił sam premier polskiego rządu to pewniak. Bardziej wstrzemięźliwy jest Marek Wieteska. Mówi nam, że w dobie pandemii koronawirusa żaden biznes nie jest w 100 proc. pewny. Jego zdaniem może upaść nawet Orlen, więc jakieś ryzyko istnieje także przy inwestycji w SelfMaker.
A skoro już mowa o gigantach gospodarki, postanowiliśmy sprawdzić, jak idzie kooperacja SelfMakera z korporacjami, na które się powołuje. O współpracy z dużymi graczami wspominał zresztą premier Mateusz Morawiecki, gdy przemawiał 24 czerwca 2020 r.
W Biedronce nikt o spółce z Łodzi (ani o tej z Dubaju) nie słyszał. Podobnie w Carrefourze – pracownicy francuskiej sieci dowiedzieli się o istnieniu SelfMakera od nas. Samsung po prostu sprzedaje firmie Wieteski ekrany LCD. Ikea o SelfMakerze słyszała i naszej rozmówczyni ze szwedzkiej firmy wydaje się, że po prostu łódzki podmiot współpracuje z firmą Diebold-Nixdorf, z którą umowę ma Ikea. Szwedzi już wysłali do SelfMakera żądanie usunięcia swojego znaku towarowego z jego strony. Rossmann rzeczywiście z SelfMakerem współpracuje. Tyle że sieć drogerii nie kupiła skomplikowanych wirtualnych kiosków, lecz... stojaki pod monitory, a także kilka innych, prostych urządzeń. O kontrakcie na 6,5 mln zł, którym chwalił się SelfMaker, nie może być mowy. Zgadza się jedynie informacja o Decathlonie. Sieć sklepów sportowych rzeczywiście zakupiła od firmy Wieteski automatyczne dozowniki do dezynfekcji rąk.
Jak to możliwe, że SelfMaker ma tyle kontaktów i kontraktów, a kontrahenci nie mają o nich pojęcia? Zdaniem Wieteski to efekt tego, że są to tak duże firmy, że nie wiedzą już nawet dokładnie, z kim robią biznesy. Często na ich rzecz działają mniejsze podmioty, które niekoniecznie chwalą się takim gigantom jak Jeronimo Martins (właściciel Biedronki), od kogo kupują nowoczesny sprzęt.

Urząd sprawdzał od trzech tygodni

O tym, że SelfMaker może prowadzić nielegalną działalność, wiadomo od 3 czerwca 2020 r., kiedy Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wszczął wobec niego postępowanie wyjaśniające.
– Prowadzimy postępowanie wyjaśniające, czy zasady oferowania i nabywania przez inwestorów tokenów Selfmaker Smart Solution (SSS) nie naruszają zbiorowych interesów konsumentów. Wątpliwości UOKiK budzi model oferowania tokenów, w szczególności za pośrednictwem spółki w Dubaju. Funkcjonujący w ramach projektu program partnerski ma rzekomo umożliwić konsumentom-inwestorom uzyskiwanie dochodu z tytułu przystąpienia i zakupu tokenów przez osoby polecone – wyjaśnia Małgorzata Cieloch, rzeczniczka prasowa UOKiK.
Urząd sprawdza właśnie, czy w pomyśle na biznes nie jest „zaszyte” budowanie struktury zakazanej prawnie piramidy finansowej i zarabianie przez organizatorów na wprowadzaniu innych osób do projektu. Pojawiły się już pierwsze skargi od konsumentów. Jedna z nich pochodzi od osoby głucho niemej. SelfMaker kładzie nacisk na docieranie do niesłyszących. Podczas spotkań prezesa z inwestorami czy nagrywania filmów na potrzeby mediów społecznościowych firmy obok Marka Wieteski stoi tłumacz języka migowego. Jeden z głównych naganiaczy jest zresztą osobą głuchoniemą.
Sprawie przygląda się także Urząd Komisji Nadzoru Finansowego. Jacek Barszczewski z UKNF tłumaczy, że trwa właśnie szczegółowa analiza dotycząca działalności podmiotów Selfmaker Technology sp. z o.o. oraz Selfmaker Smart Solutions Limited pod kątem zgodności prowadzonej przez nie działalności z obowiązującymi przepisami prawa, przede wszystkim w zakresie ustaw sektorowych regulujących działalność na rynku finansowym.
Jak nieoficjalnie ustaliliśmy w UKNF, wątpliwości urzędników wzbudziło m.in. to, że w zachęcanie do inwestycji zaangażowanych jest wiele osób, które w ciągu ostatnich lat naganiały klientów do kilku upadłych już piramid finansowych. Nie bez znaczenia jest również fakt, że mniejszościowy udziałowiec jednej ze spółek SelfMakera, fundusz inwestycyjny Wolfs, znajduje się na liście ostrzeżeń publicznych KNF. Spytany o udziałowca Wieteska mówi, że to jego smutne doświadczenie w biznesie. I z Wolfs nie chce być łączony.
To, że biznes wygląda podejrzanie, potwierdzają także prawnicy od lat zajmujący się rynkami finansowymi. Ewelina Podgrudna, radca prawny związana z ujawniającą mechanizmy działania piramid finansowych fundacją Trading Jam, twierdzi, że już na pierwszy rzut oka widać, iż inwestycja w żetony SelfMakera jest obarczona wysokim ryzykiem. Doktor Szymon Syp, adwokat i partner w kancelarii B2RLaw Jankowski, Stroiński, Zięba & Partners, uważa emitowanie tokenów łódzkiej spółki przez zarejestrowany w Dubaju podmiot za podejrzane. Zaznacza, że nie do niego należy ocena, czy taka działalność jest piramidą finansową, ale jego zdaniem aktywność państwowych urzędników jest właściwa i potrzebna. Bo może być tak, że niebawem ludzie zostaną z bezwartościowymi żetonami dubajskiej spółki w ręku, a po obiecywanych zyskach i dywidendzie słuch zaginie.
Jak to się stało, że do firmy takiej jak SelfMaker, znajdującej się pod ostrzałem instytucji publicznych, zawitał premier? Odpowiadając najkrócej: nie wiadomo. Od rządowych urzędników nieoficjalnie słyszymy, że podmioty, do których udaje się szef rządu, wskazują służby wojewody. Od służb wojewody – już oficjalnie – dowiadujemy się, że nie miał on nic wspólnego z organizacją wizyty. A sam Wieteska nie pamięta, z kim rozmawiał o tym, że przyjedzie do niego Mateusz Morawiecki.
Centrum Informacyjne Rządu – oprócz powiadomienia nas, że Mateusz Morawiecki wypowiadał się jedynie o działalności SelfMakera w zakresie produkcji rozwiązań automatycznych ważnych w dobie zagrożeń epidemicznych – wskazuje, że przeprowadzona w czerwcu analiza wewnętrzna nie wskazała zagrożeń, a działania organów państwa w związku z firmą rozpoczęły się już po wizycie premiera. Tak na marginesie, to nieprawda, gdyż postępowanie wyjaśniające UOKiK wszczął przecież na początku czerwca, zaś do wizyty doszło w drugiej połowie miesiąca.
Rozmawialiśmy z kilkunastoma politykami i urzędnikami bliżej i dalej związanymi z obozem władzy. Żaden nie był w stanie wskazać, kto wybrał akurat siedzibę firmy SelfMaker na miejsce wizyty premiera ani jak wyglądała „analiza wewnętrzna”, o której wspomina Centrum Informacyjne Rządu.
Niezaprzeczalne jest to, że dziś w internecie roi się od zdjęć, filmów oraz wpisów, w których na twarzy Mateusza Morawieckiego buduje się pozycję Self Makera. Internetowi naganiacze zapewniają, że „premier nie poszedłby przecież do nieuczciwej firmy”, że „wizyta Morawieckiego to najlepszy dowód, że SelfMaker niebawem będzie liderem polskiej gospodarki”, a sam Marek Wieteska, zarówno na swoich, jak i firmowych kanałach w mediach społecznościowych chwali się, że był u niego szef rządu.
Krzysztof Izdebski, dyrektor programowy Fundacji ePaństwo, który od dawna przygląda się działaniom polskiej klasy politycznej, mówi nam, że premier najpewniej stał się ofiarą narracji – własnej oraz obozu władzy – że Polska będzie cyfrową potęgą. Potrzeba pokazania tego była tak wielka, że trzeba było znaleźć młodą, polską firmę, która się rozwija. Padło na SelfMaker, niestety bez dokładnego jej sprawdzenia. Zdaniem Izdebskiego zresztą wątpliwe jest już samo to, że szef rządu promuje jakichkolwiek konkretnych przedsiębiorców. Niezależnie zaś od etyki takiego działania teraz pojawia się kłopot. Darmowa reklama, którą zrobił SelfMakerowi premier, niesie za sobą konsekwencje w postaci wrażenia, że Morawiecki doskonale wie, jak działa spółka. W efekcie ewentualnie oszukiwani klienci będą mogli mieć pretensje i do niego, i do polskiego państwa.
SelfMaker działa na kilku polach. Kilka dni temu, 24 sierpnia, prezes firmy przemawiał podczas konferencji „Forum Wizja Rozwoju”. Był jednym z prelegentów panelu, w którym wystąpiły cztery osoby – oprócz niego dwóch prawników z reprezentującej go kancelarii oraz jej księgowa. Przemówienia na tej samej konferencji wygłosili premier i kilku ministrów. Cała impreza odbyła się pod patronatem szefa rządu. Jak to możliwe, że w tak zacnym gronie znalazł się prezes firmy, wobec której państwowe urzędy w najlepsze prowadziły już działania?
SelfMaker pojawia się także od czasu do czasu w mediach. Zanim Polska gencja Prasowa wypuściła opracowanie z wizyty Mateusza Morawieckiego, informacje o spółce przekazywały duże portale internetowe, portale branżowe o gospodarce oraz ogólno polskie gazety. W większości były to materiały sponsorowane, ale nie tylko. Czasem Marek Wieteska komentował różne zagadnienia jako ekspert od automatyzacji produkcji.

Jak osiągnąć wiarygodność

Od osoby przyglądającej się od blisko 20 lat powstającym w Polsce piramidom finansowym słyszymy, że jedną z najistotniejszych kwestii dla ich twórców jest stworzenie odpowiedniej legendy. Istotą jest bowiem to, by wciągnąć do struktury jak najwięcej osób, które nigdy nie zainteresowałyby się inwestycją o wysokim stopniu ryzyka. Trzeba więc skutecznie do ludzi dotrzeć. Nasz rozmówca uważa, że w docieraniu SelfMaker osiągnął mistrzostwo. Nikomu wcześniej nie udało się bowiem – bez żadnego kłamstwa i przesady – wykorzystywać twarzy premiera do promowania swojej działalności.
A pomysłów na uwiarygodnienie szemranych biznesów nie brakowało. Posłużmy się dwoma przykładami. Pierwszy to FutureNet. Miał to być portal społecznościowy, którego użytkownicy mogliby zarabiać gotówkę. Uwierzyło w to ponoć niemal 3,5 mln ludzi na całym świecie. Z naszych informacji wynika, że dane są o wiele niższe, ale i tak chodzi o blisko 100 tys. Polaków, którzy włożyli ponad 200 mln zł. Dziwne? FutureNet sponsorowało Red Bull Racing, czyli zespół F1. Było sponsorem tytularnym najbardziej utytułowanego polskiego klubu koszykarskiego – Śląska Wrocław – oraz kilku klubów piłkarskich, w tym grającego w Bundeslidze VfB Stuttgart, a także operatorem kilku restauracji i kawiarni reklamujących się podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy. Jedną z knajp „powered by FutureNet” od siedziby UOKiK dzieliły 254 kroki.
FutureNet wprowadził na rynek kryptowalutę: FuturoCoin. Zdaniem specjalistów z branży trudno ją było uznać za wiary godny środek płatniczy, gdyż tak naprawdę nie wiadomo, czy jest zdecentralizowana (co jest podstawą każdej waluty wirtualnej), czy zarządzają nią ludzie od FutureNet.
Gdy największa polska giełda krypto walut – BitBay – postanowiła rozpocząć obrót FuturoCoinami, Filip Pawczyński, prezes Polskiego Stowarzyszenia Bitcoin, bił na alarm. „Wokół firmy FutureNet oraz ich waluty – FuturoCoin – narasta z tygodnia na tydzień coraz więcej kontrowersji” – wskazywał. Przytaczał również opinie ekspertów, którzy porównywali FuturoCoina do OneCoina (oszustwa, którego twórcy zostali niedawno aresztowani w USA), a także DasCoina (o którym za chwilę). Przede wszystkim z powodu niewielkiej transparentności i obaw o brak decentralizacji kryptowaluty. Dziś już nikt nie ma wątpliwości, że FutureNet i FuturoCoin to przekręt.
Świetnie uwiarygadniał się także DasCoin, bodaj największa piramida finansowa ostatnich lat działająca w Polsce. To pseudo kryptowaluta (bo kryptowalutą nie sposób jej nazwać). Prokuratura postanowiła na początku 2019 r. zabezpieczyć na koncie spółki ponad 40 mln zł, ale to kropla w morzu inwestorskich strat. Chciałaby więcej, ale pieniądze wyparowały. Jej twórca również nawiązywał do Facebooka. Zapewniał, że nie jest tak chciwy jak Mark Zuckerberg. Przekonywał też, że ci, którzy nie zdążyli załapać się na bitcoinową bańkę i duży zarobek, powinni zainwestować w DasCoina, który powtórzy ścieżkę najbardziej znanej kryptowaluty na świecie. Już wiadomo, że nie powtórzy. Dlaczego nie można nazywać DasCoina kryptowalutą? Bo ta ostatnia, aby być cokolwiek warta, musi być wymienna na pieniądze albo towary. Na co zaś można wymienić DasCoin? W zasadzie na nic.
Twórca DasCoina, mierzący się z krytyką dociekliwych dziennikarzy oraz środowiska kryptowalutowego, zaczął wydawać coraz więcej pieniędzy na reklamę. Kulminacją było zorganizowanie konferencji na blisko 1 tys. osób w jednej z warszawskich hal targowych. Śpiewała piosenkarka Cleo, nikt nikomu niczego nie sprzedawał. Nie było naganiaczy zachęcających do wykupienia licencji. Były tylko prezentacje dla gości. Najpierw pokazano, że ludzki mózg nie lubi zmian – a te przecież są dobre, jeśli chcemy się rozwijać (i bogacić). Potem pokazano, że bitcoin był dobry, ale najlepsze czasy są już za nim. Aż wreszcie – przez 40 proc. czasu całej konferencji – opowiadano o DasCoinie. Podczas wydarzenia wykorzystano wizerunek Macieja Dowbora. Pokazano, jak przeprowadza sondę uliczną na temat bitcoina. Prezenter odniósł się do swojego „udziału” na Facebooku: napisał, że materiał został użyty bez jego zgody i świadomości, do jakiego celu zostanie wykorzystany. Zapowiedział również podjęcie kroków prawnych w celu wyjaśnienia sytuacji. „Jednocześnie zaznaczam, że nigdy świadomie nie podjąłbym współpracy z organizacjami o wątpliwej reputacji” – dodał.
Istotną rolę w całym procesie zachęcania do inwestowania w podmioty do złudzenia przypominające piramidy finansowe odgrywają wspomniani już naganiacze. Jednym z czołowych jest Damian Żukiewicz. Mężczyzna, promując „najlepsze biznesy”, dużo przeklina, wymachuje przed kamerą pistoletem oraz pali – dosłownie – pieniądze. Nagrywa w różnych zakątkach świata i wyjaśnia, że może sobie pozwolić na spędzanie czasu w Dubaju czy na Bali, bo zainwestował w to, co akurat promuje. Obecnie są to m.in. inwestycje w SelfMakera.
Naliczyliśmy co najmniej 10 naganiaczy, którzy wcześniej promowali podmioty oficjalnie uznane już w Polsce za piramidy finansowe.
Wśród prawników obsługujących SelfMakera są ci, którzy obsługiwali FutureNet. Z kolei Marek Wieteska na swym profilu na Instagramie wielokrotnie udostępniał materiały wychwalające DasCoina (takich zdjęć i wpisów naliczyliśmy 17). Ostatnie z kwietnia 2018 r. W siedzibie SelfMakera – jeśli wierzyć informacjom z profilu szefa łódzkiego biznesu – odbywały się spotkania poświęcone tej pseudokryptowalucie. Dziś Wieteska swojego zaangażowania w promowanie DasCoina nie pamięta. Mówi, że nigdy nie miał z nim nic wspólnego. Swojego profilu na Instagramie nie prowadzi osobiście, robi to ponoć ktoś inny. A siedziba SelfMakera jest za mała, by odbyło się tam jakiekolwiek spotkanie poświęcone DasCoinowi. Siedziba może i mała, ale firma z potencjałem. Nie wszędzie przecież jeździ premier rządu. ©℗