Bruksela chce uważniej czuwać nad wydatkowaniem eurofunduszy w nowej perspektywie finansowej. W planach są jednak spore luki

Jutro po raz pierwszy od pięciu miesięcy przywódcy 27 państw spotkają się osobiście w Brukseli. Najbardziej spornym tematem jest wielkość budżetu wraz z pakietem naprawczym po COVID-19. Mowa o prawie 1,8 bln euro. Wyjściową ofertę o 26 mld euro ściął już szef RE Charles Michel. O 2,5 mld zmniejszony został fundusz na sprawiedliwą transformację, którego Polska będzie największym beneficjentem. Ważne dla nas polityka spójności i rolna na razie pozostały nietknięte. Płatnicy netto chcą jednak dalszych cięć, a te byłyby złą wiadomością dla Polski. Podobnie jak zmiana kryteriów podziału, obecnie bardzo dla nas korzystnych.

– Nigdy wcześniej wydawanie funduszy europejskich nie było obwarowane tak wieloma warunkami – mówi nasze źródło z Brukseli. Co więcej, z Unii płyną sygnały, że zwiększenie nadzoru nad wydatkami nie wywołuje wielkiego sporu wśród krajów członkowskich. Jutro ich liderzy powrócą do rozmów o europejskim budżecie, który wraz z planem naprawczym opiewa na prawie 1,8 bln euro. To właśnie wielkość wsparcia budzi wśród eurostolic największe spory.
Środki na kolejne siedem lat mają być jeszcze silniej powiązane z polityką klimatyczną UE. Zgodnie z najnowszą propozycją na zielone inwestycje zostanie przeznaczone 30 proc. środków (od Polski oczekuje się zadeklarowania neutralności klimatycznej w połowie wieku, bez tego Warszawa nie będzie miała dostępu do funduszu na sprawiedliwą transformację energetyczną). Pieniądze zostaną też powiązane z tzw. semestrem, czyli zaleceniami dotyczącymi polityki gospodarczej przygotowywanymi dorocznie przez Komisję Europejską dla każdej ze stolic.
Do tej pory Bruksela mogła jedynie rekomendować przeprowadzenie reform gospodarczych, więc państwa członkowskie luźno traktowały te zalecenia. W poprzednich zaleceniach dla Polski znajdowało się m.in. podwyższenie wieku emerytalnego i większa przewidywalność ustawodawstwa dla inwestorów. Teraz ignorowanie zaleceń ma być trudniejsze, bo za ich nieprzestrzeganie będzie możliwe zawieszenie wszystkich lub części pieniędzy kierowanych dla danego kraju. Do tego dochodzi jeszcze dyskutowane uwarunkowanie wypłat przestrzeganiem zasad praworządności. Większa warunkowość to ukłon w stronę krajów tzw. oszczędnej czwórki, które chcą mieć pewność, że środki będą wydawane rozsądnie.
Austria, Dania, Holandia i Szwecja wynegocjowały również, że to kraje członkowskie, a nie Komisja Europejska, będą zatwierdzać narodowe plany dotyczące wydatkowania pieniędzy z funduszu odbudowy o wartości 560 mld euro. Kontrola finansów UE w niektórych obszarach pozostaje wyzwaniem. Europejski Trybunał Obrachunkowy (ETO) zwrócił uwagę na problemy z szacowaniem wydatków na klimat. Już w obecnej perspektywie na lata 2014–2020 na zielone inwestycje miało iść 20 proc. środków. By jednak osiągnąć taki wynik, Bruksela stosuje niekiedy dość kreatywną księgowość.
Według unijnych audytorów końcowy wynik będzie zawyżać brak uwzględnienia negatywnego wpływu na środowisko, jakim charakteryzują się niektóre projekty finansowane z europejskiego budżetu, np. w energetyce. Przeszacowany jest też wpływ unijnych programów na walkę ze zmianami klimatu. Chodzi głównie o największą w budżecie UE wspólną politykę rolną. KE przyjmuje, że co piąte euro kierowane w formie dopłat dla rolników przyczynia się do walki z ociepleniem klimatu. Według ETO taki współczynnik nie ma uzasadnienia. Mimo to w kolejnej perspektywie Bruksela planuje zwiększyć udział eurofunduszy na rolnictwo, jakie wliczane będą do celu klimatycznego z 28 do 40 proc.
Luki znajdują się także w planie naprawczym. ETO zwrócił uwagę na dodatkowe 55 mld euro na politykę spójności, które mają zostać skierowane do 2022 r. do najbardziej poszkodowanych pandemią regionów. Audytorzy uważają, że państwom przyznano dużą swobodę w wydawaniu pieniędzy, a programu nie skoordynowano z innymi instrumentami UE i programami krajowymi, co pociąga za sobą ryzyko rozdrobnienia lub zdublowania wsparcia. Co więcej, państwa członkowskie będą musiały przeznaczyć pieniądze na określone cele w terminie do 2022 r., co wywrze jeszcze większą presję na zdolność do ich prawidłowego wydatkowania.
„W rezultacie wydatki mogą być dokonywane pospiesznie, a nad gospodarne wykorzystanie środków przedkładać się będzie ich absorpcję (zgodnie z zasadą „wykorzystaj lub strać”). Większe może być również ryzyko wystąpienia nieprawidłowości i nadużyć finansowych” – ostrzega ETO. Z kolei think tank Jacques Delors Centre z Berlina zwraca uwagę na Instrument Wsparcia Wypłacalności w wysokości 30 mld euro, skierowany do przedsiębiorstw. Przyjęcie go w proponowanym kształcie może oznaczać, że właściciele i prywatni inwestorzy będą mogli otrzymać bezpłatne pakiety ratunkowe bez gwarancji zabezpieczenia miejsc pracy i wejścia na ścieżkę wzrostu zgodną z celami UE. Może to też prowadzić do koncentracji rynku.
Przeszacowany jest wpływ programów UE na walkę ze zmianami klimatu