Przedsiębiorcy, w których działalność uderzyła epidemia, nie czekają na pomoc państwa. W marcu do rejestru Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEIDG) wpłynęło 58,7 tys. wniosków dotyczących zawieszenia i likwidacji działalności gospodarczej: o 87 proc. więcej niż rok wcześniej.
Na razie przedsiębiorcy, a de facto statystyki te dotyczą w większości samozatrudnionych, wolą zawieszać działalność – w ubiegłym miesiącu takich wniosków wpłynęło 48 tys. Likwidacji było 11,6 tys. Liczba osób, które powiedziały sobie „stop”, w marcu jest ponad dwukrotnie wyższa niż średnia za ostatni rok. Jeśli jednak popatrzymy na definitywne zamykanie biznesu, to przedsiębiorcy jeszcze się przed takim krokiem wstrzymują.
Zawieszanie firm zaczęło się w połowie ubiegłego miesiąca, czyli w momencie, kiedy rząd nakładał na obywateli i przedsiębiorców pierwsze restrykcje – zamykano szkoły, instytucje kultury, galerie handlowe, przywracano kontrole graniczne, zachęcano ludzi do pozostania w domach. Gwałtowny wzrost zawieszonych działalności pod koniec marca nie powinien dziwić. Taki ruch chroni często firmę przed upadkiem. Przyczyną zawieszenia działalności może być też jej sezonowy charakter i to, że jakaś część biznesów nie będzie mogła w najbliższych tygodniach, a nawet miesiącach funkcjonować.
Dzięki zawieszeniu przedsiębiorca zwolniony jest z opłacania składek na ZUS czy zaliczek na podatek dochodowy. Przepisy pozwalają na wznowienie działalności gospodarczej w każdym czasie.