Niemieckie landy przekazały ponad 10 mld euro w ramach rządowego programu wsparcia. Berlin odmawia rekompensaty poniesionych wydatków
Pod koniec marca niemiecki minister finansów Olaf Scholz (SPD) i szef resortu gospodarki Peter Altmaier (CDU) ogłosili powstanie funduszu ratunkowego dla samozatrudnionych i małych przedsiębiorców dających pracę maksymalnie 10 osobom. W budżecie wyasygnowano na ten cel 50 mld euro, a ich podziałem zajęły się landy. Sprawnie, ale jak się teraz okazuje kosztem dopilnowania formalności wymaganych przez ministerstwo finansów. Resort grozi teraz, że nie zrekompensuje wszystkich wypłat. Główny zarzut wobec niektórych landowych rządów formułowany przez urzędników federalnych brzmi tak: „zachowały się jak bankomaty” i w ogóle nie sprawdzały, czy wnioskodawcom przysługuje pomoc.
Szczególnie beztrosko miały działać Nadrenia Północna-Westfalia i stołeczny Berlin, który jest miastem na prawach kraju związkowego. Wypłacały one pieniądze każdemu, kto się zgłosił.
Tymczasem warunki wsparcia z rządowego programu są jasne: „Uzyskane środki mogą być przeznaczone na pokrycie bieżących kosztów operacyjnych i finansowych wnioskodawców” − czytamy w piśmie ministerstwa finansów skierowanego do komisji finansów Bundestagu. Nie służą one natomiast pokryciu kosztów utrzymania tych, którzy stracili zarobki.
Dlaczego jest to problem? W Berlinie np. większość osób, która skorzystała z programu, jest związanych z sektorem sztuki i rozrywki. Szczególnie dotkliwie odczuli oni ograniczenia związane z pandemią koronawirusa, ale ich bieżące koszty operacyjne są zazwyczaj względnie niskie.
Niemieckie kraje związkowe mają więc wybór: pogodzić się z sytuacją i wziąć na siebie koszty albo próbować odzyskać część pieniędzy od beneficjentów, którym zbyt pochopnie przyznano wsparcie. To oznacza jednak narażenie się na niezadowolenie pokaźnej liczby wyborców. Nadrenia Północna-Westfalia do końca kwietnia rozpatrzyła pozytywnie 364 tys. wniosków i wypłaciła 3,5 mld euro. Berlin rozdzielił 1,5 mld euro między około 200 tys. wnioskodawców.
Oba rozwiązania są dla niemieckich landów katastrofalne. Andreas Pinkwart, minister finansów regionalnego rządu w Duesseldorfie, domaga się więc, żeby po fakcie zmienić warunki przyznawania pomocy. − Przekonujemy rząd federalny, żeby pozwolił 2 mln osób prowadzącym działalność gospodarczą na własny rachunek, które ucierpiały w wyniku kryzysu, by mogły zabezpieczyć z otrzymanych środków własne utrzymanie − powiedział w jednym z wywiadów. Wspierają go inni ministrowie z landów. Na razie jednak bez widocznych pozytywnych skutków. Ministerstwo Olafa Scholza jest nieugięte. „Kraje związkowe mają swobodę we wspieraniu konkretnych grup z własnych środków. Jednak finansowanie z programu federalnego nie jest w tym zakresie możliwe” − podkreśla resort w stanowisku przedstawionym Bundestagowi. Linię tę podziela też ministerstwo gospodarki.
Nic dziwnego: według ekspertów w gabinecie Angeli Merkel rośnie zaniepokojenie kosztami programów pomocowych. Podczas gdy wydatki drastycznie rosną, to wpływy z podatków zaczynają spadać. O powadze sytuacji może świadczyć chociażby to, że Olaf Scholz, kojarzony z wolnorynkowym i probinzesowym skrzydłem socjaldemokratów (popierał m.in. bolesne reformy rynku pracy i systemu opieki socjalnej kanclerza Gerharda Schroedera), rozważa wprowadzenie podatku dla najbogatszych Niemców. Uzyskane wpływy miałyby pomóc poradzić sobie RFN ze skutkami koronakryzysu.
− Obywatele, którzy bardzo dużo zarabiają, powinni nieco bardziej się zaangażować. Chodzi o sprawiedliwy i uczciwy system podatkowy − przekonywał wicekanclerz i minister finansów w niedzielnym wywiadzie dla berlińskiego dziennika „Tagesspiegel”. − Pandemia koronawirusa pokazała, jak ważna jest solidarność. Mam nadzieję, że o tym nie zapomnimy. Obiecywanie w tym momencie obniżek podatków tym, którzy zarabiają setki tysięcy euro rocznie, byłoby absurdalne − dodał Scholz, sugerując, jaka będzie linia jego resortu w najbliższym czasie. Współprzewodnicząca SPD Saskia Esken proponuje wprowadzenie 3-proc. podatku dla osób samotnych zarabiających powyżej 250 tys. euro rocznie.