- Obniżka stóp spowoduje pewnie ucywilizowanie podejścia do bankowości: to co powinno kosztować, zacznie kosztować - mówi Przemysław Gdański, prezes BNP Paribas Bank Polska.
Na ile, biorąc pod uwagę to, co się dzieje w tej chwili w gospodarce, strategie banków w Polsce zachowały aktualność? Czy raczej trzeba je wyrzucić do śmietnika i budować na nowo?
Strategie, które powstały przed pandemią, w dużej części zachowują aktualność. Jeśli spojrzę na naszą strategię, to ona kładzie bardzo duży nacisk na rozwój cyfrowy, zarówno pod kątem rozwiązań dla klientów, jak i automatyzacji procesów wewnętrznych. Strategia mówi też o wzroście, który, choć oczywiście w innym wymiarze, jest wciąż możliwy. Na pewno aktualne pozostają, a nawet nabierają dodatkowej aktualności, aspekty digitalizacji i wszystko, co wiąże się z nowymi technologiami. Równocześnie zakłada ona budowanie inkluzywnej kultury organizacji, która będzie stymulować rozwój pracowników.
Jeśli chodzi o aspekt finansowy: zakładane cele na pewno nie będą takie, jak zakładano.
To wynika z wielu czynników. Po pierwsze wraz z rozpoczęciem pandemii wyraźnie spadł popyt na usługi bankowe. Ludzie byli w domach, nie myśleli w tym czasie o kredytach na remont mieszkania, wakacje czy zmianę samochodu. Po drugie trzy kolejne obniżki stóp procentowych w sposób bardzo wyraźny zmniejszą dochody banków, i to wszystkich banków bez wyjątku. Po trzecie wreszcie, w rachunku wyników pojawią się dużo wyższe koszty ryzyka wynikające z faktu, że gospodarka weszła w fazę spadku produktu krajowego brutto. W sektorze poziom ryzyka już poszedł mocno w górę, to widać w wynikach I kwartału. Więc w tym roku parametry finansowe faktycznie nie będą na zakładanym poziomie.
2021 r. też pewnie będzie słaby, a później tak naprawdę nie wiemy, ile banków zostanie na naszym rynku.
W 2021 r. powinien być wzrost PKB, choć będzie to wzrost z niższej bazy po tegorocznym spadku, więc nie ma wątpliwości, że wyniki będą słabsze niż założone w średniookresowych planach tworzonych przed pandemią. Co do liczby banków na rynku, to oczywiście można się zastanawiać, czy będzie dalsza konsolidacja. Można też mieć obawy o zdolność do samodzielnego przetrwania niektórych instytucji – tych mniejszych i słabszych, które nawet w realiach wyższych stóp procentowych oraz przy niższych kosztach ryzyka były w nie najlepszej sytuacji.
Czy w następstwie kryzysu, który przechodzimy, wszystkich wydarzeń, jak obniżki stóp procentowych, konkurencja na polskim rynku w sektorze bankowym wzrośnie czy raczej zmaleje?
Ona od wielu lat jest na bardzo wysokim poziomie. Banki prześcigają się w oferowaniu coraz to nowych rozwiązań. Silnie konkurują ze sobą cenowo, zarówno jeśli chodzi o poziom marż, jak i opłat i prowizji. To powoduje, że ekonomika prowadzenia biznesu bankowego w Polsce jest pełna wyzwań. Wiele zależy od tego, jak daleko pójdą procesy konsolidacyjne. Jeżeli spojrzymy na rynki europejskie, to w większości krajów dominuje kilka dużych banków. Nie ma takiego rozdrobnienia jak u nas.
Niedawno informowaliście, że obniżki stóp – pod koniec maja Rada Polityki Pieniężnej obniżyła główną stopę do 0,1 proc. – zmniejszą dochody odsetkowe banku w tym roku o 200–230 mln zł. To mniej więcej jedna trzecia rocznego zysku w ostatnich dwóch latach. Ile z tego i jak szybko bank będzie w stanie odrobić? A przede wszystkim – w jaki sposób? Czy ceny usług bankowych będą rosły?
Utrata przychodów wynikających z obniżek stóp jest moim zdaniem nie do odrobienia. W pewnym stopniu banki będą starały się to zrobić. W Polsce mamy bardzo atrakcyjny poziom cen usług bankowych, często istotnie niższy niż na wielu innych dojrzałych rynkach. Zapewne będziemy obserwowali wzrost opłat i prowizji. Z kolei marże kredytowe powinny bardziej adekwatnie odzwierciedlać zwiększony poziom ryzyka. Wysoki poziom konkurencyjności spowoduje, że to nie będą fundamentalne zmiany, które uczynią usługi bankowe drogimi. Trzeba jednak jasno i wyraźnie powiedzieć, że one przez lata były u nas po prostu za tanie.
Gdzie podniesienie opłat jest najbardziej prawdopodobne?
Wiele usług banki oferowały i wciąż oferują klientom, nie pobierając opłat. Jest rachunek za darmo, przelewy za darmo, karty za darmo. Pytanie brzmi, czy to właściwy model biznesowy? Czy umiemy znaleźć inną branżę, w której tak wiele kluczowych usług czy produktów oferowanych jest bezpłatnie? Obniżka stóp aż o 140 punktów bazowych powoduje, że nie ma przestrzeni, aby w dalszym ciągu wszystko było za darmo. Można powiedzieć, że ta zmiana stóp spowoduje pewnie ucywilizowanie podejścia do bankowości: to co powinno kosztować, zacznie kosztować.
Czy pogorszenie dochodowości sektora będzie się odbijało na jego zdolności do wspierania gospodarki, czyli do rozwijania akcji kredytowej?
Banki są w stanie pożyczać tyle, na ile wystarcza im kapitału, który buduje się na dwa sposoby: zatrzymując zyski bądź emitując nowe akcje. Ta druga opcja jest praktycznie nierealna w sytuacji, w której rynki kapitałowe są pod presją, a wyceny banków drastycznie spadły. W związku z tym nastąpi zatrzymywanie zysków. Gdy tych zysków nie będzie, to w sposób absolutnie naturalny zmniejszą się możliwości kreacji nowego kredytu. Jeżeli sektor bankowy nie będzie zdrowy, stabilny, nie będzie w stanie akumulować kapitału, to może nam grozić długotrwała zapaść gospodarcza.
Widzi pan jakieś konkretne zagrożenia?
Na to składa się wiele czynników, począwszy od bardzo silnego uregulowania sektora, przez koszty, które ponosimy – należy tu wspomnieć o składkach na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, na co nakłada się to, o czym mówiliśmy, czyli istotny spadek przychodów wynikający z obniżek stóp procentowych oraz wzrost kosztów ryzyka. Dodam jeszcze, że banki poniosły dodatkowe nakłady, aby utrzymać ciągłość operacyjną w modelu pracy zdalnej i zapewnić bezpieczeństwo pracownikom i klientom w trakcie pandemii. Znaleźliśmy się w sytuacji, w której w oddziałach są niezbędne materiały odkażające, ścianki, kamery termowizyjne, 90 proc. pracowników centrali pracuje zdalnie, czyli musieliśmy ich wyposażyć w odpowiedni sprzęt, upewnić się, że wszystko jest bezpieczne – to wszystko stanowi istotne koszty po stronie banku.
Jak duże to były wydatki?
Nie mogę podać konkretnej kwoty, ale są to koszty liczone w dziesiątkach milionów złotych. Do tego należy dołożyć jeszcze koszty dostosowania systemów, procesów, aby dystrybuować środki z Polskiego Funduszu Rozwoju – banki zrobiły to nieodpłatnie i w dalszym ciągu obsługują ten program bezpłatnie. Banki wdrożyły też z własnej inicjatywy moratorium kredytowe, za co również nie pobieramy dodatkowych opłat. W tym przypadku wymagało to także po stronie banków dodatkowych rozwiązań informatycznych.
Grozi nam jeszcze coś, czego bardzo się obawiam i obawia się cały sektor, czyli ustawowe wakacje kredytowe, które po pierwsze miałyby pozbawić banki przychodu odsetkowego w trakcie trwania takich wakacji. Po drugie, z czego chyba niewiele osób do końca zdaje sobie sprawę – prawdopodobnie wymusiłyby na bankach konieczność tworzenia rezerw na kredyty, które były przedmiotem takich wakacji.
Dlaczego?
Jeżeli klient oświadcza, że utracił główne źródło dochodu – a tak ma być w myśl projektu ustawy – i nie jest w stanie obsługiwać swojego kredytu, to bank, działając w sposób profesjonalny i ostrożnościowy, najprawdopodobniej musiałby przeklasyfikować kredyt i utworzyć rezerwę. W sumie stanowiłoby to wielomiliardowe obciążenie dla sektora.
Bank woli nie wiedzieć, że klient ma kłopoty ze spłatą kredytu?
Czasowa utrata głównego źródła dochodu nie musi oznaczać, że klient nie jest w stanie obsługiwać kredytu. Ludzie wykorzystują na to zgromadzone oszczędności lub nawet pożyczają od rodziny.
„Dociążanie” banków trwa już od ładnych paru lat. Czy nie wynika to z tego, że opinia na temat banków generalnie nie jest dobra?
Zaczęło się od podatku bankowego, który wszedł w życie w 2016 r. Nie rozumiałem powodów, dla których został on wprowadzony, skoro Polska jako jeden z niewielu krajów nie musiała wydać ani złotówki z pieniędzy podatnika w trakcie globalnego kryzysu finansowego 2008–2009. Uważam, że to jest niesprawiedliwe. Nie powinno się obciążać jednej branży nadmiarowo w stosunku do innych branż. A teraz ten podatek miałby być należny również od kredytów, które byłyby przedmiotem wakacji kredytowych. To zwyczajnie nie jest fair.
Czy jednak banki nie zapracowały na negatywną ocenę?
Na pewno jako sektor popełnialiśmy błędy, ale trudno znaleźć branżę, która błędów nie popełnia. Natomiast rozmiar niechęci do sektora bankowego jest niewspółmierny w stosunku do skali tych błędów. Również do poziomu usług, jakie banki w Polsce oferują. Wrócę do początku epidemii. Wtedy wszystkie banki stwierdziły, że mają krytyczne znaczenie dla funkcjonowania gospodarki. Że muszą pozostać dostępne dla klientów we wszystkich kanałach. Nasi pracownicy w sieci placówek przychodzili do pracy, choć widzieli, że świat się zamyka. Było to bardzo odpowiedzialne zachowanie, które pokazało nasze autentyczne zaangażowanie. Banki aktywnie angażowały się również w działania wspierające walkę ze skutkami epidemii, finansując testy na obecność wirusa, dostarczając środki ochronny placówkom medycznym, posiłki dla seniorów i medyków, czy przekazując komputery dzieciom, aby umożliwić im edukację zdalną. Banki same wymyśliły moratorium kredytowe, które zostało wdrożone już 13 marca. O wakacjach ustawowych rozmawiamy w tej chwili, a jesteśmy w połowie czerwca.
Nie umiem powiedzieć, dlaczego jest tak duża niechęć do banków. Niepokoi mnie, czy nie pojawi się myślenie, że zobowiązania wobec banków to jest coś, do czego można podejść lekko i ustawowo powiedzieć, że zobowiązania mogą być nieobsługiwane, a za pieniądze, które bank dał do dyspozycji kredytobiorcy, można nie płacić. Myślę, że w tle jest niski poziom rozumienia, na czym polega istota bankowości i generalnie edukacji finansowej społeczeństwa. Staramy się pracować nad poprawą tego wizerunku i wydaje mi się, że banki zrobiły i robią dużo w tym kierunku.
Ale efektów tego za bardzo nie widać.
Czasami moje myśli wręcz wędrują do instytucji lichwy czy nawet do antysemityzmu i tego typu niebezpiecznych obszarów. Tam usiłuję znaleźć w miarę logiczne uzasadnienie, skąd aż tak negatywne nastawienie. Gdybyśmy byli w kraju, w którym państwo zmuszone było wyłożyć dziesiątki, setki miliardów euro czy dolarów na ratowanie prywatnego systemu bankowego, byłoby mi to wszystko łatwiej zrozumieć. Ale polski sektor bankowy przeszedł globalny kryzys finansowy, nie biorąc ani złotówki od podatników, a polska gospodarka jako jedna z bardzo niewielu na świecie mocno urosła po 2009 r. To, że mieliśmy sprawny sektor bankowy, bardzo nam w tym pomogło.
Czy potrzebne byłoby jakieś wsparcie dla banków, które pozwoliłoby im zdynamizować akcję kredytową i pomóc w rozruszaniu wzrostu gospodarczego po obecnym kryzysie?
Sektor bankowy nie potrzebuje pomocy ze strony państwa. Potrzebuje jedynie, żeby go nie dociskać ponad miarę. Co należałoby zmienić? To mogłyby być takie kwestie, jak zaliczenie składek na rzecz BFG do kosztów uzyskania przychodów. Powtórzę: w Polsce podatnik nie musiał ratować banków, więc podatek bankowy nie miał i nie ma u nas racjonalnego uzasadnienia, jak w innych krajach, w których Skarb Państwa zmuszony był ratować system bankowy. Uważam, że dla stymulowania podaży kredytu w realiach zwiększonego ryzyka jako minimum nowo udzielane kredyty powinny być z podatku bankowego zwolnione. Banki należy traktować jako instytucje o kluczowym znaczeniu, niezbędne dla rozwoju gospodarczego.
Polska gospodarka potrzebuje zdrowego, silnego sektora bankowego, a nie takiego, który będzie sam walczył o przetrwanie.