Unia pieniędzy na ratowanie gospodarki chce szukać na rynkach. To rozwiązanie ma pogodzić Północ z Południem.
Dzisiaj przywódcy unijni zaczną negocjować na wideoszczycie szczegóły funduszu naprawy europejskiej gospodarki, roboczo zwanego nowym planem Marshalla. – Fundusz będzie gotowy tak szybko, jak to możliwe. Ważnym czynnikiem będzie możliwość spotkania się przywódców osobiście. Niewykluczone, że będzie to możliwe w czerwcu, ale tego nie da się przesądzić – mówi nasze źródło w UE.
Własną wizję przedstawi liderom 27 krajów członkowskich przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Z wcześniejszych zapowiedzi wynika, że Bruksela chce w kolejnych latach możliwie jak najwięcej pieniędzy przeznaczyć na inwestycje publiczne, które mają pomóc Europie wyjść z gospodarczego dołka. Środki na fundusz naprawczy mają pochodzić z rynków. KE wyemituje obligacje, a następnie będzie udzielać pożyczek poszczególnym stolicom, które skorzystają z korzystniejszego oprocentowania dla całej UE.
Ma to być kompromis godzący skrajne stanowiska oszczędnej Północy i wzywającego do finansowej solidarności Południa. Do takiego rozwiązania skłania się też Angela Merkel. Niemiecka kanclerz w poniedziałek wyraziła wsparcie dla wyemitowania wspólnych papierów dłużnych. Nie chodzi jednak o koronaobligacje, których domagają się Włosi, a które zakładają wspólną gwarancję spłaty, lecz o rozwiązanie pośrednie – zabezpieczenie obligacji przez kraje członkowskie w celu zachęcenia inwestorów do ich zakupu, ale z minimalnym ryzykiem dla samych stolic.
Merkel nadal nie godzi się na koronaobligacje, bo – jak podkreśliła – na to potrzeba dużo więcej czasu. Ponadto w Niemczech, które już raz, dekadę temu w czasie kryzysu finansowego, postawiły tamę euroobligacjom, temat uwspólnotowienia długów to gorący kartofel, dlatego rząd pozostaje ostrożny z deklaracjami. Ale w ostatnich tygodniach kraje Północy były w Europie mocno krytykowane za brak solidarności i swoim kompromisowym podejściem Merkel chce przekonać pozostałe państwa, że Niemcy jednak są solidarne.
Ale i ta kompromisowa propozycja budzi wątpliwości. I nie chodzi tu tylko o skrajne stanowiska rządów Holandii i Włoch, mocno skrępowanych polityką wewnętrzną i nastrojami społecznymi (Włosi wzywają do maksymalnej solidarności i optują za koronaobligacjami, podczas gdy Holendrzy nie chcą ponosić ciężarów wychodzenia z kryzysu). Jak podaje nasz informator, nie wszystkie kraje są przekonane do emitowania wspólnych papierów dłużnych. – Są też takie, które chcą oprzeć fundusz naprawczy na dotacjach – przyznaje.
Pozostaje też pytanie, w jaki sposób fundusz naprawczy zostanie powiązany z nowym budżetem europejskim. Są za tym Komisja Europejska i Niemcy, ale już Francja widziałaby go poza siedmioletnią perspektywą finansową. W końcu nie we wszystkie kraje pandemia uderzyła z taką samą siłą, a tak się też składa, że najbardziej poszkodowane są państwa strefy euro. Wynegocjowany do tej pory przez ministrów finansów pakiet pomocy opiewający na pół biliona euro (w czasie dzisiejszego szczytu przywódcy mają go zaakceptować) zakłada trzy elementy, z którego jeden – w ramach Europejskiego Mechanizmu Stabilności – jest przeznaczony wyłącznie dla członków Eurolandu.
Chodzi o bezwarunkowe pożyczki w wysokości 240 mld euro na ochronę zdrowia. Pozostałe to 100 mld euro w ramach instrumentu SURE mającego pomóc w utrzymaniu miejsc pracy oraz 200 mld euro z Europejskiego Banku Inwestycyjnego. O maksymalny udział krajów spoza strefy euro zabiegał polski rząd. Kolejna sprawa to wielkość funduszu naprawczego. Francja chce, by Unia wyasygnowała na niego kolejne pół biliona euro, najbardziej śmiała Hiszpania proponuje okrągły bilion w perspektywie trzech lat. Pytanie, ile same instytucje unijne mogą pożyczyć na rynkach. Możliwe, że UE będzie musiała poszukać także nowych dochodów własnych, np. ze wspólnych podatków.