Interesujące spostrzeżenia na temat sposobów radzenia sobie z kryzysem wywołanym pandemią płyną z dalekiej Argentyny. Ich autorem jest Federico Sturzenegger, ekonomista z Universidad de San Andres w Buenos Aires.



Dziennik Gazeta Prawna
Pierwsza kwestia podniesiona przez Argentyńczyka dotyczy lockdownu, czyli ograniczeń w funkcjonowaniu społeczeństw oraz gospodarek. Zgodzimy się – pisałem zresztą już o tym – że dotykają one bardziej pracowników żyjących ze sprzedawania własnej pracy w drobnych usługach.
A mniej klasę średnią, która czmychnęła na telepracę. Warto przy tym zwrócić uwagę, że o ile w reakcji na pandemię wprowadzono restrykcje w możliwości świadczenia pracy, o tyle żadne zakazy nie dotyczą czerpania zysku z kapitału. Jeśli więc ktoś zarabia na wynajmie nieruchomości, nadal może to robić. Oczywiście brak wypłacalności najemców może stać się problemem, ale dalece bardziej dla lokatora niż dla właściciela. Zwłaszcza jeśli mówimy o rentierze, który dysponuje wieloma nieruchomościami. Sturzenegger uważa, że takie (kolejne) wzmocnienie kapitału wobec pracy jest niepokojące. Dowodzi, że w ślad za zamrożeniem możliwości świadczenia pracy w realnej gospodarce powinno iść czasowe ograniczenie możliwości czerpania zysków z kapitału. Inaczej lockdown będzie przedsięwzięciem politycznym o „najbardziej od lat regresywnym wpływie na społeczeństwo”.
I druga kwestia: chodzi o wyrównywanie dochodów w czasie kryzysu. Polityka publiczna winna być – zdaniem Sturzeneggera (nie tylko jego) – nakierowana na ochronę tych, którzy tracą najmocniej. Oraz na tych, którym grozi utrata pracy lub pogorszenie jej warunków. W ten sposób Argentyńczyk dochodzi do wniosków podobnych do tych, które zaczęły kiełkować już w USA, Korei czy ostatnio Hiszpanii. Chodzi oczywiście o mechanizm powszechnego dochodu podstawowego. Nawet jeśli w niedoskonałej formie, bo skierowanej jedynie do osób znajdujących się w najgorszym położeniu.