Audytor i wrocławski windykator nie pojednali się w sądzie w kwestii odszkodowania. Teraz Deloitte może się spodziewać pozwu na ponad 300 mln zł.
GetBack – „bohater” afery, w której straty poszkodowanych są liczone w miliardach złotych, coraz aktywniej stara się odzyskiwać pieniądze. Kilka dni temu w ramach pozwu cywilnego przeciwko Altus TFI komornik zajął prawie 135 mln zł na rachunkach TFI i 12 funduszy inwestycyjnych na poczet zabezpieczenia roszczeń wrocławskiej spółki. Teraz windykator zamierza przycisnąć swojego audytora – firmę Deloitte.

Bez ugody

W DGP jako pierwsi opisywaliśmy, że pod koniec ubiegłego roku do Sądu Rejonowego w Warszawie wpłynął wniosek z wezwaniem audytora do próby ugodowej i wypłaty prawie 307 mln zł odszkodowania. Zdaniem GetBacku biegły rewident nie wywiązał się ze swoich obowiązków, jeśli chodzi o badanie sprawo zdań finansowych spółki. We wtorek odbyło się w tej sprawie posiedzenie pojednawcze sądu. Było ekspresowe i trwało w sumie dwie minuty.
– Roszczenia podniesione przez wnioskodawcę są niezasadne, także od strony faktograficznej. Brak jest podstaw do tego, aby taka ugoda została zawarta – mówił pełnomocnik Deloitte. Do porozumienia więc nie doszło.
„Postępowanie ugodowe zostało zakończone, co oznacza, że obecnie nie ma żadnych nierozstrzygniętych spraw sądowych ani pozwów kierowanych przez GetBack przeciwko Deloitte. Po raz kolejny podkreślamy, że firma Deloitte przeprowadziła badanie sprawozdań finansowych spółki GetBack zgodnie z obowiązującymi standardami wykonywania zawodu” – komentuje firma audytorska.
Z naszych ustaleń wynika, że to sprawy nie zamyka, bo GetBack nie zamierza składać broni. – Jeszcze w tym roku powinien zostać złożony pozew cywilny przeciwko Deloitte – mówi nam osoba zbliżona do spółki.

Gra o dużą stawkę

Sprawa będzie głośna, bo w sądzie spotka się znana na całym świecie firma doradcza i bohater największej afery finansowej w Polsce. Do tego roszczenie będzie dotyczyło w sumie aż 307 mln zł.
Lista zarzutów, jakie ma wobec swojego audytora wrocławski windykator, jest długa. Zdaniem nowego zarządu spółki Deloitte nienależycie wywiązał się ze swoich obowiązków przy badaniu sprawozdania finansowego GetBacku i całej grupy, co było jedną z przyczyn jej późniejszych problemów finansowych. Chodzi o dokumenty za 2016 r. oraz przegląd sprawozdania za pierwsze półrocze 2017 r., czyli tuż przed debiutem spółki na GPW. W przypadku sprawozdań Komisja Nadzoru Finansowego ustaliła, że stosowano w nich kreatywną księgowość oraz że były one fałszowane. Ten wątek jest też badanych przez prokuraturę.
Zdaniem obecnych władz GetBacku biegły rewident nie wykrył, że w sprawozdaniach ówczesny zarząd spółki niewłaściwie wskazywał strukturę przychodów, a to sugerowało inwestorom bardzo dobrą kondycję finansową windykatora, wyższe przychody i zyski. Dane finansowe, m.in. odzyski z portfeli wierzytelności, były zaś zawyżane. Przy dużej i nagłej poprawie wyników – uważa obecnie GetBack – biegłemu rewidentowi powinna zapalić się lampka ostrzegawcza. Dzisiaj zarząd spółki ocenia, że audytor powinien w takiej sytuacji zgłosić zastrzeżenia do sprawozdania finansowego lub odmówić wydania opinii. Tak się jednak nie stało.
Dodatkowo biegły rewident miał też nie wychwycić tego, że sprawozdania nie pokazywały wyników z obrotu portfelami wierzytelności. Już w 2016 r. spółka zamiast zarabiać na windykowaniu z nich należności, znaczną część przychodu osiągała ze sprzedawania ich z jednego funduszu do innego. Jednym z głównych problemów finansowych GetBacku było to, że portfele spółka później odkupywała, ale po wyższych cenach od tych, po której wcześniej zostały zbyte. Ten schemat były zarząd nazwał „projektem bumerang” i stosował na masową skalę w 2017 r.
Jednym z poważniejszych zarzutów, jakie formułują obecne władze, jest także to, że biegły rewident, który w imieniu Deloitte badał sprawozdania finansowe, pozostawał w konflikcie interesów. Dlaczego? Bo podmioty z grupy Deloitte świadczyły nie tylko usługi audytorskie dla windykatora, lecz także doradcze, prawne czy podatkowe. Na dodatkowych pracach w ostatnich latach zarobiły ok. 3 mln zł netto.
„Uzgodnienia co do usług świadczonych przez inne podmioty Deloitte na rzecz GetBacku toczyły się m.in. z bezpośrednim udziałem kluczowego biegłego rewidenta, który w imieniu audytora przeprowadzał badania sprawozdań finansowych” – czytamy w piśmie do sądu.

Audytor się broni

Deloitte od początku odrzucał wszelkie sugestie związane z tym, że nie wywiązał się z ustawowych obowiązków i podkreślał, że dochował standardów zawodowych. Przypominał też, że odpowiedzialność za przygotowanie sprawozdań finansowych ponosi zarząd spółki.
Pracę biegłego rewidenta wzięły pod lupę Komisja Nadzoru Audytowego oraz jej następca, czyli Polska Agencja Nadzoru Audytowego. O efektach kontroli jednak nie informują. Wcześniejsze działania audytorów GetBacku w latach 2015–2016 oceniał samorząd zawodowy. Polska Izba Biegłych Rewidentów poinformowała nas w lutym tego roku, że kontrola zakończyła się w 2019 r., a teraz toczą się postępowania administracyjne i dyscyplinarne. Również objęte poufnością.
Wiele podmiotów z rynku kapitałowego, które współpracowały z wrocławskim windykatorem, zostało już ukaranych (m.in. przez KNF) finansowo, a część np. TFI straciło licencje. Kwestia ewentualnej odpowiedzialności audytora nie została wciąż rozstrzygnięta.
– Sprawa będzie trudna do wygrania dla GetBacku, bo udowodnienie winy czy świadomego zaniechania w działaniu audytora jest skomplikowane, umowy zaś i zakres obowiązków jest szczegółowo opisany. Ponadto Deloitte naraża się na ryzyko reputacyjne związane z pozwem cywilnym i tym, co zostanie ujawnione w sądzie. To będzie medialna sprawa. Gdyby jednak ustąpił i zapłacił odszkodowanie GetBackowi, wówczas mógłby się narazić na to, że więcej podmiotów ruszy tym śladem albo zrobią to poszkodowani akcjonariusze i obligatariusze – mówi nam biegły rewident, były partner w jednej z dużych firm audytorskich. ©℗
W sprawozdaniach GetBacku stosowano kreatywną księgowość. Były też fałszowane
Dwa lata rozliczania i długa lista winnych
Afera z udziałem wrocławskiej spółki windykacyjnej wybuchła w kwietniu 2018 r. Spółka przestała obsługiwać wówczas swoje obligacje. Nim sprawa wyszła na jaw, próbowała przekonać inwestorów, że prowadzi rozmowy na temat pozyskania finansowania z banku PKO BP i Polskiego Funduszu Rozwoju. Informacje zostały zdementowane, notowania akcji GetBacku zawieszone. Na scenę wkroczyli prokuratorzy i funkcjonariusze CBA. Poszkodowanych jest ponad 9 tys. obligatariuszy, którzy stracili ponad 2,5 mld zł i mogą liczyć na odzyskanie 25 proc. pieniędzy w ciągu ośmiu lat. Do tego trzeba jeszcze doliczyć kilka tysięcy akcjonariuszy, którzy zainwestowali w spółkę.
Zarzuty w sprawie usłyszało już ponad 60 osób, w tym były prezes i członkowie zarządu. W ramach kontroli, jakie przeprowadziła KNF, posypały się też kary finansowe na instytucje, które ściśle współpracowały z windykatorem. TFI czy domy maklerskie potraciły licencje. Zdaniem NIK w sprawie GetBacku w pierś powinno się uderzyć także państwo. Kontrolerzy sprawdzili m.in. co zrobiły KNF, GPW czy UOKiK, aby do afery nie doszło. Raport jest dla tych instytucji druzgoczący. Szczególnie dla KNF, która – według NIK – przez pięć lat działalności spółki nie skontrolowała jej. Nie zidentyfikowała sygnałów wskazujących na nieprawidłowości na podstawie informacji udostępnianych przez GetBack, jej audytorów i podmioty z nią współpracujące. Dziś wiadomo, że ze spółki wyprowadzano pieniądze, fałszowano sprawozdania finansowe, oszukiwano inwestorów. W proceder ten zamieszane były też inne instytucje finansowe, które KNF nadzoruje.