- Niestety, na jesieni możemy mieć nawrót epidemii, na mniejszą skalę, ale też coraz więcej jest optymistycznych doniesień z badań medycznych. Sugeruję być gotowym na każdy wariant, zaś całkowicie bezpieczni będziemy dopiero wtedy, kiedy pojawi się szczepionka - mówi Norbert Maliszewski, szef Centrum Analiz Strategicznych.
Czy rząd będzie dociskać śrubę w sprawie obostrzeń dotyczących epidemii, czy ją luzować?
Brzmi to jak paradoks, ale jeden i drugi kierunek będzie realizowany. Na pewno konsekwentnie będziemy realizować strategię obostrzeń, aby dalej przeciwdziałać roznoszeniu się wirusa. Na przykład będziemy chcieli gorąco zachęcać do noszenia maseczek ochronnych przez wszystkich pracowników służby zdrowia. Najpierw będzie to dotyczyło personelu oddziałów onkologicznych, potem pozostałych. Chcielibyśmy także, by docelowo maseczki były stosowane przez wszystkich Polaków w miejscach publicznych.
To już ścisły plan działania czy na razie koncepcja?
Chcemy najpierw sprawdzić, jak to zadziała w przypadku pracowników służby zdrowia, potem będzie czas na kolejne decyzje.
Kiedy może być wprowadzony taki obowiązek dla wszystkich?
Trzeba uwzględnić czynniki zdrowotne i społeczne. Chcemy sprawdzić, jak społeczeństwo zareaguje. Jeśli maseczki będą w powszechnym użyciu i będzie widać, że taka zasada spotka się ze zrozumieniem i nie będzie ignorowana, wtedy nadejdzie czas na wiążące decyzje.
Powszechne używanie maseczek ma być rekomendacją czy nakazem?
To będzie zależało od premiera i ministra zdrowia. Nie wykluczam takiego rozwiązania jak np. w Czechach. Tam obowiązkowe jest zasłanianie ust i nosa, ale niekoniecznie maseczkami, mogą być to na przykład chusty. Choć w Polsce maseczek będzie coraz więcej. I z importu, który rośnie, i rodzimej produkcji. Będą więc dostępne.
Inne obostrzenia wchodzą w grę, czy rząd może także myśli o luzowaniu niektórych rygorów? Słychać o strategii odmrażania?
Na tym polega ten paradoks, że to obostrzenie służy strategii odmrażania. Musimy przejść do tego etapu. Nie można jednak założyć, że to będzie jak w filmie katastroficznym dzień pokonania pandemii, przełomowy moment. To raczej będzie płynne przejście do „nowej normalności”. Musimy się już dziś zastanawiać, jak w warunkach zaostrzonych rygorów sanitarnych wracać do pracy, w rękawiczkach, w maseczkach, przy nabyciu nowych nawyków, by kolejne sektory polskiej gospodarki na nowo ruszyły. Oczywiście warto zacząć od miejsc, gdzie produkcja jest jak najbardziej zautomatyzowana, gdzie jest najbezpieczniej. W USA ustalono, że stanie się to wtedy, jeśli przez dwa tygodnie będą spadać wskaźniki nowych przypadków. Moim zdaniem nie musi to być takie sztywne kryterium, już teraz powinniśmy myśleć o takim miękkim, płynnym adaptowaniu się do nowej sytuacji. Na przykład firmy odzieżowe będą miały trudność w sprzedaży wiosennych kolekcji, ale część z nich może zacząć szyć maseczki, fartuchy. Rośnie znaczenie sprzedaży internetowej, usług w internecie, transportu do domu. Oczywiście w niektórych branżach ta adaptacja jest trudna lub niemożliwa, ale kolejne elementy tarczy mają pomóc pracownikom i firmom poradzić sobie z tym kryzysem. Natomiast jako społeczeństwo musimy powoli oswoić się z epidemią, trzeba zacząć myśleć o funkcjonowaniu, jak np. w Korei Południowej, czyli w tym reżimie sanitarnym zacząć w miarę możliwości działać, by gospodarka ruszyła.
W którym momencie nastąpi zmiana priorytetów? Dziś na pierwszym miejscu mamy zdrowie, rozumiemy, że strategia odmrażania zakłada przyznanie racji gospodarce.
Zbliża się Wielkanoc i premier, i minister zdrowia muszą teraz przekonywać do przestrzegania zasad dystansu społecznego. Nawet w optymistycznych scenariuszach epidemia będzie nam towarzyszyć jeszcze przez jakiś czas i musimy nauczyć się z tym żyć. Już to widzimy w zachowaniu np. firm branży samochodowej w Polsce. Jeden z koncernów przy zachowaniu środków ostrożności chce ruszyć po Wielkanocy z produkcją. Rząd też myśli, jak mimo koronawirusa uruchomić znaczną część gospodarki.
Ale jakie będą kryteria oceny tego, czy można przejść do drugiego etapu, że można odmrażać gospodarkę?
Podstawowym kryterium na pewno jest wyhamowanie wzrostu nowych przypadków zakażonych, jak np. w Korei Południowej. Pragnę jednak podkreślić, że to jest etap analiz, jednym z wielu ośrodków je realizujących jest Centrum Analiz Strategicznych, a decyzje podejmuje premier i on ustali kryteria, podejmuje decyzje, a także będzie to komunikować. Na razie w centrum debaty publicznej niech pozostanie strategia obostrzeń, ale nie jest tajemnicą, że trwają analizy dotyczące tego, jak najszybciej rozruszać na nowo gospodarkę.
Co z Wielkanocą?
Należy się spodziewać rekomendacji, byśmy nadal zostali w domu. Na razie nie widać, by opisywana wcześniej zmiana tendencji zachorowań miała nastąpić w tym okresie. Raczej trudno mi sobie wyobrazić twardą zasadę, że nie można opuszczać miejsca zamieszkania w czasie Wielkanocy.
Ale jeśli to nie będzie zakaz, lecz rekomendacja, to nie boi się pan, że zostanie zlekceważona?
Z ostatnich badań społecznych wynika, że większość z nas chce zostać w domu, najwyżej kilkanaście procent myśli o odwiedzinach u rodziny. Natomiast widzimy, że lęk związany z epidemią rośnie i jeśli chodzi o stosowanie się do różnych obostrzeń, Polacy zachowują się odpowiedzialnie. Zdajemy sobie sprawę, że jeśli narzucimy obostrzenia, które zostaną ocenione jak zbyt restrykcyjne, to mogą przynieść odwrotny efekt. Premier Morawiecki dobrze zarządza społecznymi nastrojami, nie popełnił takich błędów jak przywódcy w USA, Wielkiej Brytanii czy Niemczech. Jeśli ktoś najpierw zbagatelizował zagrożenie, podjął złe decyzje strategiczne, a potem je zmienia na podobnie restrykcyjną strategię do naszej, to traci wiarygodność i zaufanie. W tych krajach posłuch wobec obostrzeń jest mniejszy, podczas gdy w Polsce podejście obywateli jest odpowiedzialne także dlatego, że te obostrzenia są w sposób racjonalny ogłaszane i wdrażane.
Ale też mieliśmy sprzeczne komunikaty: najpierw, że jesteśmy świetnie przygotowani, potem, że to zagrożenie, z jakim nikt nie miał do czynienia, i nie doceniono skali zagrożenia.
Niewiele osób to przewidziało, jeśli chodzi o rozmiar epidemii i jej skutki gospodarcze. Polski rząd jednak w odróżnieniu od innych zadziałał szybko i zdecydowanie. Na początku epidemia jest jak kula śnieżna, jeśli ktoś nie zastosował strategii obostrzeń, zmieniła się w lawinę, a wówczas nawet najlepsze systemy opieki zdrowotnej okazały się nieskuteczne. My podjęliśmy właściwe decyzje strategiczne i tego dotyczyły te pierwsze komunikaty o przygotowaniu.
Możliwe jest ogłoszenie stanu klęski żywiołowej przez rząd?
Ustawa antyepidemiczna z 2008 r. daje nam teraz wystarczające narzędzia do działania. Wprowadzenie stanu klęski żywiołowej wiązałoby się z ograniczeniem praw obywatelskich. Mówiąc żartobliwie, opozycja musi nam bardzo ufać albo nie wczytała się, jakie narzędzia daje wprowadzenie stanu klęski żywiołowej. Gdybyśmy mieli sytuację znacznie trudniejszą, np. scenariusz włoski, można by było się zastanawiać, ale na ten moment takiej potrzeby nie ma. Wiadomo, że konsekwencją wprowadzenia stanu klęski żywiołowej byłoby przesunięcie wyborów ‒ i to jest dziś przedmiotem debaty, a nie potrzebne narzędzia do zarządzania kryzysem.
A co ze szkołami? Rok szkolny zakończy się wcześniej?
Trzeba uzbroić się w cierpliwość. Rozumiemy ten problem z niepewnością. Mamy wariant optymistyczny, realistyczny i pesymistyczny. Poczekajmy przynajmniej do okresu przedświątecznego, by zorientować się, w którą stronę rozwija się model epidemiczny. Wówczas będą podejmowane i komunikowane decyzje rządu.
Jaka jest rozpiętość między tymi wariantami, tzn. ile przypadków zachorowań mamy w wariancie optymistycznym, a ile w pesymistycznym?
Tu chodzi nie tyle o liczbę przypadków, ile o kształt krzywej. W wariancie optymistycznym krzywa jest sigmoidalna, czyli tak jak w Korei Południowej, gdzie liczba przypadków rosła, aż nastąpiło relatywne wyhamowanie. Wariant realistyczny można zaobserwować np. w Danii i Czechach, gdzie ta krzywa nie jest stroma. Wariant pesymistyczny to np. sytuacja jak w Niemczech, we Francji.
Ale oni chyba nie radzą sobie najgorzej?
Z Niemiec płyną komunikaty, że krzywa zachorowań rośnie w taki sposób, że zagraża to wydolności tamtejszej służby zdrowia. My nie ścigamy się z innymi krajami na liczbę przypadków, najważniejsze jest takie spłaszczenie krzywej, by służba zdrowia zachowała wydolność. Przypadków zakażeń będzie więcej, nie spodziewajmy się scenariusza, że epidemia z dnia na dzień się skończy, ale dążymy do tego, że po jakimś czasie te przyrosty będą mniejsze i unikniemy tragicznych sytuacji, które niestety dotknęły inne kraje.
Możliwe jest poluzowanie rygorów w okresie wakacyjnym, by ludzie mogli pojechać na wakacje w góry czy nad morze?
Mówimy tylko o modelach prognostycznych. One służą temu, aby wyobrazić sobie różne opcje i przygotować się na każdą z nich, również tę pesymistyczną. W wersji „realistycznej” modelu CAS do okresu wakacyjnego powinniśmy mieć do czynienia z wypłaszczeniem się krzywej zachorowań. Tylko proszę pamiętać, że to są tylko modele, nie przewidują np. takich czynników jak wpływ wzrostu temperatury na pandemię czy mutacje wirusa, więc to zdanie nie jest zobowiązujące. Mam nadzieję, że w czasie wakacji będziemy już na etapie w miarę normalnego funkcjonowania. Niestety, na jesieni możemy mieć nawrót epidemii, na mniejszą skalę, ale też coraz więcej jest optymistycznych doniesień z badań medycznych. Sugeruję być gotowym na każdy wariant, zaś całkowicie bezpieczni będziemy dopiero wtedy, kiedy pojawi się szczepionka.