Rząd ma furtkę do tego, aby sprawdzać ceny sprzedaży środków ochrony indywidualnej z pominięciem istotnych przepisów prawa przedsiębiorców. Inspekcje mogą więc wejść do firm nawet bez obecności ich właścicieli.
Dziś mają zakończyć się konsultacje projektu rozporządzenia ministra rozwoju w sprawie maksymalnych marż hurtowych i detalicznych stosowanych w sprzedaży niektórych maseczek. Przepisy dotyczą produktów, które nie są wyrobami medycznymi – w praktyce chodzi więc o nieprofesjonalne osłony twarzy i nosa szyte i oferowane przez wielu przedsiębiorców.
Na łamach DGP przestrzegaliśmy, że ustawodawca może skorzystać z takiego uprawnienia, bo wynika ono z regulacji specustawy o COVID-19 z 31 marca br. (Dz.U. z 2020 r. poz. 568 ze zm.). Problematyczne jest to, że w zakresie kontroli ustalonych w drodze rozporządzenia cen wyłączone zostały przepisy ustawy z 6 marca 2018 r. – Prawo przedsiębiorców (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1292 ze zm.) dotyczące kontroli w firmach. – Mogą one więc być niezapowiedziane i odbywać się pod nieobecność przedsiębiorcy bądź upoważnionej przez niego osoby. Wyłączony jest też zakaz podejmowania i prowadzenia więcej niż jednej kontroli działalności przedsiębiorcy. Niemożliwy jest też sprzeciw wobec kontroli – alarmuje Eliza Rutynowska, prawniczka w Fundacji Obywatelskiego Rozwoju.
Adwokat Dominik Jędrzejko, partner w kancelarii Kaszubiak, Jędrzejko Adwokaci i autor bloga NieuczciwePraktykiRynkowe.pl, uspokaja jednak przedsiębiorców. – Myślę, że niebezpieczeństwo nie jest jednak tak istotne, jak by się wydawało, gdyż marże te z łatwością można ustalić po wezwaniu przedsiębiorcy do udzielania informacji i po jej weryfikacji we współpracy organu kontrolnego z Krajową Administracją Skarbową – uważa.

Ustalanie cen

Eksperci mają wątpliwości, czy w zasadzie istnieje potrzeba regulowania cen nieprofesjonalnych maseczek. – Ceny masek w ostatnich tygodniach rzeczywiście gwałtownie rosły, ale problem dotyczy przede wszystkim produktów będących wyrobami medycznymi. Ceny nieprofesjonalnych osłon na twarz i nos powinien kształtować rynek – uważa Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej. Ekspert ma jednocześnie zastrzeżenia wobec definicji środków ochronnych w opisywanym rozporządzeniu – Jeżeli mowa o produktach zasłaniających usta i nos, to równie dobrze mogą pod to podlegać wysokie golfy, kominiarki oraz szaliki – wylicza.
Z kolei Eliza Rutynowska podważa całkowicie sens wprowadzania tego typu ograniczeń.
– Skoro maseczki są obowiązkowe, to państwo powinno wspierać ich produkcję, a nie nakładać dodatkowe obostrzenia na przedsiębiorców – mówi. I dodaje, że jeżeli rzeczywiście na rynku dochodzi do jakichś patologii w zakresie cen masek, to uprawniony do interwencji w takich przypadkach jest Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Ponadto w kodeksie cywilnym mamy przepisy dotyczące wyzysku. Ustawodawca niepotrzebnie powiela rozwiązania, które w polskim porządku prawnym już istnieją – mówi Rutynowska.

Niebezpieczny precedens

Nasi rozmówcy przestrzegają, że projektowane rozporządzenie może być pierwszym krokiem do kolejnych, bardzo niebezpiecznych z punktu widzenia przedsiębiorców działań państwa. Chodzi o to, że podobne rozporządzenie jak to dotyczące maseczek minister rozwoju może przyjąć również dla innych „towarów lub usług mających istotne znaczenie dla kosztów utrzymania gospodarstw domowych”. Mecenas Jędrzejko przyznaje, że to bardzo szerokie określenie, mające wręcz blankietowy charakter. – Ustawodawca może nadać mu sens wprowadzanymi przez siebie kolejnymi aktami wykonawczymi. I dopiero ewentualne postępowania sądowe z odwołań od nałożonych kar będą prowadzić do właściwej wykładni tych przepisów – przestrzega mec. Jędrzejko.