Dochody spadły niemal do zera. Szara strefa to dla niektórych jedyny sposób na przetrwanie.
O braku dochodów mówi 94 proc. salonów kosmetycznych i fryzjerskich, które wzięły udział w badaniu przeprowadzonym w pierwszy majowy weekend przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Stylistów Paznokci Fantasmagorie we współpracy z Federacją Beauty Pro. Z badania wynika, że 43 proc. przedsiębiorców z branży ma problem z regulowaniem zobowiązań z powodu braku oszczędności. 97 proc. przedsiębiorców prowadzących salony urody uważa, że epidemia koronawirusa doprowadziła do poważnych zmian w ich firmach.
72 proc. badanych na razie nie zredukowało zatrudnienia. 9 proc. deklaruje, że utrzymało zatrudnienie dzięki rządowemu wsparciu. Powód? Nawet jeżeli poprosili o pomoc, to tylko część z nich ją otrzymała. Największym zainteresowaniem cieszy się umorzenie składek − z tego chciało skorzystać aż 72 proc. badanych, ale tylko 23 proc. otrzymało informację o faktycznym umorzeniu. U pozostałych widnieje wciąż zaległość.
O pożyczki z urzędów pracy wystąpiło 64 proc., ale tylko jedna czwarta już otrzymała wypłatę. Ponad połowa poprosiła o postojowe dla przedsiębiorców (38 proc. otrzymało środki). Badanie nie uwzględniało Tarczy Finansowej PFR.
86 proc. przedsiębiorców ocenia dziś, że jeśli restrykcje będą się przedłużać, to w ciągu sześciu miesięcy mogą zostać zmuszeni do zamknięcia działalności. 21 proc. jest przekonanych, że przy szybkim powrocie do pracy byliby w stanie wrócić do obrotów sprzed epidemii.
Salony zamknięte są od 1 kwietnia i jak wynika z zapowiedzi Ministerstwa Zdrowia, najszybszy termin ponownego otwarcia to druga połowa maja.

Nie budzić podejrzeń

Sytuacja skłania wiele osób do przeniesienia działalności do szarej strefy. Dotyczy to zwłaszcza najmniejszych firm. Robią to pomimo ryzyka kary w wysokości 30 tys. zł. Przy zaciągniętych roletach przyjmują tylko stałych klientów. Albo znających określone hasło. Wejście od ulicy? Klienci mogą przychodzić pojedynczo, żeby nie budzić podejrzeń. W razie czego można powiedzieć, że odbywa się sprzątanie. Kosmetyczki chodzą do domów klientek albo przyjmują we własnych mieszkaniach. − Mam klientkę z jednego z ministerstw, jest zawsze na bieżąco, jak ma wyglądać odmrażanie. Ale i tak nie ma konkretów − mówi jedna z manikiurzystek.
Joanna Kuskowska, która prowadzi salon stylizacji paznokci w Trzciance koło Piły, zwraca uwagę, że zamrożenie branży teraz jest szczególnie dotkliwe. – Sezon na usługi rozpoczyna się zwykle w marcu i trwa do września. To dla nas największe żniwa, kiedy zbieramy środki na chude miesiące – opowiada. Czuje, że jest w lepszej sytuacji, bo dostała już mikropożyczkę i umorzenie składek ZUS do maja. Liczy straty: w sezonie z czterech stanowisk miała ok. 25 tys. zł miesięcznie. Dziś – zero. Mimo to robi wszystko, by dostosować salon do pracy w nowych warunkach tak, by stanowiska były oddzielone, kupuje nowy sprzęt, a przede wszystkim maseczki, rękawiczki, płyny, ścianki z pleksi.
– Wyliczyłyśmy z innymi właścicielkami salonów, że powinnyśmy doliczać do usługi ok. 30 zł, żeby nam się te inwestycje zwróciły. Ale która klientka w małym miasteczku dopłaci tyle, skoro może dostać usługę taniej, w szarej strefie? To może doprowadzić do rozwijania się nieformalnego biznesu, który będzie oferował usługi bez przestrzegania wymogów epidemicznych.

Na własnej skórze

Ilu osób dotyczy przymusowe postojowe? Usługi oferuje ok. 100 tys. firm, gdzie zatrudnienie znajduje prawie pół miliona osób. Ale są jeszcze firmy, jak choćby Pawła Chrzanowskiego, producenta preparatów do dłoni i paznokci z Rzeszowa. Zatrudnia ponad 50 osób, w tym 15 sprzedawców, którzy teraz nie robią nic. Obroty spadły o 60 proc. w ostatnich dwóch miesiącach. – Ludzie mówią, że wytrzymają dwa, trzy miesiące. Ale co potem? Przeraża mnie brak wiedzy. Na jakich zasadach mają funkcjonować w nowej rzeczywistości salony fryzjerskie czy kosmetyczne? Takie miejsca trzeba dostosować, czego nie sposób zrobić w kilka dni − mówi.
ZUS czy postojowe to, owszem, pomoc. Ale nie dotyczy ona kosztów najmu, leasingu, długów za kosmetyki kupionych na start sezonu. Ewa Żabińska-Lubowiecka, prezes stowarzyszenia Fantasmagorie i Federacji Beauty Pro, podkreśla, że połowa maja to dla branży absolutna granica wydolności. Jeśli rząd nie zdecyduje się na jej odmrożenie, musi liczyć się z koniecznością wpompowania znacznie większych środków, by zapobiec masowym bankructwom. Tym bardziej że pomoc nie jest skuteczna. Na przeszkodzie stoją problemy w interpretacji przepisów − np. wniosek Żabińskiej wędruje między urzędami, bowiem nie ma jasności, czy składać papiery tam, gdzie jest firma zarejestrowana, czy tam, gdzie znajduje się salon.
Z danych Ministerstwa Rodziny na koniec kwietnia wynika, że o mikropożyczkę wystąpiło 545 tys. osób. Na razie przyznano ich 132 tys. na kwotę 658 mln zł. Wpłynęło też 21,3 tys. wniosków o dofinansowanie części kosztów prowadzenia działalności gospodarczej dla samozatrudnionych…
Minister zdrowia Łukasz Szumowski przyznawał w rozmowie z DGP, że fryzjerzy stali się symbolem walki o normalność i że ludzie namacalnie odczuwają na własnej skórze brak dostępu do tego typu usług.
Sebastian Maśka, inicjator akcji #ChceDoSalonu, powołuje się na badania Infuture Institute, z których wynika, że 32 proc. Polaków mówi wprost: pierwszą rzeczą, którą zrobię po zniesieniu ograniczeń związanych z epidemią, będzie wizyta u fryzjera i kosmetyczki.
Jednak resort zdrowia jest ostrożny, jeśli chodzi o odmrożenie branży. − Bo to właśnie tam jesteśmy narażeni na bezpośredni kontakt z możliwym zakażeniem, dlatego tak zwlekamy − tłumaczył Szumowski.