Unijny Plan Naprawczy mocno podzielił europejskich przywódców. Niektórzy chcą zmian kryteriów podziału pieniędzy, bardzo korzystnych dla Polski.
Od porozumienia pomiędzy 27 stolicami zależy to, jak szybko pieniądze z pakietu ratunkowego zaczną trafiać do poszkodowanych koronawirusem gospodarek. Komisja Europejska, która przygotowała propozycję Planu Naprawczego, liczyła na porozumienie w lipcu, by pierwsze programy mogły zostać uruchomione jeszcze w tym roku. Na to naciskają kraje Południa, które zamknięcie gospodarek może kosztować najwięcej. Po piątkowym, trwającym 4,5 godziny „wideoszczycie” stało się jasne, że o szybkie porozumienie nie będzie jednak łatwo.
Holenderski premier Mark Rutte, nieformalny lider tzw. oszczędnej czwórki (to także Austria, Szwecja i Dania), uważa, że nie ma powodu do pośpiechu. W jego ocenie zmianie powinny ulec m.in. kryteria, na podstawie których KE rozdzieliła pieniądze z Planu Naprawczego. Polska zgodnie z nimi będzie jednym z największych beneficjentów, zaraz za Włochami i Hiszpanią. Podziału dokonano na podstawie trzech wskaźników: populację kraju, PKB na mieszkańca i stopę bezrobocia za lata 2015–2019. To ostatnie kryterium miało być najbardziej krytykowane w czasie szczytu. Uwzględnienia bezrobocia przed wybuchem pandemii broniła przewodnicząca KE Ursula von der Leyen, bo w jej ocenie stopa bezrobocia dobrze oddaje kondycję, w jakiej kraje wchodziły w kryzys począwszy od marca, kiedy rozpoczęło się zamykanie gospodarek. Jak mówiła potem dziennikarzom, wszystkie inne brane pod uwagę przez KE wskaźniki prowadziły do podobnych rezultatów.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego KE nie chce otwierać debaty o kryteriach podziału. Jak twierdzi unijne źródło, taka dyskusja mogłaby doprowadzić do wielomiesięcznego impasu, bo nawet krytycy klucza podziału nie mają spójnego stanowiska co do tego, jak inaczej podzielić pieniądze. Holendrom zależy na zmniejszeniu skali wsparcia i powiązaniu Planu Naprawczego wyłącznie ze skutkami koronakryzysu. Węgrzy, którzy relatywnie dobrze poradzili sobie z pandemią, podnoszą, że dostaną wsparcie o połowę mniejsze na mieszkańca niż zbliżona populacją Portugalia i chcą więcej.
To niejedyne znaki zapytania. Dyskutowana była m.in. proporcja grantów w stosunku do pożyczek. KE proponuje 500 mld euro bezzwrotnej pomocy i 250 mln euro w postaci preferencyjnych kredytów. Kraje oszczędne stawiają na pożyczki. Podnoszono także warunki, na jakich kraje będą dostawać pieniądze. Bruksela chce je mocno powiązać z realizowaniem Zielonego Ładu i cyfryzacją. Polska wcześniej domagała się poszerzenia tego zakresu i uwzględnienia potrzeb poszczególnych regionów.
Po piątkowym szczycie dobrej myśli jest minister ds. europejskich Konrad Szymański. – KE zdecydowanie broni grantów, słusznie wskazując, że kolejne pożyczki dla państw, które już dzisiaj mają trudności z obsługą długu, nie stanowią istotnej wartości dodanej. KE broni też, podobnie jak Polska, zasady przewidywalności alokacji funduszy – komentuje. Jak dodaje Szymański, projekt KE pozostaje jedynym punktem odniesienia w tych negocjacjach.
Przyznaje, że to nadal są najtrudniejsze negocjacje budżetowe w dziejach UE. – Ostatni szczyt potwierdził jednak znacznie szersze niż do tej pory porozumienie wokół generalnej konstrukcji Funduszu Odbudowy. Nikt nie podważył konieczności budowania odporności państw na przyszłe kryzysy, a to oznacza coś więcej niż tylko reakcje na szkody bezpośrednio wynikające z tego kryzysu – uważa minister.