Kontrolowany przez Leszka Czarneckiego Idea Bank nie ma ostatnio najlepszej passy. Najpierw w połowie lipca Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył na niego 17,3 mln zł kary za nieuczciwe praktyki rynkowe i naruszenie interesów zbiorowych klientów (bank zamierza się odwołać od tej decyzji). Chwilę później Komisja Nadzoru Finansowego odmówiła zaakceptowania planu naprawy banku. A w ubiegłym tygodniu kurator Idei, którym jest Bankowy Fundusz Gwarancyjny, powiedział „nie” transakcji sprzedaży 65 proc. akcji Idea Money, co miało poprawić wynik banku o 300 mln zł. Decyzja kuratora nie dziwi, bo to kolejna z transakcji, które kondycję banku poprawiają księgowo, ale nie rozwiązują jego największego problemu – braku kapitału. Tego zaś od wielu kwartałów nikt nie dostarcza – ani główny akcjonariusz, ani żaden inwestor.
Transakcja sprzedaży za 3,25 zł (!) 65 proc. udziałów w spółce Idea Money (bank ma obecnie 100 proc.) to kwintesencja pozorowanych zabiegów, które mają uzupełnić gigantyczną lukę kapitałową. Kupującymi miały być fundacja Jolanty i Leszka Czarneckich oraz Idea Getin Leasing.
Na zgodę kuratora czeka kolejny deal. Tym razem sprzedaż 25 proc. akcji... Idea Getin Leasing. Kto ma je kupić? Bez zaskoczenia – Getin Holding (główny akcjonariusz Idea Banku) i LC Corp (spółka zależna Leszka Czarneckiego). Niby przekładanie z prawej kieszeni do lewej, ale Idea Bank liczył, że transakcja poprawi jego wynik brutto nawet o 135 mln zł.
Na deser, w piątek pojawiła się informacja, że Getin Noble Bank wyciąga do Idei pomocną dłoń i kupi od niej wierzytelności leasingowe warte 2 mld zł. Co oczywiście też ma poprawić współczynniki kapitałowe. Mieszania herbaty w banku kontrolowanym przez Leszka Czarneckiego jest więc sporo, ale nie robi się ona od tego ani trochę słodsza. Wiele wskazuje, że BFG przerwał ten proces, a nadzór jest gotów zaakceptować jedynie taki plan naprawy, w którym w Idei pojawi się prawdziwy kapitał czy to od głównego akcjonariusza, czy inwestora zewnętrznego. Idea ma wprawdzie plan emisji od 10 do 75 mln akcji z prawem poboru (obecnie kapitał akcyjny dzieli się 78,4 mln akcji), ale patrząc na giełdowy kurs banku w okolicy 2,1 zł, luki kapitałowej nie da się w ten sposób zasypać.
Obecne przepychanki na linii państwo ‒ biznesy Leszka Czarneckiego doskonale pokazują, jak przez całe lata nadzór nie potrafił wyegzekwować realnej restrukturyzacji. Od wybuchu w listopadzie 2018 r. afery z udziałem byłego szefa KNF Marka Chrzanowskiego, którego Czarnecki nagrał podczas spotkania w siedzibie nadzoru, jego banki mają swoisty immunitet. Nadzór zaś ma związane ręce, jeśli nie chce się wpisać w narrację o próbie odebrania Czarneckiemu jego finansowego „imperium”. Chrzanowski został oskarżony o przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. W mediach zaś pojawiła się grubymi nićmi szyta narracja o „planie Zdzisława”. To nawiązanie do nagrania i byłego szefa Bankowego Funduszu Gwarancyjnego Zdzisława Sokala, który to miał być zwolennikiem przymusowej restrukturyzacji (tzw. resolution) Getinu. W uproszczeniu proces ten sprowadza się do tego, że bez zgody głównego akcjonariusza jego bank zostaje ‒ za symboliczną złotówkę ‒ sprzedany innemu. Wszystko odbywa się szybko, żeby nie było gwałtownego odpływu pieniędzy, a co za tym idzie potrzeby uruchomienia pieniędzy BFG na wypłatę depozytów mających gwarancję do 100 tys. euro.
Po ujawnieniu nagrań z rozmowy Chrzanowski ‒ Czarnecki do realizacji tego scenariusza było blisko i właściciel banków musiał mieć świadomość, jaki będzie efekt pójścia z tą historią do prasy. Pomógł wówczas Narodowy Bank Polski, który udzielił obu instytucjom kredytu refinansowego.
Trudno sobie wyobrazić, aby poturbowane przez ostatnie lata banki Czarneckiego były dla kogoś łakomym kąskiem. Do wielu nietrafionych decyzji biznesowych jak polisolokaty, kredyty frankowe czy wciskanie ludziom obligacji GetBacku dołożyły się wyższe wymogi kapitałowe wynikające z decyzji regulatora, nadzorcy, ale także Unii Europejskiej.
Budowanie narracji o „planie Zdzisława”, chociaż karkołomne, ma jednak swój cel. Po pierwsze, jeśli dojdzie kiedyś do realizacji tego scenariusza, a jest on jednak ostatecznością, to właściciel Idei będzie mógł mówić o złym państwie, które do tego doprowadziło swoimi decyzjami. Opuści więc sektor bankowy w Polsce ‒ bo zapewne Getin też ucierpiałby ‒ jako męczennik. Jeśli dołoży do tego międzynarodowy arbitraż ze Skarbem Państwa, czyli wieloletni spór z niepewnym wynikiem, wówczas będzie mógł pokazać, że walczy. Zwycięstwo w takim arbitrażu byłoby trudne, jeśli nie niemożliwe, ale nie taki jest cel. A gdyby udało się wygrać jakieś odszkodowanie, to tym lepiej.
Jeśli w Idei nie pojawi się nowy kapitał ‒ a znalezienie inwestora to misja, której powodzenie trudno sobie wyobrazić ‒ wówczas narracja o „planie Zdzisława” przybierze na sile. Pytanie tylko, czy ktokolwiek jeszcze w nią uwierzy? Król przecież od dawna jest nagi.