Dzisiaj ministrowie finansów państw UE powrócą do rozmów o gospodarczej recepcie na koronawirusa. Mimo piętrzących się podziałów porozumienie nie jest wykluczone.
Debata prowadzona online zostanie wznowiona po tym, jak w nocy z wtorku na środę ministrowie bezowocnie próbowali znaleźć kompromis. Dobrej myśli jest przewodniczący Eurogrupy Mário Centeno, który po ostatniej, trwającej 16 godzin rozmowie uznał, że porozumienie jest blisko.
Chociaż tym razem chodzi o finansową odpowiedź na pandemię koronawirusa, to na spór nakładają się znane od lat linie podziału wśród państw mających wspólną walutę. Solidarności finansowej chcą kraje południa Europy, w które kolejny kryzys po finansowym i migracyjnym znowu uderza najbardziej. Hiszpania i Włochy, gdzie liczba zachorowań jest najwyższa na świecie po Stanach Zjednoczonych, jako jedyne w Europie zmuszone były ograniczyć produkcję w fabrykach.
Z kolei ostrożnie do wspólnej finansowej odpowiedzi podchodzą państwa Północy, których zadłużenie w stosunku do PKB jest niekiedy dwukrotnie mniejsze niż ich południowych partnerów. Północ boi się, że zostanie obciążona odpowiedzialnością za spłacanie długów Południa. Na razie jej stanowiska nie zmieniła pandemia ani związane z nią zagrożenia dla gospodarek zjednoczonego bloku. Najdalej posunięte, jeśli chodzi o eurosolidarność, są postulaty Włoch, które nalegają na koronaobligacje, emisję wspólnych papierów dłużnych.
To powrót do rozmowy o obligacjach stabilnościowych, rozpoczętej po kryzysie finansowym sprzed dekady. W czasie ostatniej konferencji ministrów finansów największy opór stawiła Holandia. Jak napisał wczoraj na Twitterze jej minister finansów Wopke Hoekstra, koronaobligacje to potencjalnie więcej problemów niż rozwiązań. „Będziemy musieli gwarantować długi innych krajów, co nie wydaje się rozsądne dla UE” – zauważył. Według niego tego samego zdania jest większość krajów Eurolandu.
Holandia wraz z trzema innymi krajami północy – Austrią, Danią i Szwecją – są gotowe udzielić wsparcia w ramach istniejącego już Europejskiego Mechanizmu Stabilności, z którego kraje w potrzebie otrzymałyby pożyczki. Rzym chce jednak, by kredyty były zwolnione z wszelkich warunków. Natomiast Haga na brak warunków jest się gotowa zgodzić jedynie w przypadku pożyczek na ochronę zdrowia i sprzęt medyczny. Bezwarunkowemu wsparciu mówi „nie”. Kompromis nie jest jednak wykluczony. O ile jeszcze przed tygodniem zantagonizowane stanowiska miały Francja i Niemcy, o tyle wczoraj na koniec rozmów ministrowie Olaf Scholz i Bruno Le Maire wspólnie zaapelowali do krajów Eurolandu o porozumienie.
Dyrektor studiów w brukselskim think tanku European Policy Centre Janis Emmanouilidis nie dziwi się, że nie osiągnięto porozumienia w ciągu jednej nocy, bo dyskutowane kwestie są wrażliwe dla wszystkich 19 krajów wspólnej waluty i spór jest nieunikniony. – Koronawirus staje się katalizatorem rozmów prowadzonych długo i bezowocnie, bo UE od nich odeszła, licząc na lepsze czasy. Dzisiaj w czasie nowego kryzysu widać, że kraje strefy euro nie mają zbyt dużego wyboru, dalsza integracja jest nieunikniona – mówi DGP Emmanouilidis. W jego ocenie niekoniecznie jednak porozumienie zostanie wypracowane przez ministrów finansów. Może to wymagać dwustronnych rozmów samych liderów.
Danuta Hübner, europosłanka i była polska komisarz, uważa, że szybkie uruchomienie koronaobligacji byłoby trudne, chociaż miałyby one być jednorazową formą wsparcia. – Takie obligacje nie biorą się z niczego. Potrzebne są instytucja, kapitał, gwarancje – wymienia. W ocenie Hübner ostatnie rozmowy pokazują, że upada wiele strachów i mitów o euroobligacjach. Jednym z nich jest przekonanie, że wspólne obligacje będą źle wpływać na reputację UE, tymczasem Międzynarodowy Fundusz Walutowy, robiąc to cały czas, pozostaje instytucją wiarygodną. Innym mitem jest uwspólnotowienie długu poprzez emisję wspólnych papierów dłużnych, bo wspólne obligacje nie muszą do tego prowadzić.